11 LISTOPADA – ŚWIĘTO NARODOWEGO OPTYMIZMU

„Samo się nic nie zrobi! Niepodległości nie da się ani wymodlić, ani wygadać, ani wyszachrować: trzeba zapłacić za nią daninę krwi!” Józef Piłsudski.
Henryk Sienkiewicz, pisząc w „Trylogii” o przełomowych wydarzeniach dla dziejów naszego narodu, zakończył je optymistyczną intencją: „ku pokrzepieniu serc”. Uważny czytelnik stwierdzi jednak, że w tym dziele jest jednak sporo krytycznego osądu naszych wad narodowych, zwłaszcza prywaty, piętnowanej zwłaszcza w „Potopie”. Czy jest się więc czym krzepić, skoro Rzeczpospolita w czasach Jana Kazimierza utraciła na zawsze pozycję mocarstwową, wyszła z wojen straszliwie zrujnowana i ograbiona, tracąc na dodatek prawie 1/4 swojego terytorium?
Niemoc, bezradność, głupota i zdrada dawały znać o sobie jeszcze wiele razy. Przykładami tego były rozbiory Polski a później klęska powstania listopadowego, tylko dlatego że Polacy prowadzili walkę jeszcze bardziej nieudolnie, niż przeciwnik. Historia ostatnich czterech wieków nie nastraja więc nas do optymizmu. Pozornie – można by zwątpić w możliwości naszego narodu. Kiedy po powstaniu listopadowym spadły na naród straszne represje, postawę niezłomności ducha podtrzymywała w narodzie wspaniała literatura romantyczna, przemycana z emigracji do kraju. Eksplozją romantycznego patriotyzmu było kolejne powstanie – styczniowe, które według słów jego pogromcy, cara Aleksandra II, miało być już ostatnim powstaniem. Straszliwe represje, jakie spadły na naród: Sybir, konfiskaty majątków, rusyfikacja, tworzyły wśród wielu Polaków przekonanie, że to powstanie było szaleństwem, a Bóg ostatecznie przeklął tę ziemię.
Ale wtedy, kiedy wydawało się, że idea niepodległości sięgnęła dna, rodziło się pokolenie pogrobowców powstania, które dokonywało weryfikacji ocen własnego narodu. Młodzi Polacy walkę z zaborcą zaczynali w carskich szkołach, zakładając w nich tajne koła samokształceniowe.
W tym pokoleniu urodził się geniusz Józef Piłsudski, który udowadniał później narodowi, że jednak „chcieć, to móc”. Wychowany na literaturze romantycznej i tradycji powstańczej, wierzył, że odzyskanie niepodległości przez Polskę jest możliwe. Człowiek, który w młodym wieku bez dowodów winy trafił na Sybir, poznając na własnej skórze bezprawie i okrucieństwo carskiego zaborcy (w czasie buntu więźniów został uderzony kolbą karabinu i wybito mu przednie zęby). Po powrocie z Syberii, w warunkach carskiego zaboru, za jedyną możliwość docierania do szerokich mas społeczeństwa uznał zaangażowanie w działalności ruchu socjalistycznego, tworzącego w tym czasie w wielu krajach potężną siłę społeczno-polityczną. Aresztowany w czasie redagowania kolejnego numeru „Robotnika” został osadzony w warszawskiej cytadeli, skąd mogły być tylko dwa wyjścia – katorga lub śmierć. Zdumiewający jest heroizm ducha tego człowieka – jedynego więźnia cytadeli warszawskiej, któremu udało się z niej wydobyć! I to bynajmniej nie dzięki łapówkom, czy znajomościom. Piłsudski szczerze nienawidził Rosji i nie mógł liczyć na jakiekolwiek względy. Ale temat nieprawdopodobnego wydostania się z cytadeli zasługuje na osobny artykuł.
