„Sen Leszka Czarnego” – Ludwik Głębocki, czy Władysław Barwicki?

Przy okazji prezentacji wybitnego lubelskiego malarza, Władysława Barwickiego, podałem że namalował on obraz „Sen Leszka Czarnego”. Ponieważ u kapucynów jest obraz „Sen Leszka Czarnego”, autorstwa Ludwika Głębockiego, wyjaśniam, że OBAJ ARTYŚCI NAMALOWALI OBRAZY TAK SAMO ZATYTUŁOWANE! Można się więc łatwo pomylić, co do autorstwa obrazu.

Druga pomyłka może dotyczyć innego obrazu W. Barwickiego: „Panorama Lublina od strony wjazdu zamojskiego”. Aleja wśród drzew i wieże centrum Lublina łudząco przypominają obraz Filipa Dombecka: „Wjazd generała Zajączka do Lublina”, który znajduje się w gabinecie prezydenta Lublina.

Z okazji 700-lecia Lublina dobrze byłoby zaprezentować najbardziej znane wizerunki miasta.

Lublin stolicą Polski? – raz? dwa razy? – czy wcale?

Dzisiaj wysłuchałem wywodu jednej przewodniczki po Lublinie, od czasu do czasu oprowadzającej grupy z Niemiec i Włoch, mówiącej z dumą, że Lublin był dwa razy stolicą Polski. Znam też innych przewodników po Lublinie, którzy te poglądy dalej wygłaszają przyjezdnym gościom. Słuchając takich informacji, otwieram wtedy szeroko oczy ze zdumienia, że można jeszcze w tym czasie pleść takie bzdury?! Jeśli już Lublin pełnił funkcję miasta stołecznego, to nieoficjalnie, w pierwszej połowie 1569 roku i jeszcze w lipcu tego roku kiedy była zawierana unia Polski z Litwą i był w Lublinie odbierany hołd od księcia Prus. Ale w XX wieku? – co za historyczna ignorancja! Kto dał licencję tym przewodnikom?

Nadmuchany balon PRL-owskiej propagandy, jakoby to Lublin był stolicą Polski i to aż dwa razy, nieźle się trzyma – mimo prawie trzydziestu lat od upadku komunizmu i prawie czterdziestu lat od powstania Solidarności, która złamała komunistyczny monopol na informację.

Jak to więc było z tymi rządami?

Pierwszy, Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, utworzony w nocy z 6/7 listopada 1918 r. , zwany potocznie Rządem Daszyńskiego, był tylko rządem z nazwy! Wystarczyło Daszyńskiemu spędzić w Lublinie tę jedną noc, by przejść na trwałe do historii Polski. Nie zapominajmy – jeszcze trwała wojna, w kraju działała Rada Regencyjna – nieoficjalny rząd polski, zależny od okupantów.
Lewicowy rząd I. Daszyńskiego w ciągu kilku dni swojego istnienia nie wydał żadnego aktu prawnego! Co to więc za rząd – tylko z nazwy, nie mający żadnej realnej władzy? O jego iluzoryczności świadczy fakt, że nawet nie ma dokładnie podanego obiektu, jako ośrodka władzy. Podaje się, że ukonstytuował się w dawnym pałacu Lubomirskich, późniejszej Komisji Wojewódzkiej, ale też spotyka się informacje, że został utworzony w hotelu „Victoria” (obecnie nie istniejącym – zbombardowanym 9 IX 1939 r.). Najważniejszy dla zrozumienia całości sprawy jest fakt, że i Rada Regencyjna i rząd Daszyńskiego, przekazały w Warszawie J. Piłsudskiemu władzę w dniu 11 listopada 1918 r. i to właśnie ta data jest uznawana za początek niezależnego rządu polskiego.

Z kolei – jak można PKWN z lipca 1944 r. nazywać legalnym rządem Polski, a Lublin – stolicą Polski? Przyprowadzona z obcymi bagnetami, karabinami i czołgami władza komunistyczna nawet nie miała na tyle tupetu, żeby swój „komitet” nazwać rządem. Istniał w tym czasie w Londynie legalny rząd Polski, a ujawnione pod koniec lipca jego władze w Lublinie (Tumidajski, Cholewa), były aresztowane przez NKWD i wywiezione w głąb Rosji. PKWN przez 5 miesięcy swojego działania na prawym brzegu Wisły, nie był uznawany przez żadne państwo świata (za wyjątkiem ZSRR). Kiedy 1 stycznia 1945 r. został samozwańczo przemianowany na Rząd Tymczasowy, działał już w Warszawie.

