Lubelscy kandydaci do sejmiku – celebryci, farbowane lisy, „odgrzewane kotlety”centroprawicy.

Lubelską listę PiS otwiera M. Ryba – profesor KUL, występujący niekiedy po 2 razy w w tygodniu w ogólnopolskiej TVP 1. Oprócz tego jest podobno częstym gościem TV Trwam. Cenię poglądy pana profesora, cenię również jego stateczność, umiar i kulturę osobistą, ale samorząd, to nie uczelnia gdzie prowadzi się akademickie dyskusje, tylko miejsce gdzie się walczy o interesy lokalnej, czy regionalnej społeczności. I tu pan profesor nie ma się czym pochwalić – ze wszystkich radnych opozycji (pomijam p. A. Jaśkowską, która doszła po rezygnacji posła S. Tułajewa) pan Ryba złożył w ciągu tej kadencji najmniej interpelacji – tylko 10. Są radni, którzy złożyli ich ponad sto (P. Popiel – 152, S. Brzozowski – 124, a radny koalicji M. Nowak – aż 167). Radnych z PO nie liczę, bo zawsze radni rządzącej koalicji piszą mniej wniosków. A więc – pan profesor, jako „lokomotywa”, zasadniczo użycza swojego szyldu do ciągnięcia listy, ale sprawami samorządu mniej się interesuje.

Drugi z listy – Z. Wojciechowski – byłby lepszym kandydatem na prezydenta Lublina, niż obecny kandydat, ale to już problem PiS. Zastanawia mnie tylko, jak te organizacje akceptują politycznych kameleonów, farbowane lisy, które „płyną z prądem” partii u władzy. Gdzie jest ich tożsamość ideowa, jako główne kryterium selekcji kadrowej? – ROP, PO (mandat poselski po zwolnieniu go przez J. Palikota), a teraz znowu – PiS? „Jestem za – a nawet przeciw” – jak u Bolka. Czy tym kandydatom PiS zależy na sprawach regionu, czy tylko, by być zawsze u władzy?

Trzecia na liście jest dziennikarka TVP Lublin, Bogna Bender-Motyka, która na czas kampanii wyborczej wzięła podobno urlop bezpłatny.  Czy jej medialna popularność przeniesie się na głosy wyborców? – niekoniecznie. Skoro obecny prezydent Lublina, K. Żuk (z PO), wyrzuca dziesiątki (a raczej setki) tysięcy na bilboardy w mieście, to wygląda na to, że nie jest pewien wyniku i tą nachalną propagandą chce przekonać wyborców.  Znane nazwisko i znana twarz, niekoniecznie gwarantują sukces. Były wicemarszałek sejmu z lat 1991-1993, D. Wójcik z KPN, w wyborach do rady miasta Lublin w 2006 r. zdobył zaledwie … 57 głosów.

Wyborcy do samorządu kierują się innymi kryteriami, niż do parlamentu. Do parlamentu głosuje się na szyld – przykład: trzy i pół-krotna przewaga PiS nad PO. A w samorządzie PiS przegrywa trzecią kadencję z kolei. Bo w samorządzie preferuje się osobę, a nie szyld partyjny. I w tym upatruję swoje szanse na sukces.

 

Dlaczego kandyduję do sejmiku?

  1. Dlaczego kandyduję z listy Kukiz’15?

Ludzie często zadają mi pytanie – dlaczego kandyduję z tej listy?

Odpowiem krótko – bo nie ma JOW-ów, o które właśnie walczył Kukiz!

To jest dla mnie jedyny szyld, spod którego mogę startować. Nie ma okręgów jednomandatowych do samorządu. Dlaczego? – bo nepotyczne partie: PiS, PO, PSL i SLD utraciłyby swoje bazy klientów, windowanych miernot, leni, karierowiczów, itp. Bo wtedy wybierałoby się bezpośrednio osoby aktywne, obdarzone szacunkiem i zaufaniem – lokalnych działaczy samorządowych, cenionych w środowisku nauczycieli, przedsiębiorców, którzy przez umiejętne zarządzanie odnieśli sukces, itp. A teraz – wystarczy się podlizywać partyjnemu bossowi, by być na premiowanym miejscu na liście.

Poza tym – dla PO jestem wrogiem (z wzajemnością), dla PiS – człowiekiem obcym, bo tam nie tolerują osób, które mają swoje zdanie. Podam przykład: największy leń w radzie miasta (P. D.) przez cztery kadencje, został wywindowany przez lokalny układ PO-PiS: najpierw zrobił sobie fotkę z Jarosławem K., w wieku 27 lat otrzymał „1” na liście, w następnej kadencji – znowu „1” z PiS, a w ostatnich dwóch kadencjach – PO „1” – ale z PO. Kto osobiście winduje takie miernoty? Wywalczmy JOW-y w samorządzie, a wtedy będę miał szyld: WOJCIECH GÓRSKI.

