66. Porazińska Janina

Kto mi dał skrzydła? … W poniedziałek będzie przedstawiony pisarz, znany wcześniej w Lublinie jako Jan w Oleju. Dzisiaj będzie autorka opowieści biograficznej o poecie Janie Kochanowskim. Zanim napisała tę powieść, cytaty z utworu Kochanowskiego pojawiły się na jego pomniku (1931 r.) i reliefach na kamienicy (1939 r.). Oto Janina Porazińska:

66. Porazińska Janina (188-1971) – poetka i pisarka. Urodzona w Lublinie, studiowała na Wydziale Przyrodniczym w Krakowie. Zadebiutowała literacko w wieku 15 lat. Współpracowała z czasopismami dla dzieci „Promyk” i „Promyczek”, W 1917 r. założyła pismo „Płomyk”, a następnie była redaktorem „Płomyczka”. Napisała kilkadziesiąt książek dla dzieci, przetłumaczyła dla dzieci fińską epopeję „Kalevalę”. Wśród wielu jej dzieł jest opowieść biograficzna o Janie Kochanowskim „Kto mi dał skrzydła”, którego z pisarką łączy właśnie Lublin (poeta zmarł w Lublinie). Jest ścisły związek jej książki, wydanej w 1957 r., z lubelskim pomnikiem poety i reliefami na kamienicy Starego Miasta. Fragmenty utworu poety „Kto mi dał skrzydła” znajdują się na pomniku z 1931 r. i na reliefach z 1939 r. Od kilku lat w miejscu urodzin pisarki przy ul. Rybnej znajduje się tablica pamiątkowa, a w dzielnicy Abramowice znajduje się ulica z jej nazwiskiem. Warszawa, w której pisarka mieszkała i zmarła, nadała jej imieniem jeden ze skwerów miejskich. W lubelskiej liście „stu…” pisarka jest wyróżniona jako promotorka biografii Jana Kochanowskiego, uwiecznionego cytatami z jej opowieści o poecie.

65. Pol (Pohl) Wincenty

A czy znasz ty, bracie młody…. Zanim przedstawię urodzonego w Lublinie poetę romantyzmu, na jutro zapowiadam poetkę i pisarkę, również urodzoną w Lublinie, Janinę Porazińską. Postacią dzisiejszego dnia jest Wincenty Pol:

65. Pol (Pohl) Wincenty 1807-1872) – poeta, geograf. Urodzony w Lublinie. Ojciec poety był Niemcem, pochodzącym z Warmii, matka – spolonizowaną Francuzką, pochodzącą ze Lwowa. Po urodzinach poety Pohlowie przeprowadzili się do Lwowa, zmieniając nazwisko na Poll. Po nauce we Lwowie i w Tarnopolu, w 1830 r. objął na Uniwersytecie Wileńskim posadę nauczyciela języka niemieckiego. W czasie powstania listopadowego walczył na Litwie. Po powstaniu był krótko na emigracji. W 1832 r. powrócił do Galicji, gdzie intensywnie zwiedzał Tatry, Beskidy, interesując się geologią, geografią fizyczną i etnografią. Jednocześnie tworzył poezję, wydaną w zbiorze „Pieśni Janusza”. Popularność w narodzie uzyskała „Pieśń o ziemi naszej” jako inspiracja do patriotycznego krajoznawstwa. W czasie rabacji galicyjskiej w 1846 r. poeta był pobity przez chłopów, a jego twórczość literacka i naukowa spłonęła w jednym z dworów. Pol, mimo że w dziedzinie geografii był samoukiem, w 1849 r. objął na UJ w Krakowie katedrę geografii, jako drugiej na świecie. Po śmierci poeta został pochowany w krypcie zasłużonych na Skałce w Krakowie. W Lublinie znajduje się muzeum poety – Dworek Wincentego Pola.

