Korona królów

„Korona królów” – moja ocena serialu. Nie widziałem ostatniego odcinka, ale po czterech częściach mogę sobie doraźnie wyrobić opinię. Mam nadzieję, że częściowo zweryfikuję swój pogląd na temat filmu. Jako historyk, irytuję się scenami sztucznymi, nieudolnie naśladującymi „Wspaniałe stulecie” (trucizna, wniesiona z workiem mąki? – a co to za wątek i jaki jest jego finał?).

Zauważyłem, że scenariusz do filmu historycznego pisała kobieta, co automatycznie rzutuje na płytkość i powierzchowność treści. Znam już dwa filmy historyczne, do których scenariusze pisały kobiety – „Królowa Bona” – według Haliny Auderskiej i „Janosik” według Agnieszki Holland – oba słabe!

Serial o ambitnej włoskiej królowej został zamówiony ponad 40 lat temu przez władze PRL, kiedy gotowy scenariusz do filmu miał Jerzy Mikke – filmu, który nie przebił się przez ówczesną cenzurę, bo dotykał problemów polityczno- moralnych.Scenariusz Mikkego pt. „Ostatni z Jagiellonów”, doczekał się wersji teatralnej w 1989 r. – po upadku komuny.

Jeśli chodzi o „Janosika”, to już recenzenci sobie zakpili, że autorka scenariusza i jednocześnie reżyserka, oszczędzała na kostiumach i więcej w tym filmie było scen łóżkowych, niż batalistycznych. Sceny batalistyczne – według kobiety? – abstrakcja!

Ale zajmiemy się filmem. Są duże plusy i jeszcze większe minusy. Plusem jest gra żony Kazimierza – Aldony Kenny-Anny. Aktorka mówi świetnym, ruskim akcentem! Świetni są: Łokietek (jak z pocztu Matejki!) i jego władcza żona, Jadwiga. Ale nie to stanowi o wartości filmu.

1. Jako historyk, nie cierpię fikcji, zwłaszcza tam, gdzie jest sztucznie wstawiona i nie wynika z niej żaden wpływ na dalszy przebieg akcji (we „Wspaniałym stuleciu” wszystko miało logiczny ciąg). Sztuczna wizyta „incognito” Olgierda w Krakowie jest tak irracjonalna, że aż irytująca! Następca Giedymina w Krakowie – bez zaproszenia władcy? – co za absurd! Jego misja – namawianie żony do powrotu – kolejny absurd!.

2. Zupełne „przerysowanie” konfrontacji pogaństwa z chrześcijaństwem! Od prawie stu lat wcześniej pogańscy Litwini obcowali na co dzień z chrześcijanami – książęta litewscy żenili się z ruskimi, prawosławnymi księżniczkami i brali żony katolickich Piastów mazowieckich. Jedyny król Litwy, Mendog przez dziesięć lat był katolikiem (1253-1263), koronował się w Nowogródku, gdzie mieszkali również prawosławni Rusini.

3. Podobna jest sytuacja z językiem. Matka Aldony Kenny-Anny, Jewna, była prawosławną Rusinką! Język ruski na dworze litewskich Giedyminowiczów nie był więc językiem obcym. W XIV wieku był językiem dworskim! Po ekspansji księstwa litewskiego na olbrzymie przestrzenie Rusi, odbieranej Tatarom przy pomocy samych Rusinów, sami rodowici Litwini i Żmudzini stanowili zaledwie kilkanaście procent ludności w państwie! – resztę stanowili Rusini.

4. Nie podoba mi się wymyślanie sztucznych wątków, a pomijanie wątków prawdziwych, stanowiących niezwykłą dramaturgię! Nie było sceny romansu z Klarą Zach na dworze w węgierskim Wyszehradzie u jego siostry Elżbiety i jej męża Karola Roberta, kiedy 20-letni Kazimierz miał rzekomo zgwałcić Klarę, po czym jej ojciec, węgierski magnat, w przypływie szału rzucił się z mieczem na węgierskiego króla, kiedy Kazimierz był już w drodze do Krakowa. Czy to był skandal, zakończony dramatem – obcięciem przez zuchwałego magnata palców u ręki Elżbiety (nazywanej odtąd: Elżbieta Kikuta), poćwiartowaniem zamachowca, obcięciem Klarze nosa i uszu oraz włóczeniem jej końmi – czy nieudana próba zamachu stanu, gdzie Klara miała być prowokacją, z której młody Kazimierz skwapliwie skorzystał – nieważne! Oficjalna wersja obecnych węgierskich historyków potwierdza stanowisko dworu z XIV wieku, że była to próba obalenia silnego węgierskiego króla, a krzyżacka propaganda, oprócz plotek o zniewieściałym królewiczu, oskarżała go wyłącznie za węgierski dramat.

5. Pokazywanie bez przerwy zrekonstruowanego zamku w Bobolicach staje się nudnawe. Czekam na wielki krakowski rynek, na istniejącą już Bramę Floriańską, na kościół Mariacki! – dlaczego tak zubaża się scenografię?!

