23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita.

23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita!

[Dwa lata temu pisałem o haniebnej ucieczce wojsk polskich spod Piławiec – 23 września 1648 r. Rok temu napisałem o haniebnej zdradzie wojsk polskich 23 września 1651 r. pod Białą Cerkwią, kiedy była ostatnia szansa na uratowanie Rzeczypospolitej. Ponieważ przybyło mi znajomych, chciałbym zaprezentować swoją ocenę wydarzeń, opisanych w „Trylogii” H. Sienkiewicza. Chciałbym w przyszłym roku zamknąć temat Lublina i „wypłynąć na większe wody” – broń Boże – „Żółte Wody”! Zaprezentuję teraz cykl 10 artykułów, odtwarzanych z publikacji rok temu. Nie mam teraz czasu czasu na ich korektę, więc proszę je przyjąć jako materiał roboczy:]

Część I:

23 września 1651 r. upadła I Rzeczpospolita!

Rok temu, z okazji rocznicy haniebnej ucieczki wojsk polskich spod Piławiec (23 września 1648 r.) zamieściłem tu na Fb artykuł o Piławcach i Beresteczku. Dzisiaj piszę artykuł o wiele szerszy, ukazujący jeszcze większą dramaturgię dziejów Polski, która została zniszczona na skutek złej woli kilku ludzi, żyjących w połowie XVII wieku. A oto główni „architekci” upadku Pierwszej Rzeczypospolitej:

1. Mikołaj Potocki (1593-1651) – „Alfa i Omega” upadku państwa. Po śmierci hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w 1646 r. (to był rzeczywiście „koniec Polski”) objął wielką buławę hetmańską. Epitety, jakimi jest określany, nie są pozytywne: „marny, przesądny, niedołężny, zbyt pewny siebie wódz, alkoholik, rozpustnik, kunktator. Pierwszy i chyba jedyny w historii Rzeczypospolitej hetman prowadzący bitwę z karocy, pod wpływem alkoholu. Dodatkowo autor klęski pod Żółtymi Wodami i Korsuniem oraz wątpliwego zwycięstwa w kampanii 1651 r. zakończonego ugodą w Białej Cerkwi”.
• Zacytuję krótki biogram hetmana – pijaka, opracowany przez Wojciecha Kalwata:
„Był dobrym żołnierzem, ale jedynie jako podkomendny. Otrzymane rozkazy wykonywał sumiennie, ale na samodzielnego wodza zupełnie się nie nadawał. Odznaczał się przy tym cechami charakteru, które przysparzały mu ciągłych wrogów i problemów. Pod komendą Koniecpolskiego sprawował się dobrze. Jako hetman polny (od 1637) zwalczał kolejne bunty kozaków. Największym jego sukcesem w tych starciach było zwycięstwo pod Kumejkami (16 XII 1637). Przez króla i hetmana wielkiego nie był dopuszczony do planów wojny z Turcją. Dopiero po śmierci swego protektora, został w nie wtajemniczony i zaangażował się w jawne przygotowania wojenne. Obdarzony buławą wielką koronną w 1646 r. robił wszystko, aby udowodnić, że na nią nie zasłużył. Gdy wybuchło powstanie Chmielnickiego napisał do króla, że nie dobywając broni, samym strachem skończy rebelię. Nie skończył.