64. Plage Emil

Przedstawiam kolejną postać z cyklu „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. W piątek będzie prezentowany lubelski poeta romantyzmu, Wincenty Pol. Postacią na czwartek jest niemiecki przemysłowiec – Emil Plage:

64. Plage Emil (1869-1909) – przemysłowiec. Urodzony w Lublinie. Ojciec prowadził zakład kotlarski, w którym produkował aparaturę do gorzelni. W 1897 r. Emil odkupił zakład od ojca, a w 1899 r. – przeniósł fabrykę do nowego obiektu na Bronowicach. Zawiązał spółkę z Teofilem Laśkiewiczem, produkując najpierw urządzenia do przemysłu spożywczego. W 1907 r. fabryka zaczęła produkować kotły parowe oraz konstrukcje żelazne do hal fabrycznych, głównie dla cementowni i cukrowni. Produkcja spółki „E. Plage i T. Laśkiewicz” miała nabywców głównie na rynku rosyjskim. Na początku XX wieku, w ciągu 7 lat fabryka podwoiła zatrudnienie. W 1908 r. pracowało w niej 300 robotników. Dalszą zawodową aktywność E. Plage przerwała jego nagła śmierć – zmarł w wieku 40 lat, nie pozostawiając po sobie potomka. Został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Lublinie. Wobec braku osoby w jego rodzinie, zdolnej do kontynuacji przedsięwzięcia gospodarczego, rodzina sprzedała swoje udziały, pozostawiając dla siebie prawo do zachowania dawnej nazwy fabryki. Mimo śmierci współwłaściciela, po pierwszej wojnie światowej, lubelska fabryka rozpoczęła pierwszą w Polsce produkcję samolotów.

63. Oczko Wojciech

Następna postać z cyklu „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. W czwartek będzie przedstawiony niemiecki przemysłowiec Emil Plage. Postacią na środę jest pierwszy lubelski lekarz, pionier światowej balneologii i wenerologii. Dziwne, że w Polsce kilka szpitali nosi jego imię, a Lublin dotąd nie uhonorował lekarza, pochowanego w tym mieście. Doktor Wojciech Oczko:

63. Oczko Wojciech (1537-1599) – lekarz balneolog i dermatolog, urodzony w Warszawie. Studiował w Krakowie i w Bolonii, uzyskując tam doktorat z filozofii i medycyny, a następnie odbył podróże po Francji i Hiszpanii. Po powrocie do Warszawy został znanym lekarzem. W latach 1576-1582 pracował na dworze króla Stefana Batorego. Później zajął się prywatną praktyką lekarską oraz badaniami naukowymi i publikacjami swoich osiągnięć. Zasłynął jako pierwszy balneolog, czyli lekarz leczący wodami leczniczymi, pisząc dzieło pt. „Cieplice”. Jako pierwszy na świecie napisał dzieło naukowe o leczeniu kiły, pisząc je po polsku pod tytułem „Przymiot”. Propagował też ruch fizyczny i gimnastykę, jako najlepsze metody zapobiegania chorobom. Oprócz medycyny doktor zajmował się handlem nieruchomościami, który zapewnił mu majątek. W 1598 r. przybył do Lublina, gdzie na przedmieściu Wieniawa zakupił dwór. Wyłożył sporo własnych pieniędzy na odbudowę kościoła św. Pawła, gdzie po śmierci został pochowany, a bratanek ufundował mu tablicę nagrobną. Lekarz był dwukrotnie żonaty, ale nie miał potomstwa. Jego imię ma ulica w dzielnicy Lublina „Dziesiąta” i kilka szpitali w Polsce.

