Debaty kandydatów do senatu w „telewizji publicznej” – NIE BĘDZIE!

„Dobra zmiana” – dla PiS! Dzisiaj – w czasie losowania emisji spotów wyborczych dowiedziałem się, że telewizyjnej debaty kandydatów do senatu nie będzie. Dyrektor lubelskiego ośrodka TVP odpowiedział mi, że „były już dwie debaty kandydatów do parlamentu”. Ciekawe – według jakiego „klucza” byli dobierani kandydaci, skoro mnie nie zaproszono?! 15-osobowa Rada Programowa przy lubelskim oddziale TVP jest fikcją! – ani jeden protokół posiedzenia w tym roku nie został przyjęty – bo nie było kworum! Taktyka działaczy PiS, którzy zawładnęli lokalną telewizją była i jest następująca: zablokować innym dostęp do mediów, a przez absencję blokować podejmowanie decyzji społecznej Rady! W tej metodzie „obstrukcji” Rady przoduje pan Tułajew, który wykazuje się najmniejszą frekwencją (dane na ten temat przekazał mi Krzysztof Kowalczyk, który jako jedyny nigdy nie opuścił posiedzenia Rady). To obrazuje – jak „Dobra zmiana” prowadzi do patologii systemu władzy!
Nic mnie już w tej rzeczywistości nie dziwi: byłem „parszywą owcą” systemu PRL, a teraz – systemu PRL-Bis! Wobec mojej osoby panuje solidarna zmowa milczenia PO-PiS: PO-owskich dzienników i PiS-owskiej telewizji! Kilka lat temu pan Michałkiewicz wypowiadał się, że był za koalicją PO-PiS w Lublinie. Można powiedzieć, że w kwestii medialnej eliminacji kandydata – panuje taktyczny sojusz wyborczy: pan Bury w ciągu roku był aż 18 razy promowany w Dzienniku Wschodnim, pan Czarnek i pan Ryba w TVP Lublin, TVP 1, TVP 2, TVP Info – łącznie kilkaset razy! O mnie – autorze kilku książek o tematyce historycznej, społecznej i politycznej, autorze wielu społecznych inicjatyw – CISZA!
Widocznie – na wieść o moim zakwalifikowaniu się do finału wyborów – pan Montusiewicz wykonał rozkaz partyjny – nie dać możliwości wypowiedzi człowiekowi, który dyskredytuje zakłamanie władzy. A pies ich olał! – i tak na przekór nim – ja z każdym rokiem i z każdym miesiącem jestem coraz mocniejszy, coraz bardziej rozpoznawalny. Blokada medialna lokalnych kacyków tworzy mi tym większą legendę!

Na sukces nigdy nie jest za późno…

Wojciech Jan GÓRSKI

WOJCIECH JAN GÓRSKI,

lat 62, niezależny kandydat do Senatu RP  z okręgu Nr 16 – Lublin,

z komitetu KWW Przywrócić Prawo.

Z wykształcenia – historyk, z zawodu – przedsiębiorca, właściciel biura podróży Atlas Travel, świadczący usługę Lublin City-Tour – przewodnik, pilot wycieczek, podróżnik, autor 6 książek o tematyce historycznej, społecznej i politycznej (w tym jednej – napisanej po angielsku).

Przywrócić Prawo – komitet założony przez posła Janusza Sanockiego z Nysy, orędownika idei JOW, który zmobilizował Kukiza do stworzenia klubu poselskiego – ale akurat, na wniosek Kukiza – nawet nie został do klubu przyjęty. Jestem jednym z 7 kandydatów z listy Przywrócić Prawo do Senatu RP w skali całego kraju.

Przywrócić Prawo – to idea wyboru niezależnych kandydatów do sejmu i samorządu – bez ubiegania się o łaskę partyjnych bossów, którzy w nepotyczny sposób windują ludzi dyspozycyjnych, dość często pozbawionych kwalifikacji etycznych i merytorycznych. Chcemy stworzyć inny model walki o władzę – selekcji pozytywnej, gdzie to wyborcy, a nie partyjny szef, będą decydować o sukcesie kandydata. Obecny system uniemożliwia mi start w wyborach do sejmu i do samorządu – nie tylko zdobycie premiowanego awansem miejsca na liście, ale nawet umieszczenie na jakiejkolwiek liście! Poza tym – nie identyfikuję się ze standardami etycznymi oraz hasłami programowymi partii politycznych, walczących obecnie o władzę.