Nie dorabiajmy więc sobie fałszywej ideologii do brutalnej rzeczywistości – tortur i mordów NKWD na polskich żołnierzach AK. Zamiast chełpić się „stołecznym miastem” z 1944 r., przypomnijmy lepiej losy tysięcy żołnierzy AK, skazywanych na śmierć przez NKWD-UB. Przypomnijmy symboliczne postacie – Zofię Pelczarską, pierwszą kobietę, zamordowaną przez NKWD na Zamku w Lublinie i Stefana Dębickiego „Kmicica”, ostatniego dowódcy AK w Lublinie, przejmującego władzę w mieście, aresztowanego przez NKWD i skazanego na śmierć. Jeśli taka była rola „stołecznego Lublina” w drugiej połowie 1944 r., to ja osobiście wnioskuję, by tym świadomym fałszerzom historii i nieukom zweryfikować licencje przewodnickie – niech się nie kompromitują w swoim rzemiośle przed turystami z kraju i zagranicy!

Już prędzej niż Lublin, na miano „stołecznego miasta” zasługuje Chełm – nie jako miasto manifestu PKWN, ale jako siedziba króla Rusi Daniela, który w połowie XIII wieku, ewakuując się z Halicza przez Tatarami przeniósł się właśnie do tego miasta.

106. Bernardoni Jan Maria

Architekt obiektu UNESCO wśród dwustu wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina. W poniedziałek będą przedstawieni poeta i nauczyciel w LO im. Staszica, oraz historyk archiwista. Drugą postacią na sobotę jest Jan Maria Bernardoni.

106. Bernardoni Jan Maria (1541-1605) – architekt baroku, twórca lubelskiego kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty (katedry). Jezuicki artysta znany jest w kraju z budowy pierwszego kościoła św. Piotra i Pawła w Krakowie oraz manierystycznego kompleksu – Kalwarii Zebrzydowskiej.

105. Maria Bechczyc-Rudnicka

Redaktorka „Kameny” wśród dwustu wybitnych lublinian. W poniedziałek będzie przedstawiony poeta, współpracujący z lubelską „Kameną” i historyk archiwista, porządkujący dokumenty o Lublinie. Pierwszą postacią na sobotę jest Maria Bechczyc-Rudnicka:

105. Maria Bechczyc-Rudnicka (1888-1982) – pisarka, tłumaczka, krytyk teatralny. W l. 1947-1964 była kierownikiem literackim Państwowego Teatru im. J. Osterwy w Lublinie, w l. 1949-1952 – prezesem lubelskiego oddziału Związku Literatów Polskich, w l. 1960-1965 – redaktorem naczelnym „Kameny”.

104. Barwicki Władysław

Malarz wśród dwustu wybitnych lublinian. Postacią na sobotę będzie lubelska pisarka i dziennikarka i architekt – jezuita, którego dzieła są na liście UNESCO. Drugą postacią na piątek jest Władysław Barwicki:

104. Barwicki Władysław (1865-1933) – malarz, poeta. W Lublinie wykonał polichromię w stylu neobarokowym dla kościoła św. Piotra przy ul. Królewskiej i w cukierni Rutkowskiego (obecnie hotel Lublinianka). Namalował obraz „Sen Leszka Czarnego”, powielany na kartkach pocztowych.

103. Bay Karol

Architekt baroku wśród wybitnych lublinian. Kolejną postacią z drugiej setki będzie malarz i poeta. Postacią na piątek, reprezentującą „Drugą setkę wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina” jest Architekt Karol Bay:

103. Bay Karol (? – ok. 1742) – architekt, budowniczy kościoła św. Piotra i Pawła oo. Kapucynów w Lublinie. Artysta był propagatorem dojrzałego baroku, wyróżniającego się doskonałymi proporcjami. Poza Lublinem, znanym jego obiektem jest kościół Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

102. Bajkowski Wacław

Druga setka „wybitnych lublinian…” Ponieważ większość postaci w w tej edycji będzie przedstawionych tylko za pomocą 250 znaków, na każdy kolejny dzień (z wyjątkiem niedziel) będą po 2 biogramy:

102. Bajkowski Wacław (1875-1941) – prezydent Lublina w czasie okupacji austriackiej w l. 1916-1918, adwokat, działacz społeczny. W czasie II w. św. był więziony przez Gestapo w zamojskiej Rotundzie i w lubelskim Zamku. Zamordowany w Dachau. Jego imieniem nazwano w Lublinie ulicę poniżej ratusza.