Gdybym ja pisał scenariusz do filmu historycznego, to zadbałbym przede wszystkim o wątki dramatyczne, ale prawdziwe! Przerwanie odcinka w momencie rzucania się z mieczem Floriana Zacha na węgierskiego króla, trzymałoby widzów w napięciu, czekających na finał tej akcji oraz zmuszałoby do szukania w książkach i w Internecie ciągu dalszego, znanego już z historii. A tak – to jest obyczajowa telenowela, trochę ciekawsza od nudnej „Blondynki”.

„Korona królów” – dramat w kilkudziesięciu aktach. Ten dramat – to scenariusz, który nigdy nie powinien być podstawą do kręcenia filmu historycznego. Czy autorzy tego pseudo-dzieła zdają sobie sprawę ze spustoszenia w świadomości historycznej, jakie ten film wyrządza Polakom?

Fabuła jest tak irracjonalna, że jeszcze brakuje kościotrupów z Karaibów. Oglądając ten film, wyrażam mimo wszystko szacunek dla autorów scenariuszy do filmów, kręconych w czasach PRL. Ubarwienie historii fikcją literacką jest istotą filmu fabularnego, ale nie może ono być w jaskrawej sprzeczności z prawdą historyczną. Fabuła jest naiwna, wręcz żenująca.

Wstawianie sensacyjnych wątków, nieudolnie naśladujących „Wspaniałe stulecie” – jest koszmarnym wypaczaniem historii! W Polsce nie było monarchii despotycznej. Poza zabójstwem księcia Leszka Białego przez pomorskiego Świętopełka, zabójstwem króla Przemysła II przez zamachowców z Brandenburgii i prawdopodobnym otruciem Kazimierza Sprawiedliwego, w Polsce trucizna, sztylet i sznur, nie były sposobami rozwiązywania problemów politycznych. Nie można obcych wzorców kulturowych przenosić na polski dwór. Jak wypacza się w ten sposób historię! A potem znowu jakiś pseudo-ekspert napisze, że Mieszko I, to był bandyta.

Następca tronu wielkiego księcia Litwy – przyjeżdża „incognito” na dwór wawelski – bez wiedzy i zgody króla, a później staje się jedną z ważniejszych postaci dworu? – co za absurd! – Takich kardynalnych błędów merytorycznych się nie popełnia! Dlaczego autorzy scenariusza nie korzystali z konsultacji merytorycznej ekspertów? Pomijając rzetelność historyczną Sienkiewicza (za wyjątkiem oceny postaci Janusza Radziwiłła i Jerzego Lubomirskiego), to do filmu Hoffmana, ekspertem w zakresie poprawności merytorycznej był wybitny historyk, Kersten. A tu – kto odpowiada za taką chałę?

Dlaczego autorka scenariusza nie wstawiła wątku z próbą zamachu na królewicza w Pyzdrach, którego mieli dokonać Krzyżacy, na skutek zdrady Wincentego z Szamotuł? Tu była okazja do trzymania widza w napięciu!
Dlaczego nie ma wątku tragicznego romansu królewicza z Klarą Zach, tylko są jej wypaczone echa? Jak można tak beznadziejnie przedstawiać prawdziwą historię tego dramatu? W 1330 r., w Wyszehradzie Klara, prawdopodobnie podstawiona przez węgierską, anty-królewską opozycję, przespała się z królewiczem. Czy był to gwałt, czy prowokacja – nieistotne. Po skandalu, jaki wybuchł na dworze, królewicz szybko opuścił Węgry, a ojciec Klary rzucił się z mieczem na króla Węgier, próbując go zabić. Męża zasłoniła ręką królowa Elżbieta, tracąc palce u ręki, a zamachowiec został szybko zabity przez królewską straż. Zabijać szwagra winowajcy? – nie ma co do tego wątpliwości, że Klara była do tego pretekstem. A Klara? – wbrew idiotycznym wątkom, że urodziła Kazimierzowi córeczkę (na filmie – jako 7-8 letnią dziewczynkę), gdyby ją nawet urodziła, to jej córka mogłaby w czasie śmierci króla Władysława mieć co najwyżej 2 lata – ale Klara żadnej córki nie urodziła! Obcięto jej nos i uszy, a następnie wleczono końmi. Tak oszpecona i sponiewierana, zmarła kilka lat później. Fikcyjna córka Klary – razem z królewnami w jednej komnacie – co za absurd?!

Jako przewodnik byłem uczony, że o obiekcie nie mówi się, kiedy się go nie pokazuje. Ta metodyka powinna być też przeniesiona do filmu. Zamiast powtarzać wciąż fałszywe informacje o skandalu z Klarą Zach, należało ten wątek przedstawić – w sposób niejednoznaczny. Jak było naprawdę – najlepiej wiedziała sama Klara – czy ojciec wysłał ją z tajną misją, czy też Kazimierz przekroczył granice przyzwoitości?

Dlaczego tworzy się fikcyjne, idiotyczne wątki, kiedy historia sama napisała tak dramatyczny scenariusz? Ile jeszcze będzie idiotycznych trucizn i trucicieli na Wawelu? Niech sobie pani Łepkowska pisze science-fiction we współczesnych serialach, ale niech nie wypacza historii! – to nie jej dziedzina.

Dodaj komentarz