34. Hess Wilhelm

Ciąg dalszy serii „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. Postacią na piątek będzie niezwykły lubelski Żyd, obdarzony kultem za życia – Jakov Izaak Horowic. Postacią na czwartek jest Czech z pochodzenia, Wilhelm Hess:

34. Hess Wilhelm (1848-1932) – przemysłowiec. Urodził się w Luzy w Czechach. Z powodu biedy wyemigrował do USA. W Chicago pracował w fabrykach wag. Po powrocie z USA, jadąc do Kijowa zatrzymał się w Lublinie, gdzie zaczął produkować wagi typu amerykańskiego. Wykupił plac przy ul. Lubartowskiej i utworzył wielką, nowoczesną fabrykę. Przed I wojną światową firma zatrudniała ponad 1200 osób. Po kryzysie spowodowanym I wojną światową, fabryka rozwinęła się na nowo. W 1929 r. wielki kryzys ekonomiczny dotknął również jego fabrykę. Na skutek pojawienia się konkurencji spadły zamówienia. Dodatkowo, osobiste tragedie przemysłowca – kolejne zgony członków jego rodziny spowodowały, że wyjechał do rodzinnej miejscowości w Czechach, gdzie zmarł – niedługo przed zlicytowaniem jego firmy, która za bezcen została kupiona przez warszawskich Żydów. Spośród wielu lubelskich przemysłowców Hess wyróżniał się swoim humanitaryzmem. Brał udział w instytucjach dobroczynnych. W jego fabryce obowiązywał 8-godzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, kasa oszczędnościowo-kredytowa, stołówka i „tani sklep”. Kontynuacją jego inwestycji były w PRL „Lubelskie Fabryki Wag”.

33. Hempel Jan

Ciąg dalszy cyklu „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”.

Postacią na czwartek będzie Wilhelm Hess, lubelski przemysłowiec, z pochodzenia – Czech (nazwisko to kojarzone jest z zastępcą Hitlera w NSDAP, ale nie ulegajmy symbolice nazwisk!). Postacią na środę jest w jednej osobie liberał, mason, komunista, przedstawiony w wierszu Broniewskiego: „Magnitogorsk, albo rozmowa z Janem”. W 1931 r. wyjechał do „Kraju Rad” … i stamtąd już nie wrócił. Gdy turystom z Rosji podawaliśmy ten fakt w ramach usługi „Lublin City-Tour”, usłyszeliśmy zapytanie – „czto, jemu tam tak nrawiłoś”? (co, jemu tam tak się podobało?), podawaliśmy szokującą odpowiedź: – „niet, jewo tam ubili”. Przy okazji – na liście sławnych lublinian nie ma innego Hempla – Jakuba, który na początku XIX wieku przebudował spalony kościół karmelitów MB z Góry Karmel na ratusz – obecną siedzibę władz miasta (architekt był w cieniu Stompfa, który bardziej zasłużył się dla Lublina).

Jan – chory na „katar żołądka” (z wiersza Broniewskiego):

33. Hempel Jan, ps. Jan Bezdomny i wiele innych (1877-1937) – filozof, publicysta, działacz spółdzielczy. Urodzony w Prawdzie w pow. Łukowskim, w młodości podejmował różne prace, kształcąc się sam. Na początku XX wieku pracował na Dalekim Wschodzie, w Brazylii i w Paryżu, gdzie nawiązał kontakty z francuską masonerią. W 1910 r. przyjechał do Lublina, gdzie założył lożę masońską „Wolni Oracze” oraz został redaktorem „Kuriera Lubelskiego”. W 1911 r. wstąpił do PPS-Lewicy. W styczniu 1913 r. wraz z siostrą Wandą Papiewską założył Lubelskie Stowarzyszenie Spożywców (LSS). W 1921 r. wstąpił do komunistycznej partii KPRP, redagując kilka pism i działając w kilku spółdzielniach. Jego pobyt w więzieniu w 1931 r. opisał poeta Władysław Broniewski w wierszu: „Magnitogorsk, albo rozmowa z Janem”. Po zwolnieniu z więzienia wyjechał do ZSRR, gdzie tłumaczył dzieła Lenina na język polski. Został rozstrzelany w wyniku czystek stalinowskich. Lubelskie dzieło Hempla, znane obecnie jako LSS „Społem”, istnieje już ponad sto lat, prowadząc w mieście ponad czterdzieści sklepów, piekarnie i cukiernie. Władze Lublina pozostawiły nazwę ulicy z jego imieniem, mimo że był komunistą.