62. Mysakowski Stanisław

Prezentuję następną postać z cyklu „Poczet wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. W środę przedstawię Państwu wybitnego lekarza z końca XVI wieku, pierwszego na świecie balneologa i wenerologa, Wojciecha Oczkę. Postacią na wtorek jest błogosławiony Stanisław Mysakowski:

62. Mysakowski Stanisław (1896-1942) – kapłan męczennik, błogosławiony. Urodzony w Wojsławicach, po ukończeniu gimnazjum w Zamościu wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie. W 1920 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Po studiach teologicznych na KUL był wikarym w parafii św. Pawła w Lublinie, a następnie – w parafii katedralnej. Ksiądz wykazywał wielkie zaangażowanie w służbie innym ludziom: prowadził kuchnię dla ubogich, był kierownikiem schroniska dla staruszek, prowadził „świetlicę dla dzieci ulicy”, prowadził działalność publicystyczną i oświatowo-wychowawczą. Uruchomił kino parafialne, zorganizował kursy samochodowe, pracownię krawiecką, organizował kolonie letnie dla dzieci i pielgrzymki wiernych do Częstochowy. W okresie okupacji poszukiwany przez Gestapo, wobec szantażu Niemców, że w przypadku nie zgłoszenia się do więzienia, będzie uwięziony jego ojciec, sam zgłosił się do więzienia. Wywieziony 3 XII do obozu w Sachsenhausen, a następnie 14 XII do Dachau, zginął w komorze gazowej 30 X 1942 r. Jego ciało zostało spalone. 13 VI 1999 r. papież Jan Paweł II wyniósł kapłana na ołtarze wraz ze 107 innymi męczennikami z okresu II wojny światowej.

Z otwartą przyłbicą

Facebook nie wymaga rejestracji osoby na podstawie peselu, zamieszczenia zdjęcia z dowodu lub paszportu. Instalują się w nim osoby występujące jako znane „marki” personalne – działacze polityczni i samorządowi, zabiegający o swój elektorat, publicyści, przekonujący innych do swoich racji, naukowcy, podróżnicy oraz fotografowie i plastycy, chwalący się swoimi dokonaniami. Ale w tym towarzystwie wyrazistych z imienia, nazwiska i twarzy osób są postacie anonimowe, z wymyślonym imieniem i nazwiskiem, typu: „Maja Majowska” i jakąś maskotką lub bohomazem zamiast swojego wizerunku, które jak kundle ujadające z ukrycia atakują innych, ubliżając im bez jakichkolwiek przeszkód moralnych.

Gdyby taka sytuacja miała miejsce bezpośrednio na mojej stronie, to problem rozwiązuje się błyskawicznie – używając piłkarskiego terminu: AUT! Ale, jeśli jest się w grupie tematycznej, liczącej kilka tysięcy członków? – jak sobie poradzić z „kundlem ujadającym z ukrycia”, bezczelnie obrażającym mnie raz za razem? Działanie z premedytacją – publiczne wyżywanie się na przeciwniku, bezkarny lincz, społeczny mobbing – ma na celu „wykurzenie” pognębionego przeciwnika z grupy i zmuszenie go, by się więcej nie wychylał ze swoimi poglądami.

Jaka powinna być reakcja atakowanej strony? – dać się sprowokować do „polemiki” pełnej inwektyw? Jeśli zadaniem „kundla ujadającego z ukrycia” jest sprowokowanie przeciwnika do reakcji, to jego cel został osiągnięty. Można więc w takiej sytuacji „olać” obsesyjnego „ujadacza”, znosząc cierpliwie jego ataki, ale można też w bezpośredniej korespondencji dać mu ostro do zrozumienia, co się o nim myśli, żeby się odczepił raz na zawsze.

Tak mi się zdarzyło wczoraj – w bezpośredniej korespondencji, bez świadków, dałem „do wiwatu” osobie notorycznie mnie obrażającej, rozzuchwalonej moją bezradną obroną przed jej niewybrednymi epitetami. Po kilku godzinach, czując dyskomfort z tego powodu, przeprosiłem ją za obraźliwe słowa, niezależnie od tego, co ta osoba o mnie pisała publicznie. Ale – czy warto było to robić osobie, która publicznie nie ma swojej tożsamości, tylko się kamufluje?
Pomyślałem sobie dzisiaj – a właściwie, to powinienem zaproponować tej osobie kwiaty na przeprosiny. Byłoby to bardzo intrygujące – poznać rzeczywistą osobę, która kryje się pod pseudonimem, z jakąś maskotką zamiast własnego zdjęcia.
Ciekawe, gdyby – jak w przypadku zakamuflowanego pedofila,
zamiast pyskatej smarkuli, tą osobą okazał się dorosły mężczyzna.