• Zadufany w sobie, podzielił swe skromne siły na trzy części. Wysłani drogą wodną kozacy rejestrowi przeszli na stronę powstańców. Jego syn Stefan poniósł klęskę pod Żółtymi Wodami (16 V 1648), a ojciec – zamiast pomóc synowi – dał sygnał do odwrotu. Nie orientując się kompletnie w sytuacji, został zaskoczony widokiem Tatarów, którzy wspierali kozaków. 25 V pod Korsuniem zastosował formację taborową, kompletnie nieprzydatną w trudnych warunkach terenowych. Kozacy rozerwali tabor, bitwa zamieniła się w rzeź, a trzykrotnie ranny hetman dostał się do niewoli. O klęsce zadecydowało niedocenienie przeciwnika, a także umiłowanie do kielicha. Diabła tam miał być dobry rząd – pisał Bogusław Maskiewicz – kiedy (…) hetman wielki koronny, Mikołaj Potocki ustawnie się opił gorzałką i (…) pijany w karycie siedział. Wypuszczony w 1650 r. za okupem, od razu po powrocie popadł w konflikt z innymi polskimi dowódcami. W sławnej bitwie pod Beresteczkiem dał popis niekompetencji, narażając armię na klęskę. Doradzał królowi zamknięcie się w warownym obozie i nie dawaniu odporu przeciwnikowi w otwartym polu. Na szczęście Jan Kazimierz wybrał inne rozwiązanie, które doprowadziło do zwycięstwa. Na królewski rozkaz zaatakowania taboru kozackiego, miał odpowiedzieć: iż na tabor dość czasu jutro będzie nastąpić, a on nazajutrz nieborak pił i upieł się był nie myśląc o taborze. Wkrótce potem zmarł, pozostawiając po sobie opinię wahliwego kunktatora i pijaka”.
Alfa – autor pierwszych klęsk Rzeczypospolitej w walce z Kozakami. Niezależnie od tego, czy w czasie bitwy pod Korsuniem, hetman był rzeczywiście pijany, czy było to tylko złośliwe pomówienie przez jego przeciwników, pozostaje wiele pytań: czy hetman był na tyle głupi, że w celu stłumienia powstania Chmielnickiego nie połączył swoich sił z wojskami Jeremiego Wiśniowieckiego, podzielił swoje skromne siły na 3 części, wysyłając najsłabszy korpus ze swoim synem Stefanem pod Żółte Wody, a gdy osaczony syn bronił się w warownym obozie ponad 2 tygodnie – jako jego ojciec i wódz armii, zamiast przyjść mu z odsieczą, oddalał się od osaczonego przez wrogów korpusu? Czy trzeba być aż tak wielkim idiotą, by popełniać tak kardynalne błędy, czy jego postawa ma wszelkie znamiona zdrady? A jeśli tak – to kto sterował tym człowiekiem, który doprowadził do upadku państwa? Biorąc pod uwagę dodatkowe okoliczności – nagła śmierć króla Władysława IV „od przedawkowania leków” na Mereczowsczyźnie (Litwa, 20 maja, między dwiema bitwami: pod Żółtymi Wodami – 16 maja i pod Korsuniem – 26 maja), to czy tę katastrofę państwa ktoś starannie zaplanował i konsekwentnie realizował? Kto? – wróg zewnętrzny, moskiewski lub kozacki agent, a może sama królowa, Ludwika Gonzaga, chcąca utorować sobie drogę do władzy w atmosferze domowego zamętu? Fatalne dowodzenie hetmana w bitwie pod Korsuniem, pijanego, z karety jest symbolem moralnego upadku państwa. Niestety – do tej pionierskiej roli hetmana w doprowadzeniu do upadku państwa, dochodzi jeszcze tragiczny epilog jego działalności:

Omega – kilka miesięcy po nie wykorzystanym zwycięstwie pod Beresteczkiem, kiedy hetman polny litewski Janusz Radziwiłł po raz kolejny pobił wielokrotnie silniejsze wojska kozacko-tatarskie pod Łojowem, wojska Rzeczypospolitej zmierzały do Białej Cerkwi (85 km na południe od Kijowa), by ostatecznie zniszczyć wojska Chmielnickiego. W dniu 23 września, w bitwie stoczonej z Kozakami i Tatarami, liczącymi razem 32 tysiące walczących, wzięły udział tylko wojska litewskie, liczące tylko 4 i pół tysiąca żołnierzy. Wojska koronne (polskie), liczące około 18-20 tysięcy żołnierzy, nie udzieliły wsparcia Radziwiłłowi. Bitwa, która mogła zakończyć się ostatecznym pokonaniem Chmielnickiego, zabiciem go lub pojmaniem oraz pacyfikacją reszt powstańczych wojsk, została nie rozstrzygnięta. Radziwiłł walczył samotnie z ośmiokrotnie silniejszym przeciwnikiem, przy biernej postawie wojsk koronnych! (I kto tu jest zdrajcą? – panie Sienkiewiczu, zza grobu!). Kiedy Radziwiłł, wściekły po bitwie zapytał pijanego Potockiego, dlaczego Polacy nie udzielili mu pomocy, usłyszał odpowiedź – „my nie przyjechaliśmy walczyć, tylko pertraktować”. Była to ostatnia szansa uratowania Rzeczypospolitej! Po tym fakcie tragedię Polaków można porównać do losu biblijnego Hioba:

Chyba przekleństwo spadło na bezmyślne dowództwo wojsk polskich, bo 8 miesięcy i 10 dni po tym fakcie, pół roku po śmierci pijanego hetmana, doszło do masakry części właśnie tych wojsk pod Batohem! 2 czerwca 1652 r. na skutek fatalnego dowodzenia przez hetmana Marcina Kalinowskiego (pozbawionego talentu dowódcy, nie umiejącego utrzymać dyscypliny w wojsku oraz mającego pogłębiającą się ślepotę), około 5-6 tysięcy wziętych do niewoli polskich jeńców, z rozkazu Chmielnickiego zostało ściętych! – głowa, po głowie. A Chmielnicki śmiał się szyderczo do ofiar, że osiem miesięcy wcześniej mogli go zupełnie zniszczyć. On nie zmarnował tej szansy rozprawienia się z przeciwnikami – w myśl wygłoszonej przez siebie zasady, że: „zdechły pies nie kąsa”.
Batoh był początkiem wielkich tragedii Polaków: rzezi mieszkańców Wilna w 1655 r., spalenia wszystkich mieszkańców Zabłudowa w 1659 r. i tysięcy innych zbrodni dokonanych w tych latach na Polakach przez Kozaków, Moskali, Szwedów, Prusaków i Węgrów Jerzego II Rakoczego. A tą ostatnią szansą uratowania Rzeczypospolitej, po nie wykorzystaniu zwycięstwa pod Beresteczkiem była Biała Cerkiew. Wina hetmana – pijaka, Mikołaja Potockiego w doprowadzeniu państwa do upadku była więc podwójna: raz pod Żółtymi Wodami i pod Korsuniem, drugi raz – pod Białą Cerkwią. Bitwy tam nie przegraliśmy, ale przegraliśmy losy Rzeczypospolitej.
Najwyższy czas zweryfikować kłamliwe stereotypy o bohaterach i zdrajcach połowy XVII wieku, ukształtowanych przez dwór królewski, a następnie pogłębionych przez Sienkiewicza. Dla mnie – Janusz Radziwiłł nie był zdrajcą, a Jerzy Lubomirski – nie był warchołem. O wiele więcej zła dla Polski wyrządził lukrowany przez tradycję król Jan II Kazimierz, a zwłaszcza jego żona – „demon” na polskim tronie, Ludwika Maria Gonzaga. Czas na „Anty-Trylogię”.

Ciąg dalszy opisu zdrady narodowej w połowie XVII wieku nastąpi…
Wojciech Górski.

 

Lubelscy kandydaci do sejmiku – celebryci, farbowane lisy, „odgrzewane kotlety”centroprawicy.

Lubelską listę PiS otwiera M. Ryba – profesor KUL, występujący niekiedy po 2 razy w w tygodniu w ogólnopolskiej TVP 1. Oprócz tego jest podobno częstym gościem TV Trwam. Cenię poglądy pana profesora, cenię również jego stateczność, umiar i kulturę osobistą, ale samorząd, to nie uczelnia gdzie prowadzi się akademickie dyskusje, tylko miejsce gdzie się walczy o interesy lokalnej, czy regionalnej społeczności. I tu pan profesor nie ma się czym pochwalić – ze wszystkich radnych opozycji (pomijam p. A. Jaśkowską, która doszła po rezygnacji posła S. Tułajewa) pan Ryba złożył w ciągu tej kadencji najmniej interpelacji – tylko 10. Są radni, którzy złożyli ich ponad sto (P. Popiel – 152, S. Brzozowski – 124, a radny koalicji M. Nowak – aż 167). Radnych z PO nie liczę, bo zawsze radni rządzącej koalicji piszą mniej wniosków. A więc – pan profesor, jako „lokomotywa”, zasadniczo użycza swojego szyldu do ciągnięcia listy, ale sprawami samorządu mniej się interesuje.

