Panie Redaktorze S. Skomra: „Nie pięciu” – tylko pięcioro! Brak informacji o pozostałych kandydatach. Cenzura personalna – czy polityczna gra PiS zakrytymi kartami?
Serdecznie dziękuję za promocję mojej aktywności politycznej, kulturowej i społecznej. Na tej pustyni informacyjnej wokół mojej osoby pojawiła się druga oaza życzliwości. Pozdrawiam autentycznych dziennikarzy!
Moja odpowiedź radnemu Miasta Lublin, Tomaszowi Pitusze na jego wniosek o nadanie w Lublinie nazwy ulicy imieniem Kornela Morawieckiego:
Nie znoszę podlizywania się władzy! Gloryfikowanie Kornela Morawieckiego – pośmiertny order Orła Białego, a teraz nazwa ulicy w Lublinie – bo syn zmarłego jest premierem. Pomijam fakt elektoratu Kornela M. „na cmentarzu” – na 200 osób z listy WiS w ubiegłym roku w wyborach do samorządu – aż 198 okazało się nieboszczykami, bo mógł obecny nieboszczyk o tej prowokacji nie wiedzieć. Ale użyczanie innej osobie własnej karty do głosowania w sejmie było jawnym dowodem fałszerstwa i za taki czyn obie osoby powinny być ukarane. NIBY NIC – A JEDNAK PIC! – były to jednak kpiny z izby ustawodawczej, a zmarły poseł jako stanowiący prawo, powinien być tego świadomy. Order Orła Białego powinno się nadawać osobom o nieskazitelnej postawie moralnej. A w świetle tego faktu pan Kornel M. taką osobą nie był. Nie ma co się więc spieszyć z nadawaniem nazwy ulicy jego imienia.
Z mojego „Pocztu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”, obejmującego 200 biogramów – aż 106 postaci nie zostało dotąd uhonorowanych żadnymi nazwami ulic, placów, czy szkół. Zbliża się 75 rocznica zamordowania Zofii Pelczarskiej na Zamku w Lublinie przez NKWD. Czy lokalne władze PiS wiedzą – kim była ta osoba? Nie trzeba nam powielać nagłośnionych już medialnie bohaterów: Pileckiego, Inki, czy Ulmów – my mamy WŁASNYCH BOHATERÓW – których nie znamy i nie chcemy ich znać! Dosyć tej dworskiej propagandy – czcijmy tych, o których pamięć nie ma podtekstu politycznego koniunkturalizmu. Za nazwanie ulicy imieniem Zofii Pelczarskiej nie zapunktujemy u premiera na kolejny awans. I o to przede wszystkim powinno nam chodzić – o autentyczność intencji, a nie o działanie na poklask!
W czasie wywiadu, przeprowadzonego ze mną miesiąc temu usłyszałem, że kandydat PiS do senatu, K. Michałkiewicz miał wtedy 92% poparcia. Dziennikarz chciał mnie zbić z tropu, że mój start w kampanii jest bez sensu. Zareagowałem na to, że nie ma takich sondaży. Dziennikarz niewiele się pomylił – 92% (dokładnie: 92,26%) – to były głosy – ale na Michałkiewicza i Burego razem!
Puentując tę propagandę sukcesu PiS – warto zauważyć, że unikanie debat – i w TVP Lublin, i na Wydziale Politologii – obróciły się przeciw „murowanemu pewniakowi”. Wygląda na to, że lubelskie środowisko dotknął poważnie syndrom „krótkiej kołdry” – jak się chce wzmocnić listę do sejmu, to przegrywa się senat. Nie ukrywam swojej satysfakcji zauważając, że kiepscy to politycy, dla których pycha i uprzedzenia są ważniejsze, niż ich własny sukces. Na przyszłość lokalnym liderom PiS życzę więcej wyobraźni… Ciekawe – jak wódz z Warszawy zareaguje na partactwo lubelskich liderów?
Spotkałem się niedawno z ciekawym określeniem: „praktykujący – niewierzący” – czyli ten, który na dewocji chce zrobić karierę polityczną. Od tej ostentacyjnej pobożności św. Paweł Pustelnik uciekł na pustynię, zgorszony licytacją – kto głośniej będzie mówił o Bogu. „Biada wam, faryzeusze, bo lubicie pierwsze miejsca w synagogach i pozdrowienia na rynkach” (Łukasz, 11, 43). Lider lubelskiego PiS gra na bogoojczyźnianej nucie i bez zająknięcia mówi o honorze (pomijam już Boga i Ojczyznę).
Człowiek, który jako wiceprzewodniczący Rady Programowej przy TVP Lublin miał najwięcej nieobecności z całej Rady, wraz z innymi nieobecnymi paraliżował jej działalność, że żaden protokół z posiedzenia Rady w tym roku nie został przyjęty – miał wpływ na usunięcie debat dla kandydatów do Senatu RP (po raz pierwszy od 30 lat!) – śmie mówić o honorze? Jeśli taki jest jego honor – to wzdragam się na myśl o autentyczności jego pozostałych haseł!