Prywatne, nie publiczne obrażenie anonimowej osoby, ukrywającej się pod innym nazwiskiem jako reakcja na notoryczne jej inwektywy, nie jest naruszeniem zasady zdrowych obyczajów – jest chyba najwłaściwszym sposobem reakcji na cudzą bezkarność. Po tej mojej reakcji, osoba nękająca mnie, „złamała swoje pióro” – zamilkła. Zapewne trawi teraz każdy epitet z osobna, na który zasłużyła.

61. Muszyński Tomasz

Kolejna postać z cyklu: „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. Postacią na wtorek będzie kapłan męczennik, błogosławiony Stanisław Mysakowski. W poniedziałek będzie autor fresku w kopule Kaplicy Tyszkiewiczów, w kościele dominikanów. Tym prawie nieznanym lubelskim malarzem jest Tomasz Muszyński:

61. Muszyński Tomasz (ok. 1625- ok. 1680) – malarz. Pochodził z Lublina, z Krakowskiego Przedmieścia. Swoją działalność rozpoczął w 1651 r., malując w kościele św. Michała (byłej farze) obraz; „Zwycięstwo Jana Kazimierza nad Kozakami i Tatarami” (nie istniejący). W l. 1654-1655 w kopule kaplicy Świętego, Krzyża (Tyszkiewiczów), w kościele św. Stanisława oo. Dominikanów wykonał fresk „Sąd Ostateczny”. To dzieło jest jednym z najwcześniejszych obrazów monumentalnej dekoracji malarskiej w Polsce. Temat eschatologiczny, przedstawiony we fresku był realizacją założeń teologicznych lubelskich dominikanów, prawdopodobnie samego, świątobliwego ojca Pawła Ruszla. Artysta znany jest także z obrazu w ołtarzu głównym obecnej katedry, wystawianym w okresie Wielkiego Postu: „Ukrzyżowanie”. Muszyński, autor wielu dzieł, malowanych do lubelskich kościołów, został pochowany w podziemiach nie istniejącego już kościoła św. Michała. Można więc z całą pewnością stwierdzić, że był historycznie pierwszym lubelskim malarzem. Fresk Muszyńskiego jest jednym z czterech cennych lubelskich fresków – obok fresków w kaplicy zamkowej, w katedrze i w „Piwnicy pod Fortuną”.

60. Moritz Wacław

Pocztu „Stu sławnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina” – ciąg dalszy… Serię czterech kolejnych artystów rozdziela przemysłowiec.
W poniedziałek będzie przedstawiony, niedoceniany i mało znany artysta, Tomasz Muszyński, autor fresku „Sąd Ostateczny” w kopule kaplicy Tyszkiewiczów, w bazylice oo. dominikanów na Starym Mieście. Postacią na sobotę jest niemiecki przemysłowiec, ewangelik – Wacław Moritz, syn Roberta:

60. Moritz Wacław (1865-1947) – urodzony w Lublinie. Jego ojciec, Robert w 1864 r. założył spółkę – fabrykę maszyn i narzędzi rolniczych. Wacław Moritz kształcił się Wielkopolsce i w Saksonii. następnie podjął pracę w fabryce Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. W 1893 r. został wspólnikiem firmy założonej przez ojca „R. Moritz i W. Kreczmar w Lublinie”, a w 1895 r. – jedynym właścicielem fabryki. Pod jego kierownictwem fabryka została rozbudowana i unowocześniona. Wacław Moritz brał także aktywny udział w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”, był jednym z organizatorów Lubelskiego Koła Polska Macierz Szkolna – towarzystwa oświatowego w zaborze rosyjskim. W czasie I wojny światowej jego fabryka stanęła, a on sam pełnił wtedy obowiązki wiceprezydenta Lublina. Po odzyskaniu niepodległości wszedł do kartelu „Zjednoczenie Polskich Maszyn i Narzędzi Rolniczych S.A. w Warszawie”, specjalizując się w produkcji młocarni. W 1930 r. fabryka została zamknięta. Ponownie została otwarta w 1937 r. jako Lubelska Fabryka Maszyn i Narzędzi Rolniczych „Plon”. W 1945 r. jego fabryka została przejęta przez państwo. W. Moritz został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Lublinie.