101. Andrzej (pierwsza połowa XV w.)

„Druga setka wybitnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina”. Przy tworzeniu listy, w trakcie publikowania na łamach Fb pierwszej setki lublinian, pojawiły mi się nowe nazwiska, które powinny być również przypomniane. Tym razem tylko niektóre biogramy będą mieć po 1000 znaków. Większość z nich będzie mieć 250 znaków. Listę rozpoczyna prawosławny mistrz Andrzej:

101. Andrzej (pierwsza połowa XV w.) – ruski malarz, twórca fresków bizantyjskich w kaplicy zamkowej w Lublinie (ok. 1418 r.) na zlecenie króla Polski, Władysława Jagiełły. Fenomenem tego miejsca jest fakt, że zmieniona kaplica pozostała katolicka. Łączy gotycki Zachód z bizantyjskim Wschodem.

W poszukiwaniu „Mojżesza” naszych czasów – odpowiedź M. Garbowskiemu na temat zdystansowania się do elit rządzących

Ten komentarz o „Mojżeszu”, który przeprowadzi zdemoralizowany przez komunę naród, słyszałem już w 1989 r. – że trzeba czekać ze czterdzieści lat, aż wymrze pokolenie ludzi, ukształtowanych mentalnie w sowieckiej niewoli.

Jest to poważny błąd metodologiczny. Już wtedy twierdziłem, że tamtej sytuacji nie można porównywać do naszej rzeczywistości. Po pierwsze – NIE MAMY MOJŻESZA, więc nie ma kto nas „przeprowadzić” przez transformację ustrojowo-mentalną. Po drugie – trzydziestolatkowie, urodzeni a raczej wychowani już w III RP, popełniają zasadniczy grzech pychy – rzekomego nie skażenia komunizmem, w przeciwieństwie do starszego pokolenia, wywodzącego się z Solidarności. A kto to udowodnił, że granicą mentalną jest wiek polityków? – można wyciągać pewne wnioski statystyczne, ale to jest rażąca demagogia! – Homo sovieticus (pojęcie ukształtowane przez ks. Tischnera) jest w każdym z nas! – w większym, lub mniejszym stopniu, a stopień mentalnego uformowania przez komunę absolutnie nie pokrywa się z wiekiem!

Biorąc pod uwagę, że to właśnie Mojżesz został urodzony i wychowany w egipskiej niewoli, to on powinien być bardziej zniewolony, niż młodszy od niego o pokolenie Jozue. Idąc dalej tym samym tokiem myślenia, pokolenie ludzi które urodziło się po powstaniu styczniowym, nie powinno wywalczyć niepodległości, bo był „skażone” systemem carskiej Rosji. A to właśnie ci ludzie z Piłsudskim, Dmowskim, Żeromskim i setkami innych, pociągnęli za sobą młodzież do niepodległości, poświęcając swoje życie w służbie ojczyzny ponad trzydzieści lat! Nie twórzmy więc fałszywych stereotypów, bo nie wyciągniemy z nich właściwych wniosków. Nie twórzmy mitów, które wypaczają nam świadomość. Błąd metodologiczny młodego pokolenia polega na tym, że uważają wszystkich, wychowanych w PRL-u za ludzi obciążonych anachronizmem politycznego myślenia i szeregiem jeszcze innych wad, których rzekomo oni sami nie posiadają. Proszę nie stawiać mnie z racji wieku w jednym szeregu z Bolkiem, Niesiołowskim i Tuskiem, a nawet z Kaczyńskim czy Macierewiczem, bo moja wizja Rzeczypospolitej jest inna, niż wielokrotnie już demonstrowana przez polityków PO-PiS-u.

Korwin, Kukiz, Nowoczesna, czy Razem, to nie może być jedyna alternatywa polityczna dla młodego pokolenia. Sympatie znacznej części wyborców są kierowane do ruchu, który jednoczyłby nurt wartości tradycyjnych z nowoczesnością. Jeśli dotąd go nie ma – to trzeba go stworzyć! Przy całym szacunku do Kukiza, do jego anty-systemowości, patriotycznego zaangażowania, ideowości członków jego ruchu, brak sformalizowanych struktur organizacyjnych uważam za anachronizm, który blokuje rozwój tej formacji. Więź osobowa może być w gronie kilkudziesięciu osób, ale nie wśród dziesiątków tysięcy ludzi. System ewentualnej selekcji osób, oparty na polecaniu przez znajomych, staje się takim samym kluczem „dopychania się do koryta” (wpływowej władzy), jak w nepotycznych i wodzowskich partiach politycznych.