Moja sylwetka:

Urodziłem się w Bobowej, w Małopolsce. Moja siostra bliźniaczka – Maria jest od 34 lat misjonarką w Zambii.

W l. 1976-1980 studiowałem historię na UMCS. W 1978 r. zaangażowałem się w działalność opozycyjną – mam legitymację i odznakę działacza opozycji antykomunistycznej. W 2006 r. byłem zaproszony do pałacu Prezydenta RP z okazji 30-lecia KOR (zaproszenie było dla działaczy opozycji sprzed Sierpnia 1980 r.).

Uwierzyć w  sukces

We wrześniu 1996 r., w wieku 39 lat zachorowałem na zapalenie opon mózgowych. Choroba ciągnęła się miesiącami. Już miałem myśli eschatologiczne. W styczniu 1997 r., w czasopiśmie „Niedziela” zauważyłem ogłoszony konkurs wiedzy religijnej, który miał trwać co tydzień przez 5 miesięcy, z główną nagrodą – wycieczką do Rzymu. Poprosiłem żonę, by wysyłała do redakcji kupony z moimi odpowiedziami – że chcę pojechać do Rzymu. Zażartowałem z tego wyjazdu, bo był on dla mnie tak samo abstrakcyjny jak moje wyjście ze szpitala. Ale najlepszą formą wyjścia z tego padołu cierpień – było wierzyć – wbrew beznadziei!  Nie mając dostępu do biblioteki, mając utrudnione warunki startu – wziąłem udział w konkursie. W połowie lutego wyszedłem ze szpitala. W czerwcu byłem w finale konkursu w Częstochowie. Wycieczki nie wygrałem, ale zdobyłem cenną wiedzę, która przydała mi się w pracy przewodnika i pilota wycieczek.

Co się odwlecze – to nie uciecze…

Wycieczkę do Rzymu wygrałem rok później – w konkursie wiedzy o Janie Pawle II. Tym wyjazdem „otworzyłem” sobie międzynarodowy szlak po Europie. Wcześniej za granicą byłem tylko 2 razy.

Bezrobotny członek władz wojewódzkich partii rządzącej

Po chorobie znalazłem się na okresowej rencie inwalidzkiej i utraciłem pracę nauczyciela historii. Miałem 4 dzieci i kredyt hipoteczny do spłacenia. W mojej arcytrudnej sytuacji nie pomógł mi nikt ze środowiska kombatantów dawnej Solidarności. Należałem do władz wojewódzkich rządzącej partii RS AWS – chyba jako jedyna w kraju osoba bezrobotna!  W tym czasie urodziło nam się piąte dziecko. Doświadczałem niedostatku i upokorzeń. Moja duma osobista bardzo cierpiała, bo trudno mi było utrzymać rodzinę.

Zadanie – stanąć na własnych nogach!

W tej sytuacji musiałem liczyć tylko na siebie i żonę. W 2000 r. założyłem firmę turystyczną. Nie mając doświadczenia i środków na start, nękany kłopotami zdrowotnymi, po kilku latach ją  zlikwidowałem. Na początku 2006 r. uruchomiłem firmę Atlas Travel, którą prowadzę do chwili obecnej.

Inwestycja w kompetencje zawodowe i rozwój firmy

Inwestowałem w swój rozwój – zdobywałem uprawnienia pilota wycieczek, przewodnika po Lublinie i po czeskiej Pradze, po Lubelszczyźnie, woj. Świętokrzyskim i po Beskidach. Specjalizowaliśmy się w wycieczkach zagranicznych: w 2008 r. zorganizowaliśmy ich 39, w 2009 r. – 46, a w 2010 r. – 51.  Zaangażowaliśmy się w przetargi. W 2013 r. – wygraliśmy po odwołaniu do KIO przetarg na 108 2-dniowych wycieczek po Polsce. Do realizacji zadania posiadaliśmy zasoby finansowe i kadrowe oraz zdolności logistyczne.

