Przedstawiany przeze mnie poczet sławnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina, wywołuje u niektórych polemikę, kto był rodowitym lublinianinem, a kto – nie. Niektórzy lubelscy „aborygeni” (z języka łacińskiego – „ab origines”, czyli po początku, od urodzenia), uważają, że miejsce na tej liście należy się przede wszystkim osobom urodzonym w Lublinie.
W XIV i w XV wieku, dla bliższej identyfikacji osoby, podawano miejsce, skąd ta osoba pochodziła, a więc byli: Janko z Czarnkowa, Wincenty z Szamotuł, itp., Pod koniec XV wieku tworzyły się nazwiska z końcówką na … ski, ale dotyczyło to tylko prywatnych wiosek i miast (np. Tarnowski, czy Zamoyski). Paradoksalnie – Biernat z Lublina, czy Jan z Lublina w szczycie swojej zawodowe aktywności i sławy, nie mieszkali w Lublinie! – śmieszne byłoby, gdyby wszyscy mieszkańcy Lublina nazywali się: „… z Lublina” – przecież wiadomo!
Czy rzeczywiście, określenie „… z Lublina”, wskazuje na miejsce urodzenia tej osoby? – niekoniecznie. Można z całą pewnością stwierdzić, że ów człowiek spędził w tym mieście znaczną część swojego życia i w nim rozpoczął swoją zawodową aktywność, a gdzie się urodził – mniej ważne. Większość „sławnych lublinian” była mieszkańcami tego miasta z własnego wyboru, lub w wielu przypadkach – z wyboru rodziców, którzy przeprowadzili się ze swoimi dziećmi. Czeski przemysłowiec, Wilhelm Hess (o nazwisku kojarzonym z zastępcą Hitlera), znalazł się w Lublinie przypadkiem – z powodu ciężkiej choroby córki w czasie podróży do Kijowa.
W związku z prezentowanym pocztem, niektórzy wskazali na nazwiska sławnych osób urodzonych w Lublinie: Stanisława Kostkę Potockiego, Andrzeja Struga i aktora Mieczysława Czechowicza. Ci dwaj, pełniący najwyższe funkcje w polskiej masonerii, nie są na tej liście – nie dlatego, że byli masonami, ale że Lublinowi się nie przysłużyli. Masonem był Jan Hempel, który założył spółdzielnię LSS Społem i wniósł trwały wkład w rozwój Lublina. Z kolei, jeśli już obok Józefa Czechowicza miałby być jakiś drugi Czechowicz, to prędzej Marcin – XVI- i XVII-wieczny arianin (piszący się jako Czechowic), zmarły w Lublinie. Aktor, wcielający się w misia z „Dobranocki” ze słynnym epilogiem („A teraz możecie misia w … pocałować”), nie przysłużył się naszemu miastu. Stanisław Kostka Potocki zbył miastu swój pałac przy ul. Staszica, ale później, już jako minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, doprowadził do likwidacji dwóch kościołów i klasztorów franciszkańskich w Lublinie (przy ul. Kalinowszczyzna i przy ul. Bernardyńskiej) – nic pozytywnego w zamian nie proponując – m.in. opuszczony kościół i klasztor kupił za bezcen Rudolf Vetter, przeznaczając go na browar.
Lubelskim aborygenom wypada przypomnieć, że najbardziej znanym lublinianinem XX wieku był … towarzysz Bierut – sowiecki enkawudzista (urodził się na Rurach), miał jedyne w Polsce muzeum biograficzne przy ul. Sierocej i jedyny w Polsce pomnik.
Z kolei niektórzy mieli w Lublinie swoje „5 minut”, by na trwałe zapisać się w historii miasta, a więc – Ignacy Daszyński – za „tę jedną noc” z 6/7 listopada 1918 r. wszedł na trwałe do podręczników historii i jest kojarzony z Lublinem, Stanisław Staszic był autorem budowy pomnika Unii Lubelskiej, który jest symbolem Lublina, bł. Honorat Koźmiński poświęcił neogotycką kaplicę Matki Boskiej w kościele kapucynów, wybudowaną w niezwykłych okolicznościach, itp. Pointą tych wszystkich lublinian i nie lublinian jest Izaak B. Singer, który w Lublinie nie mieszkał, ale to miasto w świecie rozsławił, jak nikt inny wcześniej. O Karola Wojtyłę – św. Jana Pawła II nie będziemy się licytować z Krakowem i z Wadowicami, choć papież ma w Lublinie swój pomnik, jest patronem najstarszej uczelni Lublina, a ponadto jest też lubelski szlak turystyczny Jana Pawła II.
Jesteśmy dumni, że Czachórski, Rogowski, Zelwerowicz i inii urodzili się w Lublinie, ale spośród zasłużonych dla tego miasta, średnio co piąty pochodził z Lublina.
Jak Lublin pamięta o swoich mieszkańcach? – różnie. Wojciech Oczko – pierwszy na świecie lekarz, który napisał traktat o leczeniu kiły, łożący znaczne sumy na odbudowę kościoła św. Pawła w Lublinie, pochowany w tym kościele, jest patronem szpitala w Warszawie i w dwóch prowincjonalnych miastach Polski, ale Lublin nie wyróżnił dotąd tego medyka. Johannes Zuckertort – pierwszy szachowy wicemistrz świata, nie zasłużył dotąd na swoją ulicę w rodzinnym mieście. Wybitny XVII wieczny teolog, mistyk i asceta – dominikanin o. Paweł Ruszel, nie ma dotąd swojej ulicy, a miejscy radni, tuż po śmierci o. Alberta Krąpca (TW – bądź, co bądź), spieszyli się, by plac przy teatrze Andersena nazwać jego imieniem. Wobec odmowy zakonu, nazwali jego imieniem inny plac przy pałacu Czartoryskich.
Wacława Arciszowa, założycielka szkoły żeńskiej w Lublinie, Antoni Krzyżanowski i Tadeusz Moniewski – wybitni lubelscy nauczyciele i dyrektorzy szkół, rozstrzelani przez Niemców na początku wojny, nie zasłużyli dotąd na miano patronów lubelskich szkół. Za to kultywuje się się podrzędnych patronów, nie związanych z Lublinem, jak Sempołowska, Kosmowska i in. A więc – tzw. „wolna amerykanka” radnych, decydujących o nazwach ulic, placów, szkół, czy szpitali, wynika raczej z ich rażącej niewiedzy o historii miasta, kierowania się nastrojem chwili i polityczną koniunkturą.