W czasie rewolucji 1905 r. i w czasie I wojny światowej Piłsudski lepiej poznawał prawdę o swoim narodzie, wyidealizowaną w literaturze wieszczów. By wychować naród do niepodległości, trzeba mu było ukazać pełną, brutalną prawdę o nim. Nie były to więc słowa otuchy. Najpierw prawdę o narodzie trzeba wyło wyzuć z mitów i hipokryzji, zagłuszających własne sumienie i zatruwających umysł. Warto przytoczyć cytat, który świadczy o roli Józefa Piłsudskiego, jako wychowawcy do niepodległości:
„Niemcy, Francuzi, Włosi, nawet Rosjanie mówią i piszą wiele o rzekomej naszej zapalności i wojowniczości. To nam pochlebia i chętnie temu wierzymy, nawet popieramy to przykładami naszych przodków, poczynając od Sobieskiego i kończąc na Legionach (Dąbrowskiego) i powstaniu 1863 roku. Po doświadczeniach 1905 r. wcale tego nie widzę. Przeciwnie, zgnuśnieliśmy bezwarunkowo i uczyć się musimy od nowa odwagi i waleczności. Pół stulecia pokoju, brak własnej armii, teoria pracy organicznej, oryginalny anarchizm groszorobów, odrzucający konieczność formy państwowej dla narodu, uczyniły z nas społeczeństwo najbardziej pokojowo usposobione na świecie. Jesteśmy ideałem pacyfistów! Wprawdzie pół miliona służy nas nieustannie w wojsku, a z górą milion będzie walczył przeciw sobie w armiach zaborczych w razie wybuchu wojny, ale nas to mało obchodzi. Gdy syna w rodzinie polskiej biorą do wojska, staje się on od razu obcym odciętym członkiem. Wszędzie się żołnierzem szczycą, u nas żołnierza się wstydzą. I to zarówno wśród włościan, gdzie powrotnego na wsi zwą „moskalem”, jak wśród inteligencji, gdzie okres służby wojskowej wspominany jest jak zmora. Aby naród mógł się w tych wstrętach przełamać, musi stworzyć własne wojsko, musi mieć własnego żołnierza, kochanego swego obrońcę i zastępcę… Jeżeli wojska takiego nie stworzymy i udziału w przyszłej wojnie Austrii z Rosją nie weźmiemy, wykreślimy się na długo, może na zawsze z szeregu ludów żyjących. Przestaną się z nami liczyć w Europie… Sąsiedzi zniszczą nas, wydrą nam ziemię i w wieczną zabiorą niewolę”.
Ta gorzka ocena postaw Polaków wynikała z braku oporu młodych Polaków wobec mobilizacji i wysyłania ich przez carat na Daleki Wschód do walki z Japonią. Na warszawskim dworcu rodziny żegnały z płaczem swoich najbliższych, wcielonych w „sołdaty’ i jadących na wojnę. Powołani do armii też z płaczem śpiewali „Serdeczna Matko”, godząc się na brutalne warunki, dyktowane przez zaborcę – nie było prób ucieczki do Galicji, nie było oporu, jak wobec branki przed powstaniem styczniowym. Czterdzieści lat po przegranym powstaniu naród był zupełnie bezradny i nie zorganizowany do walki. Ale trzeba pamiętać, że tak jak klęska Rosji w wojnie krymskiej pół wieku wcześniej, tak klęska w wojnie z Japonią zelektryzowała Polaków, że jednak ta potęga też jest do pokonania, a zbliżająca się nieuchronnie pierwsza wojna między zaborcami, o którą modlił się Mickiewicz, stwarzała Polakom niepowtarzalną szansę odzyskania niepodległości.
Ale tak jak Piłsudski, myślało niewielu. Kiedy w 1910 r. w Krakowie powstała organizacja paramilitarna „Strzelec” (we Lwowie „Związek Strzelecki), adepci sztuki wojennej w czasie musztry zamiast prawdziwych karabinów mieli drewniane atrapy na sznurkach, starsze pokolenie szyderczo wyśmiewało „zabawy w wojnę”, „ołowianych żołnierzyków” i ich komendanta, który „prochu nie wąchał” (Józefa Piłsudskiego, który nie był nigdy wcześniej w akademii wojskowej, ani w armii). Trzeba było mieć heroiczną wiarę, by być odpornym na szyderstwa innych, by nie zwątpić w sens działania, by nie ulec zbiorowej obojętności i apatii.