Busy elektryczne – drugim filarem naszej działalności

Gdy w branży turystycznej pojawiła się znaczna konkurencja, a rynek naszych usług zaczął się kurczyć, wymyśliłem usługę zwiedzania miasta pojazdami elektrycznymi jako City Tour.

Na przekór władzom miasta!

Po uruchomieniu usługi Lublin City-Tour spotkaliśmy się z wrogą atmosferą ze strony władz. Gdyby nie turystyka wyjazdowa – inwestycja w busy byłaby katastrofą finansową!  Na szczęście – mieliśmy z czego spłacać zaciągnięte kredyty i nie daliśmy się usunąć z przestrzeni miasta!

Moja walka o wjazd busami na Stare Miasto miała 3 cele:

  1. Uzyskanie zezwolenia na wjazd w celu realizacji pełnej usługi prezentacji naszego miasta,
  2. Przez piętnowanie władz za szkodzenie naszej działalności – odstraszanie potencjalnej konkurencji,
  3. Polityczne promowanie siebie – jako osoby niezależnej, nie wchodzącej w układy z władzą.

Z perspektywy 7 sezonów – zwycięzcą w tej walce okazałem się ja!  Obecnie mamy ofertę w 9 językach.

Moje inicjatywy społeczne – „Nic nie dzieje się bez powodu”

W mojej książce: „Lublin mało znany. Część III: Turystyczny Lublin dla pokoleń” – zawarłem na ostatniej stronie motto: „Nic nie dzieje się bez powodu”. Zepchnięcie naszej usługi do zaniedbanego Śródmieścia sprowokowało mnie do udowodnienia, że ja w sprawach miasta mam cokolwiek do powiedzenia.

Jesienią 2017 r. podjąłem akcję w sprawie wieży zamkowej pod hasłem: „W obronie naszej tożsamości” i „Stop fałszerstwom za miejskie pieniądze! – nie ma baszty Daniela, jest wieża Piastów”. Na konferencji prasowej 21 grudnia 2017 r. była tylko gazeta Jawny Lublin i TVP Lublin, która uruchomiła cykl audycji na ten temat.

Start do sejmiku z listy Kukiz’15 i medialny szlaban na moje nazwisko

Dość życzliwie byłem przyjmowany w telewizji – dopóki nie wystąpiłem pod szyldem niezależnego ruchu politycznego. Ostatni raz uczestniczyłem w debacie TVP jako kandydat do sejmiku w październiku 2018 r.

Na sukces nigdy nie jest za późno!

Jest to motto mojej książki, wydanej po angielsku: „It is never too late to succeed”

–  w wieku powyżej 40 lat nauczyłem się jeździć samochodem. Własnym samochodem podróżowałem po Azji, po Krymie, po Peloponezie i po Rosji. Wynajmowałem auta w Portugalii, w Hiszpanii i w Bułgarii,

– w wieku 41 lat zacząłem podróżować. Byłem w 42 państwach, zwiedziłem ponad 150 zabytków UNESCO,

– w wieku 49 lat założyłem firmę Atlas Travel, która pozwoliła mi realizować inne ambitne cele,

– w wieku 50 lat zacząłem się uczyć języka angielskiego. W wieku 62 lat napisałem pierwszą książkę po angielsku. Zdobywałem kolejne certyfikaty językowe. Posługuję się językiem niemieckim i rosyjskim,

– w wieku 61 lat zacząłem pisać książki. W wieku 62 lat napisałem 6 książek, z czego 5 za własne pieniądze.

Poznacie ich po owocach…

 Tę zasadę odnoszę do moich dzieci: wielokrotni laureaci i finaliści konkursów i olimpiad.  Wszystkie dzieci pracę załatwiały sobie same (czworo z nich aplikowało w obcych językach). Czworo z nich płaci podatki w kraju!