Drugi z listy – Z. Wojciechowski – byłby lepszym kandydatem na prezydenta Lublina, niż obecny kandydat, ale to już problem PiS. Zastanawia mnie tylko, jak te organizacje akceptują politycznych kameleonów, farbowane lisy, które „płyną z prądem” partii u władzy. Gdzie jest ich tożsamość ideowa, jako główne kryterium selekcji kadrowej? – ROP, PO (mandat poselski po zwolnieniu go przez J. Palikota), a teraz znowu – PiS? „Jestem za – a nawet przeciw” – jak u Bolka. Czy tym kandydatom PiS zależy na sprawach regionu, czy tylko, by być zawsze u władzy?

Trzecia na liście jest dziennikarka TVP Lublin, Bogna Bender-Motyka, która na czas kampanii wyborczej wzięła podobno urlop bezpłatny.  Czy jej medialna popularność przeniesie się na głosy wyborców? – niekoniecznie. Skoro obecny prezydent Lublina, K. Żuk (z PO), wyrzuca dziesiątki (a raczej setki) tysięcy na bilboardy w mieście, to wygląda na to, że nie jest pewien wyniku i tą nachalną propagandą chce przekonać wyborców.  Znane nazwisko i znana twarz, niekoniecznie gwarantują sukces. Były wicemarszałek sejmu z lat 1991-1993, D. Wójcik z KPN, w wyborach do rady miasta Lublin w 2006 r. zdobył zaledwie … 57 głosów.

Wyborcy do samorządu kierują się innymi kryteriami, niż do parlamentu. Do parlamentu głosuje się na szyld – przykład: trzy i pół-krotna przewaga PiS nad PO. A w samorządzie PiS przegrywa trzecią kadencję z kolei. Bo w samorządzie preferuje się osobę, a nie szyld partyjny. I w tym upatruję swoje szanse na sukces.

 

Dlaczego kandyduję do sejmiku?

  1. Dlaczego kandyduję z listy Kukiz’15?

Ludzie często zadają mi pytanie – dlaczego kandyduję z tej listy?

Odpowiem krótko – bo nie ma JOW-ów, o które właśnie walczył Kukiz!

To jest dla mnie jedyny szyld, spod którego mogę startować. Nie ma okręgów jednomandatowych do samorządu. Dlaczego? – bo nepotyczne partie: PiS, PO, PSL i SLD utraciłyby swoje bazy klientów, windowanych miernot, leni, karierowiczów, itp. Bo wtedy wybierałoby się bezpośrednio osoby aktywne, obdarzone szacunkiem i zaufaniem – lokalnych działaczy samorządowych, cenionych w środowisku nauczycieli, przedsiębiorców, którzy przez umiejętne zarządzanie odnieśli sukces, itp. A teraz – wystarczy się podlizywać partyjnemu bossowi, by być na premiowanym miejscu na liście.

Poza tym – dla PO jestem wrogiem (z wzajemnością), dla PiS – człowiekiem obcym, bo tam nie tolerują osób, które mają swoje zdanie. Podam przykład: największy leń w radzie miasta (P. D.) przez cztery kadencje, został wywindowany przez lokalny układ PO-PiS: najpierw zrobił sobie fotkę z Jarosławem K., w wieku 27 lat otrzymał „1” na liście, w następnej kadencji – znowu „1” z PiS, a w ostatnich dwóch kadencjach – PO „1” – ale z PO. Kto osobiście winduje takie miernoty? Wywalczmy JOW-y w samorządzie, a wtedy będę miał szyld: WOJCIECH GÓRSKI.

2. Dlaczego startuję w wyborach do sejmiku? – odpowiedź koledze z innej opcji politycznej:

Andrzeju – chyba nie odmówisz mi SPOŁECZNEGO zaangażowania w sprawy Lublina. Ten facet z ratusza (K. Żuk) robi to za publiczne pieniądze, marnotrawiąc je na takie i inne bzdury. W sprawie bezsensownej inwestycji – Stawu Królewskiego za 86 milionów, składałem osobiście protest. Podzamcze i Lubartowska są prawdziwą wizytówką Lublina. Zardzewiałe blachy na dachach, komórki na węgiel z powyrywanymi drzwiami, obskurne bramy i podwórka, opadające tynki z budynków, połamane i krzywe płyty chodnikowe, kałuże w pobliżu dworca PKS – to jest prawdziwy obraz Lublina!

Ja dwie książki o Lublinie wydałem w 100% za własne pieniądze – tak promuje się Lublin. A na Lublinerów, którzy wydali Jadźkę Podpalaczkę, miasto dało 400 tys. zł – nieprzyzwoitego wiersza z ich publikacji nie wypada mi nawet cytować. Jeśli zarzucasz komuś brak doświadczenia, brak zaangażowania, to akurat mój przykład temu zaprzecza.