32. Grygowa Antonina

Ciąg dalszy cyklu: „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. W środę będzie przedstawiony mason i komunista, który przetłumaczył na język polski wszystkie dzieła Lenina. Brzmi to, jak w epoce PRL. Ale… dekomunizacja tej osoby nie objęła! A dlaczego? – o tym będzie jutro! Był nim bohater utworu Broniewskiego – Jan Hempel.
Skromną bohaterką czasów wojny była Antonina Grygowa, zasługująca w Lublinie na pomnik:

32. Grygowa Antonina, z domu Sarnecka (1898-1980) – „Ciotka Antonina”, „Mateczka” – przedsiębiorca, działaczka społeczna. Urodzona w Kielcach, wyszła za mąż za Franciszka Grygę i razem z nim prowadziła piekarnię przy ul. Orlej w Lublinie. Od początku II wojny światowej była bardzo ofiarna, niosąca pomoc potrzebującym. Wraz z córkami pomagała uchodźcom i żołnierzom. Po bitwie pod Wólką Lubelską przywiozła z pola bitwy trzech rannych żołnierzy. Do obozu jenieckiego znajdującego się w Lubelskiej Wytwórni Samolotów, oprócz chleba przemycała ubrania cywilne, w których wyprowadzano jeńców jako pracowników piekarni. W czasie wysiedlania Żydów Grygowa przyjęła dwie młode Żydówki i zapewniła im opiekę przez całą okupację. Przez pół roku opiekowała się niemowlęciem, urodzonym przez więźniarkę Zamku Lubelskiego. Od 1940 r. wysyłała więźniom paczki, podpisywane przez „Ciotkę Antoninę” – z chlebem, z listami oraz z przemycanymi lekami i grypsami. Zaopatrywała w chleb więźniów Majdanka, szpitale, sierocińce i mieszkańców Lublina. Po wojnie jej małą piekarnię upaństwowiono. A. Grygowa zmarła w Lublinie. Jej imieniem nazwano jedną z ulic w pobliżu obozu na Majdanku.

31. Gretz-Gruell Teodor

Ciąg dalszy serii „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. We wtorek będzie przedstawiona szlachetna postać z okresu II wojny światowej, osoba która zasługuje na pomnik – Antonina Grygowa. Postacią na poniedziałek jest pierwszy prezydent Lublina – Teodor Gretz-Gruell. Prezydenci byli w Lublinie już od 1578 r., ale jako … przewodniczący deputatów (sędziów) duchownych w lubelskim trybunale.

31. Gretz-Gruell Teodor (ok. 1749 – 1814) – aptekarz, pierwszy prezydent Lublina. Urodził się na Warmii w rodzinie niemieckiej. Przez 14 lat miał praktykę w aptece w Warszawie, gdzie zdobył kwalifikacje aptekarza. W 1785 r. został aptekarzem zakonu trynitarzy, którzy w 1788 r. odstąpili mu prawo do prowadzenia własnej apteki. W tym czasie pełnił funkcję wizytatora aptek województwa lubelskiego. W 1788 r. uzyskał obywatelstwo mieszczanina lubelskiego. W czasie obrad Sejmu Wielkiego był zwolennikiem zrównania mieszczan w prawach ze szlachtą. W 1791 r. został wybrany do ławy lubelskiej, a w 1792 r. został pierwszym prezydentem Lublina, porządkując sprawy miasta m.in. oświatę i opiekę medyczną, wprowadzając jednolitą numerację posesji, prowadząc remonty dróg, tworząc służby komunalne i podnosząc stan sanitarny miasta. W czasie insurekcji kościuszkowskiej udzielił powstańcom pomocy, zaopatrując ich w leki. W czasie istnienia Księstwa Warszawskiego był zastępcą prezydenta Lublina. Był współtwórcą i członkiem lubelskiej loży wolnomularskiej „Wolność Odzyskana”. Zmarł w Lublinie. Na Starym Mieście znajduje się ulica imienia Prezydenta T. Gretz-Gruella.

Odpowiedź bezkrytycznemu entuzjaście PiS (Michałowi Sieczka)

Szanowny Panie Michale. Zdjęcie na tle lubelskiego zamku wyjaśnia, skąd Pan pochodzi. Zamiast pisać o komunistycznych POmyjach (a cóż to za frazes?), to niech się Pan weźmie za ratowanie Gimnazjum Nr 9 w Lublinie, bo lokalny PiS (Czytaj: „Pruszkowski i Sprawka”) tę szkołę skazał na likwidację.