  1. Córka Maria – absolwentka Politechniki Warszawskiej. Pracuje w amerykańskiej firmie jako informatyk. Jest korespondentką czasopisma edukacyjnego „Kosmos dla dziewczynek”. Mieszka w Warszawie.
  2. Syn Józef – absolwent historii UJ. Jest obecnie rezydentem szwajcarsko-niemieckiego biura podróży Neckermann. Posługuje się biegle 5 językami. Zna komunikatywnie 2 kolejne języki.
  3. Syn Jerzy – grafik, student Wydziału Artystycznego UMCS. Pracuje i mieszka w Lublinie. W 2018 r. był w finale konkursu filmowego „Offeliada” w Gnieźnie – jako reżyser i wykonawca filmu animowanego.
  4. Syn Andrzej – absolwent UW, pracuje w amerykańskiej firmie informatycznej. Mieszka w Warszawie.
  5. Syn Karol – finalista olimpiad centralnych, pracuje bez studiów jako informatyk. Mieszka w Warszawie.

Mój styl rozwiązywania problemów – reakcja na bezprawie!

  1. W 2012 r. zaskarżyłem do prokuratury w województwie opolskim naczelnika z urzędu skarbowego z jednego miasta za sfałszowanie przetargu. Po upływie połowy roku śledztwo umorzono.
  2. W 2013 r. zaskarżyłem do Krajowej Izby Odwoławczej komisję przetargową w Instytucie Geofizyki PAN o odrzucenie naszej oferty na 108 2-dniowych wycieczek. Ryzykując za samą sprawę 23 800 zł – wygraliśmy!
  3. Na skutek niedoręczenia przez radcę faktury do sądu za pośrednictwo, utraciliśmy 3 600 zł. Sam ścigałem radcę prawnego – aż „wydarłem” mu te pieniądze. Dałem sobie radę bez pomocy fachowców.

Moje idee  – edukacja historyczna naszego narodu:

  1. Rehabilitacja historyczna Jerzego Lubomirskiego i Janusza Radziwiłła – sponiewieranych przez tradycję.
  2. Poszanowanie czci i dobrego imienia bohaterów narodowych.

 

Mój podziw polityczny:

Wyjście Piłsudskiego z Cytadeli Warszawskiej – skąd trafiało się tylko na szubienicę lub na katorgę, kiedy miał być wrobiony w zabójstwo szpicla i na podstawie fałszywego sądu – skazany na śmierć. Jaki trzeba było mieć heroizm wiary, by walczyć – wbrew zwątpieniu innych i dokonać prawie niemożliwego?

Kończąc tę prezentację zamieszczę kolejne motto: „Uwierzyć w siebie – wbrew zwątpieniu innych!”.

 

Ta wiara pozwala mi piąć się w górę. Tak jak z tą wycieczką do Rzymu – nie pojechałem w 1997 r., ale pojechałem rok później. Pełny sukces nie musi przyjść teraz – w 2019 r. – chociaż jest możliwy! Ale – jeśli nie przyjdzie, może przyjść inny sukces – szybciej, niż się tego spodziewam.

Oferta wyborcza

Oferta wyborcza (na melodię: „Wsiąść do pociągu…”).

Być kandydatem do ław sejmowych.
Dbać o swe miejsce – gdziekolwiek będzie.
Utrzymać swoich, blokować nowych,
Usiąść wysoko – w sejmowej grzędzie.

Mieć cel ambitny, jasny, gotowy,
– Znaleźć się w spółce, lub być w urzędzie.
Utrzymać system, ośmieszać JOW-y
Mieć wpływ na przetarg – z kimkolwiek będzie.

Jak lew zawalczyć o miejsce swoje,
Prześcignąć innych w tym owczym pędzie,
Z konkurentami stoczyć swe boje,
By być zwycięzcą – zawsze, i wszędzie.

Najpierw powalczyć w swojej drużynie,
– Niech swą pozycję każdy zdobędzie.
Potem w kampanii swojej zasłynie
Mandat poselski w końcu posiędzie!

Tłum kandydatów, tłum komitetów,
Parady szyldów – znów nazwisk tyle!
Na listach znowu klucz parytetów.
Ambicją wszystkich – mieć resztę w tyle!

Masz znowu problem – nasz elektorze,
Gdy kandydatów znów setki będą,
Niech Bóg cię wspiera w twoim wyborze,
– Byś nie klął znowu, lub nie był zrzędą.

