23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita.

23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita!

[Dwa lata temu pisałem o haniebnej ucieczce wojsk polskich spod Piławiec – 23 września 1648 r. Rok temu napisałem o haniebnej zdradzie wojsk polskich 23 września 1651 r. pod Białą Cerkwią, kiedy była ostatnia szansa na uratowanie Rzeczypospolitej. Ponieważ przybyło mi znajomych, chciałbym zaprezentować swoją ocenę wydarzeń, opisanych w „Trylogii” H. Sienkiewicza. Chciałbym w przyszłym roku zamknąć temat Lublina i „wypłynąć na większe wody” – broń Boże – „Żółte Wody”! Zaprezentuję teraz cykl 10 artykułów, odtwarzanych z publikacji rok temu. Nie mam teraz czasu czasu na ich korektę, więc proszę je przyjąć jako materiał roboczy:]

Część I:

23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita!

Rok temu, z okazji rocznicy haniebnej ucieczki wojsk polskich spod Piławiec (23 września 1648 r.) zamieściłem tu na Fb artykuł o Piławcach i Beresteczku. Dzisiaj piszę artykuł o wiele szerszy, ukazujący jeszcze większą dramaturgię dziejów Polski, która została zniszczona na skutek złej woli kilku ludzi, żyjących w połowie XVII wieku. A oto główni „architekci” upadku Pierwszej Rzeczypospolitej:

1. Mikołaj Potocki (1593-1651) – „Alfa i Omega” upadku państwa. Po śmierci hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w 1646 r. (to był rzeczywiście „koniec Polski”) objął wielką buławę hetmańską. Epitety, jakimi jest określany, nie są pozytywne: „marny, przesądny, niedołężny, zbyt pewny siebie wódz, alkoholik, rozpustnik, kunktator. Pierwszy i chyba jedyny w historii Rzeczypospolitej hetman prowadzący bitwę z karocy, pod wpływem alkoholu. Dodatkowo autor klęski pod Żółtymi Wodami i Korsuniem oraz wątpliwego zwycięstwa w kampanii 1651 r. zakończonego ugodą w Białej Cerkwi”.
• Zacytuję krótki biogram hetmana – pijaka, opracowany przez Wojciecha Kalwata:
„Był dobrym żołnierzem, ale jedynie jako podkomendny. Otrzymane rozkazy wykonywał sumiennie, ale na samodzielnego wodza zupełnie się nie nadawał. Odznaczał się przy tym cechami charakteru, które przysparzały mu ciągłych wrogów i problemów. Pod komendą Koniecpolskiego sprawował się dobrze. Jako hetman polny (od 1637) zwalczał kolejne bunty kozaków. Największym jego sukcesem w tych starciach było zwycięstwo pod Kumejkami (16 XII 1637). Przez króla i hetmana wielkiego nie był dopuszczony do planów wojny z Turcją. Dopiero po śmierci swego protektora, został w nie wtajemniczony i zaangażował się w jawne przygotowania wojenne. Obdarzony buławą wielką koronną w 1646 r. robił wszystko, aby udowodnić, że na nią nie zasłużył. Gdy wybuchło powstanie Chmielnickiego napisał do króla, że nie dobywając broni, samym strachem skończy rebelię. Nie skończył.

• Zadufany w sobie, podzielił swe skromne siły na trzy części. Wysłani drogą wodną kozacy rejestrowi przeszli na stronę powstańców. Jego syn Stefan poniósł klęskę pod Żółtymi Wodami (16 V 1648), a ojciec – zamiast pomóc synowi – dał sygnał do odwrotu. Nie orientując się kompletnie w sytuacji, został zaskoczony widokiem Tatarów, którzy wspierali kozaków. 25 V pod Korsuniem zastosował formację taborową, kompletnie nieprzydatną w trudnych warunkach terenowych. Kozacy rozerwali tabor, bitwa zamieniła się w rzeź, a trzykrotnie ranny hetman dostał się do niewoli. O klęsce zadecydowało niedocenienie przeciwnika, a także umiłowanie do kielicha. Diabła tam miał być dobry rząd – pisał Bogusław Maskiewicz – kiedy (…) hetman wielki koronny, Mikołaj Potocki ustawnie się opił gorzałką i (…) pijany w karycie siedział. Wypuszczony w 1650 r. za okupem, od razu po powrocie popadł w konflikt z innymi polskimi dowódcami. W sławnej bitwie pod Beresteczkiem dał popis niekompetencji, narażając armię na klęskę. Doradzał królowi zamknięcie się w warownym obozie i nie dawaniu odporu przeciwnikowi w otwartym polu. Na szczęście Jan Kazimierz wybrał inne rozwiązanie, które doprowadziło do zwycięstwa. Na królewski rozkaz zaatakowania taboru kozackiego, miał odpowiedzieć: iż na tabor dość czasu jutro będzie nastąpić, a on nazajutrz nieborak pił i upieł się był nie myśląc o taborze. Wkrótce potem zmarł, pozostawiając po sobie opinię wahliwego kunktatora i pijaka”.
Alfa – autor pierwszych klęsk Rzeczypospolitej w walce z Kozakami. Niezależnie od tego, czy w czasie bitwy pod Korsuniem, hetman był rzeczywiście pijany, czy było to tylko złośliwe pomówienie przez jego przeciwników, pozostaje wiele pytań: czy hetman był na tyle głupi, że w celu stłumienia powstania Chmielnickiego nie połączył swoich sił z wojskami Jeremiego Wiśniowieckiego, podzielił swoje skromne siły na 3 części, wysyłając najsłabszy korpus ze swoim synem Stefanem pod Żółte Wody, a gdy osaczony syn bronił się w warownym obozie ponad 2 tygodnie – jako jego ojciec i wódz armii, zamiast przyjść mu z odsieczą, oddalał się od osaczonego przez wrogów korpusu? Czy trzeba być aż tak wielkim idiotą, by popełniać tak kardynalne błędy, czy jego postawa ma wszelkie znamiona zdrady? A jeśli tak – to kto sterował tym człowiekiem, który doprowadził do upadku państwa? Biorąc pod uwagę dodatkowe okoliczności – nagła śmierć króla Władysława IV „od przedawkowania leków” na Mereczowsczyźnie (Litwa, 20 maja, między dwiema bitwami: pod Żółtymi Wodami – 16 maja i pod Korsuniem – 26 maja), to czy tę katastrofę państwa ktoś starannie zaplanował i konsekwentnie realizował? Kto? – wróg zewnętrzny, moskiewski lub kozacki agent, a może sama królowa, Ludwika Gonzaga, chcąca utorować sobie drogę do władzy w atmosferze domowego zamętu? Fatalne dowodzenie hetmana w bitwie pod Korsuniem, pijanego, z karety jest symbolem moralnego upadku państwa. Niestety – do tej pionierskiej roli hetmana w doprowadzeniu do upadku państwa, dochodzi jeszcze tragiczny epilog jego działalności:

Omega – kilka miesięcy po nie wykorzystanym zwycięstwie pod Beresteczkiem, kiedy hetman polny litewski Janusz Radziwiłł po raz kolejny pobił wielokrotnie silniejsze wojska kozacko-tatarskie pod Łojowem, wojska Rzeczypospolitej zmierzały do Białej Cerkwi (85 km na południe od Kijowa), by ostatecznie zniszczyć wojska Chmielnickiego. W dniu 23 września, w bitwie stoczonej z Kozakami i Tatarami, liczącymi razem 32 tysiące walczących, wzięły udział tylko wojska litewskie, liczące tylko 4 i pół tysiąca żołnierzy. Wojska koronne (polskie), liczące około 18-20 tysięcy żołnierzy, nie udzieliły wsparcia Radziwiłłowi. Bitwa, która mogła zakończyć się ostatecznym pokonaniem Chmielnickiego, zabiciem go lub pojmaniem oraz pacyfikacją reszt powstańczych wojsk, została nie rozstrzygnięta. Radziwiłł walczył samotnie z ośmiokrotnie silniejszym przeciwnikiem, przy biernej postawie wojsk koronnych! (I kto tu jest zdrajcą? – panie Sienkiewiczu, zza grobu!). Kiedy Radziwiłł, wściekły po bitwie zapytał pijanego Potockiego, dlaczego Polacy nie udzielili mu pomocy, usłyszał odpowiedź – „my nie przyjechaliśmy walczyć, tylko pertraktować”. Była to ostatnia szansa uratowania Rzeczypospolitej! Po tym fakcie tragedię Polaków można porównać do losu biblijnego Hioba:

Chyba przekleństwo spadło na bezmyślne dowództwo wojsk polskich, bo 8 miesięcy i 10 dni po tym fakcie, pół roku po śmierci pijanego hetmana, doszło do masakry części właśnie tych wojsk pod Batohem! 2 czerwca 1652 r. na skutek fatalnego dowodzenia przez hetmana Marcina Kalinowskiego (pozbawionego talentu dowódcy, nie umiejącego utrzymać dyscypliny w wojsku oraz mającego pogłębiającą się ślepotę), około 5-6 tysięcy wziętych do niewoli polskich jeńców, z rozkazu Chmielnickiego zostało ściętych! – głowa, po głowie. A Chmielnicki śmiał się szyderczo do ofiar, że osiem miesięcy wcześniej mogli go zupełnie zniszczyć. On nie zmarnował tej szansy rozprawienia się z przeciwnikami – w myśl wygłoszonej przez siebie zasady, że: „zdechły pies nie kąsa”.
Batoh był początkiem wielkich tragedii Polaków: rzezi mieszkańców Wilna w 1655 r., spalenia wszystkich mieszkańców Zabłudowa w 1659 r. i tysięcy innych zbrodni dokonanych w tych latach na Polakach przez Kozaków, Moskali, Szwedów, Prusaków i Węgrów Jerzego II Rakoczego. A tą ostatnią szansą uratowania Rzeczypospolitej, po nie wykorzystaniu zwycięstwa pod Beresteczkiem była Biała Cerkiew. Wina hetmana – pijaka, Mikołaja Potockiego w doprowadzeniu państwa do upadku była więc podwójna: raz pod Żółtymi Wodami i pod Korsuniem, drugi raz – pod Białą Cerkwią. Bitwy tam nie przegraliśmy, ale przegraliśmy losy Rzeczypospolitej.
Najwyższy czas zweryfikować kłamliwe stereotypy o bohaterach i zdrajcach połowy XVII wieku, ukształtowanych przez dwór królewski, a następnie pogłębionych przez Sienkiewicza. Dla mnie – Janusz Radziwiłł nie był zdrajcą, a Jerzy Lubomirski – nie był warchołem. O wiele więcej zła dla Polski wyrządził lukrowany przez tradycję król Jan II Kazimierz, a zwłaszcza jego żona – „demon” na polskim tronie, Ludwika Maria Gonzaga. Czas na „Anty-Trylogię”.

Ciąg dalszy opisu zdrady narodowej w połowie XVII wieku nastąpi…
Wojciech Górski.