Przykład skuteczności działania scentralizowanej partii PPS na przełomie XIX i XX wieku dowodzi, że oprócz silnej i ideowej więzi osobowej powinny być ramy organizacyjne ugrupowania, określone cele i rozdzielone funkcje dla jego członków. Organizacja – to tryb, który powinien funkcjonować nawet w przypadku, gdyby zabrakło jej lidera! A tego u nas nigdzie nie ma! Partie systemowe: PO, PiS, PSL, i SLD – to partie, gdzie dominuje nepotyczny system rozdawnictwa politycznych synekur oraz umieszczania swoich kandydatów na premiowanych awansem miejscach na listach wyborczych.

Ograniczona prezentacja „Lublin City-Tour” – impreza Nr 15: WĘDRUJĄCE ZAKONY

Ponieważ w katalogu imprez nie ma tylko naszych opisów, zamieszczamy je poniżej:

1. Odniesienie do obchodów 700-lecia:

Wizytki, brygidki i inne mieszające się nazwy, nie porządkują wiedzy na temat dawnego Lublina. Fundacjom kościołów i klasztorów towarzyszyły wielkie wydarzenia – kościół Wniebowzięcia NMP był jedynym kościołem wotywnym za zwycięstwo pod Grunwaldem, kościół jezuitów ufundowali dwaj uczestnicy szczęśliwej wyprawy na Psków – Mikołaj Zebrzydowski i Bernard Maciejowski (wcześniej, na Starym Mieście książę Leszek Czarny ufundował kościół św. Michała jako wotum za zwycięstwo nad Jadźwingami, a król Kazimierz Wielki – kościół św. Stanisława i klasztor dominikanów – po zwycięstwie nad Tataram)i. Ironią losu jest fakt, że kiedy ratusz pełnił wymiennie funkcję siedziby władz miasta i trybunału koronnego, zaistniała potrzeba budowy osobnego, nowego ratusza i przeznaczenia starego ratusza wyłącznie na trybunał. Były plany, żeby po zasypaniu suchej fosy w 1611 roku, wybudować nowy ratusz przed Bramą Krakowską. Okazało się jednak, że sprytni karmelici załatwili sobie wcześniej działkę i wybudowali kościół MB z Góry Karmel (w 1611 r.!). Biedny burmistrz i rajcy musieli przechodzić od kwietnia do końca listopada – do innego budynku, a do swojego dawnego gmachu wracali na zimę. Ironia losu polega na tym, że w 1803 r. kościół i klasztor spłonęły, a władze austriackie nie pozwoliły karmelitom odbudować swojej świątyni i klasztoru. Karmelici musieli więc opuścić spalony kościół, który po przebudowie został przebudowany na magistrat – w tym czasie, kiedy już trybunału nie było (działał w Lublinie do 1793 r.). A więc – obiekt zyskał swoje przeznaczenie – wtedy, kiedy już nie był tak potrzebny, bo trybunał był już pusty!

2. Syntetyczny opis imprezy:

Zadaniem oferty „Lublin City-Tour – W KLASZTORNYM LABIRYNCIE – WĘDRUJĄCE ZAKONY” jest wyjaśnienie wielu nieporozumień, powstałych z nakładających się okresowo nazw. Wiele osób nie utożsamia „kościoła pobrygidkowskiego z kościołem powizytkowskim, a niektórzy nazywają go kościołem św. Brygidy. Byli w Lublinie karmelici i karmelici bosi, karmelitanki „józefatki” i karmelitanki „poczętki”.
Byli franciszkanie konwentualni, franciszkanie reformaci oraz zaliczani do rodziny franciszkańskiej – bernardyni i kapucyni.
Swoje kościoły mieli też dominikanie, jezuici, augustianie, misjonarze i bonifratrzy. Miały też bernardynki i szarytki.
Po jezuitach ich kościół przejęli trynitarze (stąd nazwa: wieża trynitarska), a pijarzy nie dorobili się własnego kościoła. Ciekawostką kulturową jest fakt, że brygidki mieszkały przez dwa wieki w jednym klasztorze z męską gałęzią tego zakonu – brygidami (podobno – w osobnych skrzydłach). Tę dwuznaczną sytuację zlikwidowano dopiero po Soborze Trydenckim – brygidzi wynieśli się z Lublina pod koniec XVI wieku.
Rokiem „wędrówek zakonów” w Lublinie był rok 1810, a rokiem ich likwidacji – 1864 – po Powstaniu Styczniowym.

Impreza jest tylko dla 13 osób w ciągu 10 dni.