Biorąc pod uwagę jej jedynego patrona – Żołnierza Wyklętego, Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” – jest to celowe działanie lubelskiego PO, przy POparciu lokalnego PiS, by zniszczyć nie tylko najlepszą szkołę, ale również jet patriotyczną tradycję, której symbolem jest patron. Gimnazjum Nr 9 w Lublinie jest jedyną szkołą, do której nie będzie naboru w przyszłym roku szkolnym!

Gdy poprosiłem radnego Popiela (który wygrał konkurs Fundacji Wolności na najaktywniejszego radnego Lublina (???!!!), o ratowanie szkoły, bo jest to „drugi wyrok na Zaporę”, ten uciekał w popłochu, tłumacząc, że on „się oświatą nie zajmuje”. A co to za „radny – bezradny”, który wybiera sobie problemy miasta?

Panie Krzysztofie Jakubowskl, proszę poprawić kryteria oceny radnych i za tę sytuację dać „żółtą kartkę” radnemu, który ucieka od problemów miasta i jego mieszkańców. Wygląda na to, że panu Popielowi zostanie w przydziale kompetencji tylko budowa krematorium, przeciw któremu się zaangażował (czyżby tylko z racji nazwiska?).

Panie radny Popiel, był Pan tak spanikowany, że angażując się w sprawę „Zapory”, może Pan wylecieć z hukiem z lubelskiej elity PiS? Milcząco POpierając wyrok na „Zaporę” pokazuje Pan, że w tej haniebnej sprawie lubelski PO-PiS jest monolitem!

A Pan, Panie Michale, niech zejdzie z tego PiS-owskiego patosu na ziemię i powalczy o „Zaporę”, by nie ginął po raz drugi – samotnie i w zapomnieniu.

Argumentacja władz Lublina – jak druk gazety „Prawda” w ZSRR – ten sam stopień zakłamania!

Wczoraj w Panoramie Lubelskiej podałem, że „ograniczanie ruchu pojazdów” na Starym Mieście przez władze miasta brzmi jak druk gazety „Prawda” w ZSRR – nigdzie indziej pojazdy elektryczne do wożenia turystów nie są blokowane przy wjazdach do zabytkowych części miast – i nigdzie indziej pojazdy dostawcze nie mogą wjeżdżać do strefy zabytkowej aż do południa!

Skutek jest taki – że trwają rozmowy władz miasta z restauratorami, by ograniczyć im czas wjazdu zaopatrzenia. Pięć lat temu, zanim zacząłem świadczyć usługę Lublin City-Tour, szlaban dla pojazdów dostawczych był po godzinie 11:00. Ale restauratorzy odpowiednio zadbali o to, by władze miasta przychyliły się do wydłużenia czasu wjazdu tych pojazdów, żeby nie musieli wcześniej przychodzić do pracy. Ciekawe – ile obfitych kolacji z odpowiednimi drinkami musieli zapewnić restauratorzy miejskim decydentom za wydłużenie dla nich czasu wjazdu tych pojazdów?

Krzyk władz miasta, że Stare Miasto, a zwłaszcza rynek – jest strefą pieszych – ma się nijak do zawalenia pojazdami dostawczymi tej części miasta CODZIENNIE (oprócz niedziel) – do samego południa! Można pić kawę pod parasolem, gdy nad głową tłucze się śmieciarka! Można iść z maluchami na rynek, przeciskając się między samochodami dostawczymi.

Ale – skutkiem ubocznym odmowy w mojej sprawie ma być ograniczanie wjazdu pojazdów dostawczych do godz. 10:00! Władze już restauratorom wskazują winnego – że to przeze mnie!

Przeze mnie? – gdyby mi pozwolono jeździć busami elektrycznymi, to nie zarzucałbym władzom hipokryzji w tej sprawie! – a jak ograniczać – to najpierw te ciężkie!

Swoją drogą – czy transport coca-coli, piwa i wody mineralnej musi się odbywać codziennie? – przecież to nie jest produkt nietrwały! Najdziwniejsze, że do każdego lokalu przyjeżdża inny zaopatrzeniowiec. A może narzucić restauratorom jednego hurtownika lub przewoźnika, wyłonionego w przetargu? Czy dowóz nie psujących się napojów nie może odbywać się tylko 2 razy w tygodniu – do godz. 10-tej – w poniedziałek po weekendzie (by zabrać puste butelki po piwie) i w piątek – przed weekendem? A nie – jak dotychczas, staczane codziennie beczki przy siedzących pod parasolami i grupami dzieci przed rynkiem.

Każdy kij ma dwa końce! Z likwidacji zaopatrzenia w rynku w godzinach szczytu turystycznego też się ucieszę jako przewodnik, też zdobędę poparcie wszystkich miejskich przewodników i turystów!