Bierność i obojętność, a nawet zdarzająca się (rzadko, ale jednak) wrogość wobec polskich żołnierzy (zamykanie domów) dały o sobie znać najbardziej na początku wielkiej wojny, w sierpniu 1914 r., kiedy pierwsza kompania kadrowa wkroczyła do Królestwa, będącego pod zaborem rosyjskim. Polskich żołnierzy nie witano w Królestwie jako wyzwolicieli – nie było entuzjazmu, nie było chleba i soli, łuków triumfalnych, komitetów powitalnych z orkiestrami, nie było zaciągu nowych ochotników. Wolność była przynoszona tym, którzy jej nie pragnęli!
Zszokowany tym komendant Józef Piłsudski, po wycofaniu się Pierwszej Kompanii Kadrowej z Królestwa pisał: „Wróciłem do Krakowa rozbity, prawie chory. Gdzież są ci Polacy ze „Śpiewów Historycznych”, z poezji Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego! Ci rycerze i ofiarnicy, wymarzeni przez matkę? … Te duchy płomienne, groźne, gotowe porwać za broń na pierwszy dźwięk walki o wolność?! Było to najcięższe rozczarowanie, jaki kiedykolwiek przeżyłem”.
Odzyskanie niepodległości przez Polskę było fenomenem, ale jeszcze większym fenomenem, nie docenianym przez sympatyków i wrogów Piłsudskiego było błyskawiczne tworzenie solidnych zrębów państwa polskiego! Ustawodawstwo socjalne z 8-godzinnym dniem pracy, dekret o urzędzie Naczelnika państwa, powołanie rządu, rozesłanie not dyplomatycznych do państw Europy i najważniejszych państw świata oraz nawiązanie z nimi stosunków, rozpisanie i przeprowadzenie wyborów do parlamentu, zwołanie Sejmu Ustawodawczego – w ciągu trzech miesięcy od zakończenia wojny i przyjazdu Piłsudskiego do Warszawy z niemieckiego internowania, ogłoszenie Małej Konstytucji w 10 dni po pierwszym posiedzeniu sejmu – czy ktoś zna szybsze tempo działania władzy? Jednocześnie trzeba było tworzyć armię, zająć się kłopotliwym problemem ewakuacji przez polskie ziemie żołnierzy niemieckich, wracających przez tworzącą się Polskę z frontu wschodniego, wesprzeć walki o Lwów itd. Przeciwnicy Piłsudskiego zarzucają mu, że nie poparł powstania w Wielkopolsce. A kogo miał tam wysłać, jak armia się dopiero tworzyła? (Zresztą – powstańcy sobie świetnie sami radzili), a w lutym 1919 roku doszło do pierwszej konfrontacji militarnej z armią bolszewicką.
Fałszerstwem, uprawianym przez niektórych pseudo-historyków jest przypisywanie Piłsudskiemu zdrady wobec Polaków, mieszkających na wschód od granicy ryskiej z 1921 r. To nie Piłsudski, lecz właśnie endecja, kierowana przez Stanisława Grabskiego, miała wpływ na kształt granicy Polski z Rosją sowiecką (później ZSRR).
Kończąc refleksje nad polskim optymizmem i pesymizmem, należy stwierdzić że optymizm jest pierwszym warunkiem sukcesu. Musi on jednak być poparty mądrością polityczną, nieugiętą wolą i wielkim zaangażowaniem w drodze do sukcesu.