Gdy w gąszczu nazwisk puchnie ci głowa.
Kiedy zaufać nie masz już komu,
Kiedyś to była rada nienowa
– By wszystkich olać – i zostać w domu.

Lecz o bojkocie nie ma już mowy.
– Wybierz osobę – wśród kandydatów.
– Zamiast popierać system sejmowy
– Wybierz tę jedną – z listy senatu!

 

Głosuj na osobę – nie na szyld partyjny

Startuję w wyborach do Senatu RP z Okręgu Nr 16:  Lublin – pod ogólnopolskim szyldem „Przywrócić Prawo”, żeby propagować inny model politycznej i społecznej aktywności, niż kształtowanie postaw politycznych wasali – typu: BMW: bierny, mierny, ale wierny.

Patrzę z niepokojem, że w kraju większość młodzieży nie dąży do zmian systemu wyłaniania władzy, ale wzorem swoich rodziców, obciążonych dziedzictwem PRL, chce się piąć się po feudalnej drabinie politycznej do awansów urzędniczych, parlamentarnych i samorządowych. Stajemy się, jak za Gierka – narodem ustawionym w kolejkach po profity polityczne, reglamentowane przez partie będące u władzy  – dla swoich.

Nasz system polityczny przypomina nam PRL – w nieco zmodyfikowanej, pluralistycznej postaci. Partie polityczne funkcjonują według PZPR-owskiej zasady „centralizmu demokratycznego” – czyli o awansach decyduje wódz. Osoby spoza układu są ludźmi drugiej kategorii, którym zamyka się dostęp do awansów i do mediów publicznych, żeby nie byli zbyt popularni i nie stanowili dla władzy potencjalnej konkurencji.

Jako osoba, społecznie aktywna, która w ciągu półtora roku wydała 6 książek – prawie zupełnie przemilczanych przez media, chcę zwrócić uwagę, że moje społeczne inicjatywy są blokowane przez lokalną kastę PO-PiS. Sprawa wieży zamkowej została wygaszona za wspólnym porozumieniem wszystkich klubów rady miasta Lublin w poprzedniej kadencji, a moja inicjatywa utworzenia Muzeum Rzeczypospolitej Obojga Narodów wobec  nietrafionej idei Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej – została zignorowana przez władze.

Startując do Senatu RP w konfrontacji ze znanymi  działaczami politycznymi, chcę przekonać wyborców, że warto głosować na kandydatów wykazujących inicjatywę – zarówno w sprawach politycznych, społecznych, jak i sferze kultury – o czym świadczą moje publikacje, przemilczane przez lokalne dzienniki i telewizję.

Kończąc, chcę powtórzyć ubiegłoroczne hasło: „Głosuj na osobę – nie na szyld partyjny”.  Drugim moim hasłem jest: „Na sukces nigdy nie jest za późno”:

– w wieku 40 lat, po długiej chorobie i okresowej rencie i znalazłem się bez pracy. Mając 5 dzieci zostałem zmuszony do radzenia sobie samemu. Przy pomocy żony rozwinąłem działalność w sferze usług turystycznych. W tym czasie nauczyłem się jeździć samochodem i rozpocząłem podróże po Europie,

– w wieku 50 lat zacząłem się uczyć języka angielskiego, zdobywać kolejne certyfikaty z innych języków obcych. Obecnie wiedzę o Lublinie przekazuję w dwóch językach obcych: niemieckim i rosyjskim, a w języku angielskim wydałem własną książkę, tłumaczoną przeze mnie,

– w wieku 61 lat zacząłem pisać książki. W ciągu półtora roku wydałem ich 6 – w tym jedną po angielsku, zwiedziłem 42 państwa, poznałem ponad 150 zabytków UNESCO.  Mam skalę porównawczą zaniedbań Lublina na tle innych miast Polski, Europy i świata.

Zachęcam do głosowania na mnie w wyborach. Mój życiorys jest czysty – mam odznakę działacza opozycji antykomunistycznej.  Jestem niezmienny w swoich poglądach politycznych, czemu daję wyraz na Facebooku.  Z okazji wyborów zamierzam regularnie prowadzić blog – narzędzie utrwalające moją wiedzę i przemyślenia.