2. Dlaczego startuję w wyborach do sejmiku? – odpowiedź koledze z innej opcji politycznej:

Andrzeju – chyba nie odmówisz mi SPOŁECZNEGO zaangażowania w sprawy Lublina. Ten facet z ratusza (K. Żuk) robi to za publiczne pieniądze, marnotrawiąc je na takie i inne bzdury. W sprawie bezsensownej inwestycji – Stawu Królewskiego za 86 milionów, składałem osobiście protest. Podzamcze i Lubartowska są prawdziwą wizytówką Lublina. Zardzewiałe blachy na dachach, komórki na węgiel z powyrywanymi drzwiami, obskurne bramy i podwórka, opadające tynki z budynków, połamane i krzywe płyty chodnikowe, kałuże w pobliżu dworca PKS – to jest prawdziwy obraz Lublina!

Ja dwie książki o Lublinie wydałem w 100% za własne pieniądze – tak promuje się Lublin. A na Lublinerów, którzy wydali Jadźkę Podpalaczkę, miasto dało 400 tys. zł – nieprzyzwoitego wiersza z ich publikacji nie wypada mi nawet cytować. Jeśli zarzucasz komuś brak doświadczenia, brak zaangażowania, to akurat mój przykład temu zaprzecza.

Chwali się codziennie Bury (kandydat do sejmiku z Nowoczesnej) sukcesami w Dzienniku Wschodnim? – ja też mam się czym pochwalić! Książki wydaję za swoje pieniądze, bo miasto mi ich nie dało.

Mam 5 dzieci – wszystkie mieszkają w Polsce i pracują. Pracę sobie załatwili sami! Pracuje nawet syn, tegoroczny maturzysta, finalista dwóch olimpiad centralnych. Nikt im posadek i synekur w urzędach nie załatwiał. Córka i jeden syn są po informatyce na warszawskich uczelniach, jeden syn – po historii na UJ, jeden kończy grafikę na UMCS, a najmłodszy jest przyjęty na informatykę na UW. Kto z lubelskich kandydatów pochwali się takimi sukcesami?

3. Dlaczego startuję do sejmiku?

– bo chcę wesprzeć lokalne inicjatywy, które nie mają wsparcia u bezdusznych urzędników.

Kasta urzędników prze do władzy, by móc dalej utrzymać swoje posady i pozałatwiać je dla najbliższych.

Co ci ludzie w życiu indywidualnie osiągnęli?

Urzędnik, który ma posadę dzięki nepotycznym układom, który upchnął na etaty swoje dzieci? – znamy takie nazwiska: Pruszkowski, Mach, Wcisło, i tuziny innych! Ja reprezentuję inne standardy obyczajowo-kulturowe. I dlatego jestem bardziej wiarygodny od tych, prących „do żłobu”, nie potrafiących działać samodzielnie, na własną rękę.

Dlaczego startuję do sejmiku? – bo nie wypada mi kandydować do rady miasta, żeby mi nikt nie zarzucił, że załatwiam w ratuszu prywatne sprawy.

Takich, odtrąconych przez bezduszny aparat lokalnych urzędników znam więcej: Józef Majewski z Gołębia, mający jedyne w Europie Muzeum Nietypowych Rowerów, mający swoją ekspozycję w ciasnej, prywatnej szopie, nie mający parkingu, toalet, toru do jazdy rowerami, pan Gajewski, garncarz z Bęczyna, nie mający parkingu, łazienki i toalet dla dzieci, uczestniczących w pokazach lepienia garnków, pani Trepiak z Wilkołaza, hafciarka, która nie ma izby do przyjmowania grup wycieczkowych. To są lokalne inicjatywy LUDZI POZYTYWNIE ZAKRĘCONYCH, mających entuzjazm, z trudem zarabiających pieniądze na utrzymanie, nie mają wsparcia władz lokalnych i regionalnych. Taka powinna być rola samorządu wojewódzkiego, by wesprzeć prawnie i finansowo ich inicjatywy, by promować ich działalność w reklamach, pokazach, itp. Taka powinna być moja rola w sejmiku – wykorzystania mojej energii i zmysłu inicjatywy do działań na rzecz promocji lokalnej przedsiębiorczości.