Slogan „Lublin – miasto inspiracji”, ogłoszony z okazji kandydowania miasta do Europejskiej Stolicy Kultury, nie pokrywa się z rzeczywistością. Jest to miasto, w którym urzędnicy reprezentują mentalność carskich czynowników sprzed stu kilkudziesięciu lat, a „miasto inspiracji” bardziej zasługuje na miano „miasto urzędniczej inercji”.
Dyrektor Wydziału Sportu i Turystyki Jakub Kosowski, odpisując nam w maju 2013 r. w imieniu prezydenta Lublina napisał w uzasadnieniu odmowy wjazdu naszych busów na Stare Miasto, że nasze pojazdy „mogą stanowić zagrożenie bezpieczeństwa dla pieszych” – nie powołując się przy tym na żadne raporty Policji i Straży Miasta. Kiedy zażądałem powołania komisji biegłych, którzy by orzekli – na jakiej podstawie nasze pojazdy są bardziej niebezpieczne od tych, które wjeżdżają na Stare miasto, władze uchyliły się od odpowiedzi a tej sprawie.
Wiceprezydent Lublina, Arkadiusz Szymczyk napisał w 2015 r., najpierw trzeba „zbadać nastroje społeczne” – a więc co? – grozi rewolucja w mieście z powodu naszych busów?
Przewodniczący Zarządu Dzielnicy Stare Miasto, Marcin Pukas, po kilku miesiącach od złożenia przez nas pisma, na moje kilkukrotne żądanie podał nam termin kolejnego posiedzenia rady. W grudniu 2015 r., kiedy akurat byłem za granicą, na zebraniu rady w obecności mojej żony tłumaczył obecnym, że w sprawie głosowania na temat wjazdu naszych busów zasięgał opinii w różnych urzędach i u radców prawnych. Między innymi zwrócił się do Zarządu Dróg i Mostów, administrującego drogami w mieście, gdzie mu powiedziano, że stanowisko Zarządu jest skutkiem braku zgody Miejskiego Konserwatora Zabytków, Huberta Mącika. Przewodniczący Zarządu Dzielnicy SM, Marcin Pukas, w dniu 15 grudnia 2015 r. nie chciał dopuścić do głosowania w tej sprawie, powołując się na rzekomą opinię radców prawnych Urzędu Miasta i przepisy administracyjne, proponując ten temat przełożyć na następne posiedzenie w lutym 2016 r. „Przyparty do muru” przez moją żonę – cyt.: – „jakie przepisy Panu zabraniają przeprowadzić głosowanie?”, gdy zabrakło mu argumentów – ustąpił. Wynik głosowania był: 5 – za, 2 – przeciw, 1 – wstrzymujący się.
Miejski Konserwator Zabytków, Hubert Mącik, kiedy dowiedział się że Zarząd Dróg i Mostów zwalił odpowiedzialność na niego, zareagował z oburzeniem, że to nieprawda, a kiedy dowiedział się że w lipcu 2016 r. urzędnicy ZDiM w wraz z urzędnikami Urzędu Wojewódzkiego nie są przeciwni wjazdowi naszych buów na Stare Miasto, wyraził się, że (cyt.): „chcą być świętsi od papieża”.
Andrzej Matacz (już śp.) i Lech Kowalczyk z Zarządu Dróg i Mostów, wyrazili się prywatnie, osobiście nie są przeciw naszej usłudze i że tylko wykonują instrukcje zwierzchników, ale pan L. Kowalczyk znany prywatnie jako zacna osoba, dał mi do podpisania umowę, wymuszając na mnie zakup znaku drogowego na drodze publicznej za 1000 zł + VAT (230 zł) oraz zmuszając mnie do opłat 600 zł miesięcznie za tzw. kopertę (parkowanie na wyłączność).
Radny Leszek Daniewski, w 2013 r., w rozmowie prywatnej z przewodnikiem Ryszardem Łozińskim wyraził się, że City Tour to świetna idea i że te pojazdy powinny jeździć po Starym Mieście, ale kiedy okazało się, że ja wniosłem skargę do Komisji Rewizyjnej na prezydenta Lublina, postanowił mnie za to „ukarać”, głosując politycznie przeciw naszej usłudze.
Radny Marcin Nowak udzielił wielu wywiadów w naszej sprawie, a na posiedzeniu Komisji Kultury wnioskował o wjazd na Stare Miasto i nawet na deptak, ale dwa razy na sesji wykazał dyscyplinę klubową i zagłosował przeciw naszej usłudze. Mimo to, po tym dwukrotnie składał interpelację w mojej sprawie i jest obecnie największym promotorem naszej sprawy.
Radny Tomasz Pitucha, przewodniczący klubu PiS, mimo mojego pisma w sprawie wniesienia mojej usługi City Tour na sesję rady miasta, odmówił wniesienia sprawy na sesję, tłumacząc że wniosek PiS nie przejdzie z przyczyn politycznych, nie dając tym samym w ewentualnym głosowaniu szansy wykazania się radnym z koalicji rządzącej, a zwłaszcza popierającemu mnie radnemu, Marcinowi Nowakowi.
Zabrakło w radzie miasta 3 Prawych i Sprawiedliwych, którzy by się podpisali pod wnioskiem, żebym nie musiał zbierać podpisów – ale szybko poradziłem sobie i bez nich, odnosząc bez ich pomocy tym większy sukces, bo reprezentujący społeczną siłę.
Stek bzdur, pasmo niekonsekwencji i niemocy – urzędników i radnych.
A ja tymczasem „toczę śnieżną kulę”, która rośnie z każdym miesiącem, która jest wyrazem coraz większego społecznego poparcia i która kiedyś walnie w ten ratusz – bastion ludzi złej woli i arogancji, ludzi o mentalności „carskich czynowników” – symbol miasta urzędniczej inercji.
Wojciech Górski