Chwali się codziennie Bury (kandydat do sejmiku z Nowoczesnej) sukcesami w Dzienniku Wschodnim? – ja też mam się czym pochwalić! Książki wydaję za swoje pieniądze, bo miasto mi ich nie dało.

Mam 5 dzieci – wszystkie mieszkają w Polsce i pracują. Pracę sobie załatwili sami! Pracuje nawet syn, tegoroczny maturzysta, finalista dwóch olimpiad centralnych. Nikt im posadek i synekur w urzędach nie załatwiał. Córka i jeden syn są po informatyce na warszawskich uczelniach, jeden syn – po historii na UJ, jeden kończy grafikę na UMCS, a najmłodszy jest przyjęty na informatykę na UW. Kto z lubelskich kandydatów pochwali się takimi sukcesami?

3. Dlaczego startuję do sejmiku?

– bo chcę wesprzeć lokalne inicjatywy, które nie mają wsparcia u bezdusznych urzędników.

Kasta urzędników prze do władzy, by móc dalej utrzymać swoje posady i pozałatwiać je dla najbliższych.

Co ci ludzie w życiu indywidualnie osiągnęli?

Urzędnik, który ma posadę dzięki nepotycznym układom, który upchnął na etaty swoje dzieci? – znamy takie nazwiska: Pruszkowski, Mach, Wcisło, i tuziny innych! Ja reprezentuję inne standardy obyczajowo-kulturowe. I dlatego jestem bardziej wiarygodny od tych, prących „do żłobu”, nie potrafiących działać samodzielnie, na własną rękę.

Dlaczego startuję do sejmiku? – bo nie wypada mi kandydować do rady miasta, żeby mi nikt nie zarzucił, że załatwiam w ratuszu prywatne sprawy.

Takich, odtrąconych przez bezduszny aparat lokalnych urzędników znam więcej: Józef Majewski z Gołębia, mający jedyne w Europie Muzeum Nietypowych Rowerów, mający swoją ekspozycję w ciasnej, prywatnej szopie, nie mający parkingu, toalet, toru do jazdy rowerami, pan Gajewski, garncarz z Bęczyna, nie mający parkingu, łazienki i toalet dla dzieci, uczestniczących w pokazach lepienia garnków, pani Trepiak z Wilkołaza, hafciarka, która nie ma izby do przyjmowania grup wycieczkowych. To są lokalne inicjatywy LUDZI POZYTYWNIE ZAKRĘCONYCH, mających entuzjazm, z trudem zarabiających pieniądze na utrzymanie, nie mają wsparcia władz lokalnych i regionalnych. Taka powinna być rola samorządu wojewódzkiego, by wesprzeć prawnie i finansowo ich inicjatywy, by promować ich działalność w reklamach, pokazach, itp. Taka powinna być moja rola w sejmiku – wykorzystania mojej energii i zmysłu inicjatywy do działań na rzecz promocji lokalnej przedsiębiorczości.

120. Frick Adolf

Niemiecki przemysłowiec, bankier i filantrop na liście dwustu wybitnych lublinian. Następną postacią z drugiej setki lublinian będzie prezentowany już wśród stu lublinian, Leon Frankowski, a po nim – biskup lubelski. Poniżej – kolejny właściciel lubelskiego browaru – Adolf Frick:

120. Frick Adolf (?-1891) – niemiecki przemysłowiec, bankowiec i działacz społeczny, właściciel browaru „A. i J. Frick”. Założył Kasę Przemysłowców Lubelskich i Towarzystwo Kredytowe Miasta Lublina. Był inicjatorem budowy Teatru Miejskiego (obecnie Teatr im. J. Osterwy) i Resursy Kupieckiej.

119. Finke Beniamin

Szwajcar na liście dwustu wybitnych lublinian. Następną postacią, zasłużoną dla Lublina będzie Niemiec. Poniżej Beniamin Finke – właściciel dawnego pałacu Lubomirskich:

119. Finke Beniamin (1741-1830) – szwajcarski kupiec, bankier i urzędnik. W l. 1803-1805 i w 1809-1817 był prezydentem Lublina. Znany był z wykupienia od Szeptyckich dawnego pałacu Lubomirskich, jego odnowienia i przeznaczenia go na cele publiczne. Działał w Towarzystwie Dobroczynności.