59. Migalski Leon

Ciąg dalszy pocztu „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. Postacią na sobotę będzie przemysłowiec Wacław Moritz. W piątek będzie prezentowany autor najpiękniejszych rzeźb, znajdujących się na grobach lubelskich cmentarzy. Był nim Leon Migalski:

59. Migalski Leon (1881-1941) – rzeźbiarz. Urodzony w Węgrzynowie koło Szczekocin. W latach 1907-1911 studiował rzeźbę w Krakowie pod kierunkiem Konstantego Laszczki. W 1930 r. artysta przybył do Lublina. Prowadził zakład kamieniarsko-rzeźbiarski przy ul. Zamojskiej. Migalski wykonywał liczne nagrobki dla lubelskich cmentarzy. Rzeźbił najczęściej w czerwonym piaskowcu. Wykonane przez niego nagrobki miały kształt figuralny lub formę płyty. Artysta wykonywał także nagrobki skrzyniowe. W 1933 r. wykonał rzeźbę dla swojego grobowca. Wśród częstych jego motywów artystycznych był najczęściej Chrystus w Ogrójcu, figura NMP, niewiasta w stroju antycznym, dziecko zawieszające wianek na krzyżu, głowy łabędzie i ornamenty geometryczne. Zajmował się też wykuwaniem nagrobnych inskrypcji. Migalski wykonał kilkadziesiąt rzeźb nagrobnych – głównie na cmentarzu przy ul. Lipowej, ale także na pozostałych lubelskich cmentarzach – na Kalinowszczyźnie, przy ul. Unickiej i do podlubelskich cmentarzy. Na początku wojny, po zabraniu przez Niemców części jego zakładu, podupadł na zdrowiu i zmarł w szpitalu. Został pochowany na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie.

58. Meyer Józef

Ciąg dalszy serialu „Stu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. W naszym cyklu przyszła kolej na artystów. Lublin słynie nie tylko z bizantyjskich fresków w kaplicy zamkowej. Unikalnym freskom w katedrze towarzyszą niezwykłe kolekcje sztuki złotniczej. Poniżej, mistrz iluzji – Józef Meyer:

58. Meyer Józef (ok. 1720 – ok. 1760) – malarz. Pochodził z Brna na Morawach. Kształcił się w pracowni Franciszka Ecksteina. Około 1740 r. przybył do Polski. Wykonywał freski w stylu późnego baroku i rokoka w kościele jezuitów we Lwowie i w Trembowli. Po pożarze kościoła jezuitów w Lublinie p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty (10 III 1752 r.), kiedy runęło sklepienie, Józef Meyer w latach 1756-1757 wykonał iluzjonistyczne freski dla świątyni. Po zakończeniu dzieła w lubelskim kościele, w następnym roku wymalował w całości kościół p.w. Rozesłania Apostołów dla zakonu pijarów w Chełmie. Freski Meyera w lubelskiej katedrze są najwspanialszym przykładem malarstwa iluzjonistycznego w Polsce, tworzącego złudzenie perspektywy, trójwymiarowości i krzywizny, prezentującego światłocień i bogaty zestaw barw. Najlepsze efekty iluzji można obejrzeć w skarbcu, gdzie obok fresków są kielichy i monstrancje – arcydzieła sztuki złotniczej. Z kolei zakrystia akustyczna zdumiewa nas efektami doskonałej słyszalności w przeciwległych kątach. Oba miejsca znakomicie potwierdzają znaną zasadę: „Cudze chwalicie – swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”.