Spotkałem się tu na Facebooku z uwagą, typową dla ducha PRL –
dlaczego ja wpycham się na trzeciego, i nie zapytałem liderów obu partii
– czy wolno mi startować do senatu?
W tym systemie reglamentacji synekur każda niezależna inicjatywa jest godzeniem w trwały system – jak w PRL!
Różne są komentarze – komu ja odbiorę więcej głosów? Jedna pani ze
środowiska lewicy pociesza się, że ja reprezentuję prawicowe poglądy,
więc raczej nie zagrażam Buremu. Była nawet gotowa zbierać podpisy Piotrowskiemu, żeby elektorat Radia Maryja zagłosował solidarnie na profesora i odebrał głosy kandydatowi PiS.
Tu, tę panią chcę wyprowadzić z błędu. Radio Maryja jeszcze mnie nie
promuje (może kiedyś redaktor RM przejrzy na oczy i przestanie popierać
PiS?), elektorat PiS jest trwały jak zakon po ślubach wieczystych:
rozkaz – to rozkaz! – w imię nadużywanego hasła bogoojczyźnianego.
Dlaczego to Bury powinien się mnie bać?
1. Bo jest merytorycznie miałki! Swój sukces z ubiegłego roku
zawdzięczał kampanii Żuka, którego wizerunek też znacznie podupadł
(przegrana sprawa w sądzie, Górki Czechowskie, itp). Teraz sam Bury nie
ma prawie nic sensownego do powiedzenia! 2. Bo pajacuje! Używając karykatur liderów PiS jako marionetek – okazuje brak powagi.
3. Bo kłamie! Podaje się za kandydata niezależnego, a jego bilbordy są
firmowane przez Koalicję Obywatelską. Na dodatek – na jego zdjęciach –
zausznicy – i ludowcy, i z lewicy! 4. Bo jako przedsiębiorca nie
reprezentuje drobnej przedsiębiorczości – tylko rekinów gospodarczych,
korzystających z koncesji i układów. Tej elity biznesowej jest w mieście
mało. To ja – jako przedsiębiorca, dźwigający ciężar firmy rodzinnej,
reprezentuję sklepikarzy, właścicieli zakładów usługowych, taksówkarzy i
inne wolne zawody. Poza tym – łatwiej było Buremu od swoich pracowników
zdobyć podpisy do zarejestrowania swojej kandydatury – niż będzie
zdobyć ich głos w anonimowych wyborach! 5. Ludzie mają już dosyć
gęby Burego! Zakompleksiony człowiek – myśli, że liczbą obrazków ze
swoją podobizną kupi sobie przychylność wyborców – to osiągnie skutek
zupełnie odwrotny – to już wyzwala nieprzyjemny odruch fizjologiczny!
Żuk w ubiegłym roku wygrał – nie dlatego, że miał dużo bilbordów
(chociaż nokautował nimi przeciwników), ale dlatego – że nie miał z kim
przegrać! 6. Obecna medialna blokada mojej osoby prowokuje ludzi do
zagłosowania na mnie! – skoro o mnie milczą, to znaczy, że się mnie
boją!
– bo „okazja czyni złodzieja” – bo będąc egoistami i nie dbając o sprawy państwa, doprowadzili je do zupełnej bezbronności,
– bo byli głupi – bez wyobraźni (P. Skarga: „Gdy okręt tonie, a wiatry
go przewracają, głupi tłumoczki i skrzynki swoje opatruje i na nich
leży, a do obrony okrętu nie idzie, i mniema, że się sam miłuje, a on
się sam gubi. Bo gdy okręt obrony nie ma i on ze wszystkim, co zebrał,
utonąć musi”), – bo byli gnuśni – nie uprzedzali złego losu. Nie
było w polskiej tradycji dobrej szkoły sprawnych polityków, którzy
wyręczaliby lub odsuwali od rzeczywistej władzy głupich władców – było
tylko polowanie na królewskie synekury, – bo byli sprzedajni.
Królowa Maria Ludwika Gonzaga pokazała wyraźnie swoim poddanym, że droga
do władzy prowadzi przez jawną korupcję i służalstwo. Nie było chyba w
historii Europy większej sprzedajności, niż polityczna prostytucja
polskich i litewskich magnatów w końcu XVIII wieku!