30. Gołębiowski Eugeniusz

Ciąg dalszy listy: „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. Postacią przedstawioną w poniedziałek będzie pierwszy prezydent Lublina, aptekarz Teodor Gretz-Gruell. Dzisiaj prezentowany jest literat Eugeniusz Gołębiowski:

30. Gołębiowski Eugeniusz (1908-1986) – prozaik, poeta, tłumacz i pedagog. Urodzony w Zagórzu, k. Sanoka, studiował we Lwowie. Literacko zadebiutował w 1928 r. Do Lublina przybył w 1934 r., gdzie pracował jako nauczyciel – do 1968 r. Przed wojną napisał powieści Izio i Trio, drukowane w odcinkach w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”. Walczył w kampanii wrześniowej. Na początku wojny był kilka miesięcy więźniem Gestapo na zamku. W 1949 r. obronił pracę doktorską o Sebastianie Klonowicu. Pełnił funkcję kierownika literackiego w Teatrze Muzycznym w Lublinie i kierownika w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym dla Polonistów. W latach 1956-1957 był prezesem Lubelskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Był autorem powieści Dożywocie pana Woyszy oraz kilku opowieści biograficznych: Zygmunt August. Żywot ostatniego z Jagiellonów, Kapitan Cook, wielu wierszy, bajek i librett do utworów muzycznych oraz przekładów z literatury niemieckiej. Zmarł w Lublinie. Postać symbolizująca pożądany wzór postawy społecznej i obywatelskiej w czasach PRL – w 1969 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, którego nie przyjął ze względów politycznych.

29. Gostyński Kazimierz

Ciąg dalszy naszej serii „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”.

Na sobotę, 4 lutego postacią będzie literat Eugeniusz Gołębiowski. W piątek postacią prezentowaną przeze mnie będzie ksiądz Kazimierz Gostyński:

29. Gostyński Kazimierz (1884-1942) – błogosławiony, kapłan, męczennik. Urodzony w Warszawie, po ukończeniu gimnazjum wstąpił do seminarium duchownego w Lublinie. Przyjął święcenia kapłańskie w 1908 r. Studiował teologię w Innsbrucku. W 1914 r. został rektorem kościoła św. Piotra w Lublinie. Uczył religii i języka niemieckiego w Gimnazjum im. Staszica w Lublinie oraz łaciny w Seminarium Duchownym. W 1915 r. założył Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego, zostając na wiele lat jego dyrektorem. W 1933 r. został dyrektorem Gimnazjum Biskupiego na Czwartku w Lublinie. W 1935 r. zrezygnował z funkcji dyrektora, zostając rektorem kościoła Wniebowzięcia NMP w Lublinie. Po wybuchu wojny, nie opuścił Lublina. Został aresztowany przez Gestapo 11 I 1940 r. i uwięziony na Zamku w Lublinie. Po kilku miesiącach został wywieziony do obozu Sachsenhausen, a następnie do Dachau. 6 maja 1942 r. został zagazowany w komorze gazowej. Przy kościele św. Maksymiliana w Lublinie istnieje od 1991 r. prywatne katolickie liceum (a od 1999 r. – zespół szkół) im. ks. Kazimierza Gostyńskiego. 13 czerwca 1999 r. w Warszawie został beatyfikowany jako jeden ze 108 męczenników z czasów II wojny światowej.

Kosmodrom w Lublinie!

Zdyscyplinowanie radnych PO wobec swojego bossa – prezydenta Żuka, jest tak wielkie, że – jak powiedział jeden radny – gdyby Żuk chciałby wybudować w Lublinie kosmodrom, to wniosek przeszedłby przy 100% poparciu radnych tego klubu – zero krytycyzmu, zero własnego, zdrowego rozsądku.

Jeśli dyscyplina partyjna jest tak zniewalająca, to po co więc tylu radnych? – i tak wynik głosowania w radzie jest do przewidzenia, prawie z takim prawdopodobieństwem, że jutro znowu będzie dzień. „Społeczny klin” między „zabetonowanymi klubami”, który reprezentowałby niezależne w poglądach, aktywne społecznie osoby, mógłby zmienić filozofię sesji rady, gdzie przepychanki polityczne są ważniejsze, niż prywatna opinia każdego radnego z partyjnego klanu.

Ciekawe – dlaczego i PO i PiS tak boją się jednomandatowych okręgów wyborczych – nawet na szczeblu gminy, na prawach powiatu?

Przewietrzyć radę w Lublinie!