118. Douglas Jan

Szkocki przemysłowiec wśród dwustu wybitnych lublinian. W poniedziałek będą przedstawieni Szwajcar i Niemiec – zasłużeni dla Lublina. Postacią na sobotę będzie obok majora H. Dekutowskiego szkocki przemysłowiec John Douglas:

118. Douglas Jan (XIX w.) – przemysłowiec, Szkot z pochodzenia. W 1835 r. – wspólnie z rodakiem, Andrzejem Kedslie zaczął produkować w Lublinie maszyny rolnicze. Fabryka istniała do 1844 r. Na jej miejsce dwaj inni Szkoci założyli kolejny zakład maszyn rolniczych, przejęty w 1864 r. przez R. Moritza.

117. Dekutowski Hieronim PS. Zapora

Obroniony patron wraz ze swoją szkołą wśród dwustu wybitnych lublinian. Powyżej (na sobotę) drugą postacią będzie lubelski Szkot, a w poniedziałek – zasłużeni dla Lublina: Szwajcar i Niemiec. Poniżej – szef KeDyw-u AK Okręgu Lublin – major Hieronim Dekutowski:

117. Dekutowski Hieronim PS. Zapora (1918-1949) – żołnierz PSZ na Zachodzie, cichociemny, dowódca oddziałów AK i WiN, harcerz, „żołnierz wyklęty”. W kraju prowadził aktywną działalność w AK, a po wojnie – w WiN. Aresztowany 16 IX 1947 r., był okrutnie torturowany. Rozstrzelany w Warszawie przez UB.

Tak promuje się Lublin!!!

Kto dał z Urzędu Miasta pieniądze na tak skandaliczną działalność??? DNO DO POTĘGI!!! Pomijając fakt, że nieszczęsna Jadwiga nie była podpalaczką, to sam wiersz jest żenujący w formie i w treści.

Pożar był skutkiem nieszczelnych przewodów kominowych. Płomień z komina przeskoczył na suchą więźbę dachową, a wiatr rozniósł ogień na całe miasto.

Wiersz powinien mieć rytmikę, czyli równą liczbę sylab (zgłosek). Poszczególne wiersze (linijki) mają po 10, 12, 11, 14, 13 i 9 sylab. Nie w każdym wierszu (linijce) są przerwy w połowie- cyt.” PODŁOGĄ POWĘDROWAŁ…”.

Szanowna Autorka niech przeczyta na głos przy ludziach swoje dzieło (do innych nie zaglądam – strach patrzeć) i sama usłyszy, że ten „Pseudo-wiersz” absolutnie nie ma rytmiki.

Brak rymów. Wskoczył – koszyk? Toż to dzieci ze szkoły podstawowej na wypracowanie napiszą lepszy wiersz!

Dno merytoryczne. Co to za imię „Jadzina”?,

„zajrzał tam, gdzie nie wypada”?

„Spalił się Lublin od naleśnika,
Ale niech tutaj nikt się nie zsika” – skandal!

No cóż – „Lublin – Miasto inspiracji”, w wykonaniu pana Żuka, hojnie promującego taką twórczość.

18320499_1162565210538970_591990346375525008_o.jpg

116. Dębicki Stefan

Pierwszy „żołnierz wyklęty z Lublina” wśród dwustu wybitnych lublinian. W sobotę będzie przedstawiony „żołnierz wyklęty”, patron jednej z lubelskich szkół i Szkot – założyciel pierwszej fabryki w Lublinie. Postaciami na dzisiaj są: aktor z Lublina (poniżej) i dowódca AK – Stefan Dębicki „Kmicic” – dotąd nie uhonorowany nazwą ulicy w Lublinie:

116. Dębicki Stefan, ps. Kmicic – kapitan AK. 25 VII 1944 r., po wyjściu Niemców opanował z wojskiem Lublin. 26 IX został aresztowany przez NKWD i uwięziony na Zamku w Lublinie. Skazany na śmierć, 18 II 1945 r. wraz z 10 innymi więźniami zbiegł z więzienia. W VI 1946 r. został zastrzelony w Słupsku przez UB.