Wypada tu zacytować znakomitą „Kantyczkę z lotu ptaka”, śpiewaną przez naszych bardów niepodległości (J. Kaczmarskiego, P. Gintrowskiego i Z. Łapińskiego): odnoszącą się do naszej zakłamanej przeszłości: „… co nam hańba, gdy talary mają lepszy kurs od wiary. Wymienimy na walutę – honor, i pokutę!” – takie było nasze poczucie moralności w chwili upadku państwa polskiego. Przydało się kilka szubienic w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej w 1794 r., by wywołać wstrząs moralny, by naród wreszcie się opamiętał, a zdrajcy – byli wreszcie publicznie piętnowani.
Irytuję się, kiedy kandydat do parlamentu używa w swojej kampanii
sloganu: „BÓG, HONOR, OJCZYZNA”.
Traktowanie Boga i Ojczyzny instrumentalnie do robienia
swojej kariery – jako klucza do swojego sukcesu politycznego – uważam za
niegodne wykorzystanie najświętszych symboli do zupełnie przyziemnych,
najczęściej egoistycznych celów!
Dla wierzących jest drugie przykazanie Dekalogu „Nie
będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno” – uniwersalne dla Żydów i chrześcijan.
Robienie kariery politycznej na dewocji zaczęło się bezpośrednio po
zalegalizowaniu chrześcijaństwa na początku IV wieku – i stało się dla wielu
metodą zdobywania dla siebie politycznego poparcia.
Zbędny patos o honorze.
Honor jest wartością, która nie potrzebuje rozgłosu.
Przedwojenne hasło stało się nadmuchanym sloganem pychy, często spychającym
nasze polityczne cele na manowce: „My w
Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu
ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”. Tego mocnego
hasła użył jako naczelnej wartości w przemówieniu sejmowym minister J. Beck w
dniu 5 maja 1939 r. Miało ono zastąpić
próby innych rozwiązań politycznych, eliminujących zagrożenie niemieckiej
inwazji na Polskę. To hasło zostało powtórzone w pieśni o bitwie pod Monte
Cassino: „bić się o honor” – zamiast o
naszą niepodległość!
Honor jest uczciwością, dotrzymywaniem słowa, lojalnością,
opartą na świadomej akceptacji.
Szanowny kandydacie
na posła – jak można mówić o honorze, kiedy partia, której jest Pan liderem stosuje
niehonorowe metody walki z konkurentami politycznymi, zawłaszczając telewizję
publiczną do promowania kandydatów głównie swojej partii i nie dopuszcza do
publicznych debat, które powinny być dla kandydatów publiczną konfrontacją na kompetencje
i argumenty?
„Rzadko na moich wargach…”
Ten piękny wiersz o Ojczyźnie napisał w 1925 r. Jan
Kasprowicz, zgorszony licytacją polityków o zasługi dla Niej. Zacytowałem go
kilka razy na Facebooku, szydząc z niektórych znajomych, którzy obnosili się ze
swoimi orderami. Jest to aktualna sprzed
stu lat metoda zdobywania poparcia: „…ten się urządza najtaniej, ten poklask
zdobywa i władzę – kto krzyczy, że żyje dla Niej!”
Z Ojczyzną związane jest słowo: „patriotyzm”. Reaguję
nieufnie, kiedy ktoś nazywa się patriotą – mam skojarzenia ze stalinowską
agenturą w Polsce, używającą przewrotnie bałamutnej nazwy: Związku Patriotów Polski, instalującą
sowiecki system władzy w Polsce, czy z późniejszym Patriotycznym Ruchem
Odrodzenia Narodowego – z czasów Jaruzelskiego. Warto przy okazji pamiętać, że patriotycznej
frazeologii użyli przywódcy Konfederacji Targowickiej, którzy zwrócili się do
carycy Katarzyny II – z prośbą o obalenie reformatorskiej Konstytucji 3 Maja. Prawdziwy patriota nie powinien się tak
tytułować. Zaprzeczeniem bezinteresownej służby dla Ojczyzny jest afiszowanie
się.
Zamiast tych
bogoojczyźnianych frazesów – niech kandydaci do parlamentu powalczą w debatach
na argumenty i kompetencje, by wyborcy ocenili merytoryczną i moralną wartość
każdego kandydata.
2 lata temu podjąłem walkę o naszą tożsamość: „Stop fałszerstwom za miejskie pieniądze! Nie ma baszty Daniela – jest wieża Piastów”. Mój wniosek – za porozumieniem wszystkich klubów w radzie miasta – trafił do szafy miejskiej. Być może – jeśli go nie wybrakują miejscy urzędnicy – trafi do archiwum.
✅Proponuję wprowadzenie w ramach 1 godziny lekcji religii w dwóch najstarszych klasach szkoły podstawowej i liceum przedmiotu: „Dziedzictwo narodowe i europejskie”.
✅Przedmiot kształtowałyby właściwe postawy obywatelskie i patriotyczne, szacunek dla wartości, przestrzegania praw człowieka, poszanowania jego godności, szacunek dla „sacrum” oraz odmienności kulturowej, opartej na prawie naturalnym.