Ponieważ nasza sprawa City Tour znalazła się w porządku sesji rady, miałem okazję przysłuchać się wystąpieniom radnych, którzy popisywali się swoją polityczną poprawnością. Kiedy skończy się ten cyrk, w którym radni przestaną się podlizywać swoim partyjnym bossom?

Czy Przewodniczący Rady Miasta, Piotr Kowalczyk zacznie kiedyś reagować na „polityczne śmieci”, wypowiadane przez radnych, nie związane ściśle z porządkiem posiedzenia?
Byłem zewnętrznym, biernym obserwatorem posiedzenia, ale mogę sobie pozwolić na komentarz pod adresem radnych, zabierających głos nie na temat.
Szanowni Państwo radni – polityczne dyskusje o reformie edukacji są w parlamencie – mierzcie więc Państwo wyżej ze swoimi potrzebami eksponowania własnych poglądów!
Ten PO-PiS retoryki politycznej rozpoczął radny PO, M. Krawczyk, krytykując decyzję rządu PiS. Czy swoim wystąpieniem dotrze do przekonań premier Szydło i minister Zalewskiej i zmieni ich decyzje? – jeśli nie, to po co te polityczne wywody?
Polemiczny temat podjęła radna M. Suchanowska z PiS, która chyba sama nie wiedziała o czym mówiła. Warto odtworzyć jej wystąpienie i podać je do publicznej wiadomości, żeby ludzie bliżej poznali, jaki poziom reprezentuje owa radna. Z kolei P. Gawryszczak, oprócz politycznych frazesów zaproponował, żeby już po klasie szóstej przyjmować dzieci do uzawodowionych klas i szkół. Czy nie za wcześnie – Panie radny? Ale, kiedy dowiedziałem się, że występuje w tej sprawie sam lubelski komendant OHP – wszystko było jasne.
Temat polityczny podęli radni S. Brzozowski i P. Popiel z PiS, M. Banach z WL i B. Margul z PO. Któryś z radnych PiS użył argumentów, że reforma wraca do dobrego, przedwojennego systemu edukacji (z tego co ja pamiętam – 8-latkę wymyślono w latach sześćdziesiątych XX wieku, czyli w PRL!).
Najbardziej irytujące pod względem politycznym i czasu trwania wypowiedzi było obok wystąpienia M. Krawczyka, wystąpienie radnej sejmiku(?!), C. Stasiak, jako przewodniczącej związku ZNP na temat podwyżek dla nauczycieli. A czy Pani radna nie może zwrocić się do prezydenta Lublina o dopłatę do niskich pensji nauczycieli? – przecież w wielu gminach tak się robi! Zamiast wydawać pieniądze na bezsensowne podróże po Izraelu, budowę Stawów Królewskich, przebudowy Alei Racławickich za ponad 100 mln zł, nie można z budżetu miasta dofinansować biednych nauczycieli? A jeśli to jest pretensja do premier Szydło, to Szanowna Pani radna – to nie ta izba!
Sprowokowany do obrony stanowiska rządu, zabrał głos szef klubu PiS, T. Pitucha, który wyręczając rzecznika rządu, gwarantował podwyżki dla nauczycieli.
Czy to jest wlaściwa płaszczyzna do prowadzenia takiej polemiki?
Ja mam taką propozycję – może radni ją podchwycą? Jeśli nie – to w następnej kadencji, jeśli uda nam się wejść do rady miasta ze społecznej listy – POWINIEN BYĆ REGULAMIN RADY, KTÓRY KARAŁBY FINANSOWO RADNYCH I PROWADZĄCEGO ZEBRANIE ZA NADMIERNE GADULSTWO – NIE NA TEMAT!
A więc – za pierwsze 5 minut – kwota 50 zł grzywny, za następne – 100 zł, za kolejne 5 minut – 200 zł, itd… – w postępie geometrycznym.
Po każdej radzie powinno być wyliczenie przez obsługę rady „mielenia ozorem nie na temat”,powtórzone na technicznym posiedzeniu radnych, z biernym odtworzeniem nagranej sesji. Prowadzący posiedzenie – przewodniczący, lub jego zastępca, po kolejnych karach finansowych, powinien być odwołany z funkcji za nieudolne prowadzenie sesji.
Polityczne wystąpienia radnych – nie na temat! – nie powinny być zabiegiem o ponowne umieszczenie na liście, na premiowanym miejscu, gwarantującym prolongatę mandatu. Szkoda czasu na „bicie piany” w miejscu, gdzie nie dyskutuje się o wielkiej polityce, tylko o konkretnych potrzebach mieszkańców.