Dzisiaj na facebooku każdy może pisać co chce – historią zajmują się pseudo-historycy, amatorzy i być może celowo piszący na zamówienie przez wrogów narodu polskiego. Trwa kampania pogardy wobec Naczelnika Państwa i negacji jego zasług. Ludzie ci, uważający się za epigonów endecji, w rzeczywistości wypisujący bzdury z jadem nienawiści przeciw wszystkiemu, co polskie, mają za zadanie – zrelatywizować wszystko, zdeprecjonować autorytety – udowadniać, że ludzie którzy kiedyś kierowali się ideami, byli idiotami, oszustami, zdrajcami, itp. Nie chcę przytaczać nazwisk tych pseudo-historyków, bo nawet nie zasługują na umieszczanie ich w sąsiedztwie marszałka.
Wiele szkód w świadomości Polaków wyrządził antypolski film Jerzego Hoffmana „Bitwa Warszawska”, w którym wódz armii bolszewickiej, marszałek Tuchaczewski jest przystojnym i inteligentnym mężczyzną, a armią polską dowodzi zgrzybiały starzec Piłsudski, rozkładający pasjanse (grał go celowo jako postać bez entuzjazmu, aktor D. Olbrychski, który do roli marszałka pasował, jak wół do karety- jaki taki zgrzybiały starzec mógł natchnąć duchem walki swoją armię? Piłsudski w tym czasie miał 52 i pół roku, był osobą tryskającą energią oraz wolą walki). W tym antypolskim filmie jest wiele skandalicznych fałszów. Jednym z nich są tańczący i bawiący się mieszkańcy Warszawy w czasie zbliżania się frontu bolszewickiego. Atmosfera w Warszawie była wręcz przeciwna – skupieni, modlący się mieszkańcy Warszawy, wytwarzający potęgę ducha, który telepatycznie przeszedł do polskich żołnierzy. Innym fałszem było umieszczenie w wątku głównym postaci emerytowanego oficera wojska polskiego (postać absurdalna – tzw. emerytowany polski oficer nie mógł być polskim oficerem, bo w czasie I wojny światowej musiał służyć w obcej armii!). Hoffman, idealizując wodza armii bolszewickiej, „napluł” na mundur polskiego oficera, znanego z nie spotykanego w innych armiach poczucia honoru – ukazał tego rzekomego oficera jako łapówkarza, szantażystę, dziwkarza, pijaka i na dodatek hańbiącego swój mundur – przebranego po pijanemu za krasnoarmiejca! Jak można było umieścić taką scenę, jako główny wątek filmu? Jak można było zezwolić na danie funduszy temu bolszewickiemu propagandziście (Hoffmanowi) na taki antypolski film? Jak można puszczać ten antypolski film w polskiej telewizji?
W atmosferze zatruwania mózgów bałamutnymi informacjami na temat przyczyn i okoliczności odzyskania niepodległości, przypisywania zasług jednym – kosztem drugich, nie zapominajmy o twórcach Polski Niepodległej: Daszyńskim, Dmowskim, Korfantym, Paderewskim, Piłsudskim, Witosie (wymieniam celowo w porządku alfabetycznym!) i wielu, wielu innych – którzy działając ofiarnie przez ponad trzydzieści lat, różniąc się w orientacjach politycznych, w metodach i celach walki – UZUPEŁNIAJĄC SIĘ WZAJEMNIE, PRZYCZYNILI SIĘ DO ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI! Nie wolno nam przeciwstawiać Dmowskiego Piłsudskiemu – i odwrotnie! Kto tak postępuje – ten nie jest spadkobiercą idei wolności.
Dla Józefa Piłsudskiego niepodległość była wielką pasją życia. Swoją pensję Naczelnika Państwa, a później marszałka przeznaczył dla wdów i sierot – rodzin ofiar wojny. Sam utrzymywał się z artykułów prasowych. Był niezwykłym przykładem bezinteresowności i ofiarności. Okazywał z kolei pogardę tym, którzy nie mieli osobistej godności.
W dniu 11 Listopada, w rocznicę odzyskania niepodległości wyraźmy wdzięczność geniuszowi myśli i czynu oraz tym wszystkim, którzy uwierzyli w to, że „chcieć to móc”.
Wojciech Górski

Dodaj komentarz