Wojciech Górski

 

W poszukiwaniu „Mojżesza” naszych czasów – odpowiedź M. Garbowskiemu na temat zdystansowania się do elit rządzących

Ten komentarz o „Mojżeszu”, który przeprowadzi zdemoralizowany przez komunę naród, słyszałem już w 1989 r. – że trzeba czekać ze czterdzieści lat, aż wymrze pokolenie ludzi, ukształtowanych mentalnie w sowieckiej niewoli.

Jest to poważny błąd metodologiczny. Już wtedy twierdziłem, że tamtej sytuacji nie można porównywać do naszej rzeczywistości. Po pierwsze – NIE MAMY MOJŻESZA, więc nie ma kto nas „przeprowadzić” przez transformację ustrojowo-mentalną. Po drugie – trzydziestolatkowie, urodzeni a raczej wychowani już w III RP, popełniają zasadniczy grzech pychy – rzekomego nie skażenia komunizmem, w przeciwieństwie do starszego pokolenia, wywodzącego się z Solidarności. A kto to udowodnił, że granicą mentalną jest wiek polityków? – można wyciągać pewne wnioski statystyczne, ale to jest rażąca demagogia! – Homo sovieticus (pojęcie ukształtowane przez ks. Tischnera) jest w każdym z nas! – w większym, lub mniejszym stopniu, a stopień mentalnego uformowania przez komunę absolutnie nie pokrywa się z wiekiem!

Biorąc pod uwagę, że to właśnie Mojżesz został urodzony i wychowany w egipskiej niewoli, to on powinien być bardziej zniewolony, niż młodszy od niego o pokolenie Jozue. Idąc dalej tym samym tokiem myślenia, pokolenie ludzi które urodziło się po powstaniu styczniowym, nie powinno wywalczyć niepodległości, bo był „skażone” systemem carskiej Rosji. A to właśnie ci ludzie z Piłsudskim, Dmowskim, Żeromskim i setkami innych, pociągnęli za sobą młodzież do niepodległości, poświęcając swoje życie w służbie ojczyzny ponad trzydzieści lat! Nie twórzmy więc fałszywych stereotypów, bo nie wyciągniemy z nich właściwych wniosków. Nie twórzmy mitów, które wypaczają nam świadomość. Błąd metodologiczny młodego pokolenia polega na tym, że uważają wszystkich, wychowanych w PRL-u za ludzi obciążonych anachronizmem politycznego myślenia i szeregiem jeszcze innych wad, których rzekomo oni sami nie posiadają. Proszę nie stawiać mnie z racji wieku w jednym szeregu z Bolkiem, Niesiołowskim i Tuskiem, a nawet z Kaczyńskim czy Macierewiczem, bo moja wizja Rzeczypospolitej jest inna, niż wielokrotnie już demonstrowana przez polityków PO-PiS-u.

Korwin, Kukiz, Nowoczesna, czy Razem, to nie może być jedyna alternatywa polityczna dla młodego pokolenia. Sympatie znacznej części wyborców są kierowane do ruchu, który jednoczyłby nurt wartości tradycyjnych z nowoczesnością. Jeśli dotąd go nie ma – to trzeba go stworzyć! Przy całym szacunku do Kukiza, do jego anty-systemowości, patriotycznego zaangażowania, ideowości członków jego ruchu, brak sformalizowanych struktur organizacyjnych uważam za anachronizm, który blokuje rozwój tej formacji. Więź osobowa może być w gronie kilkudziesięciu osób, ale nie wśród dziesiątków tysięcy ludzi. System ewentualnej selekcji osób, oparty na polecaniu przez znajomych, staje się takim samym kluczem „dopychania się do koryta” (wpływowej władzy), jak w nepotycznych i wodzowskich partiach politycznych.

Przykład skuteczności działania scentralizowanej partii PPS na przełomie XIX i XX wieku dowodzi, że oprócz silnej i ideowej więzi osobowej powinny być ramy organizacyjne ugrupowania, określone cele i rozdzielone funkcje dla jego członków. Organizacja – to tryb, który powinien funkcjonować nawet w przypadku, gdyby zabrakło jej lidera! A tego u nas nigdzie nie ma! Partie systemowe: PO, PiS, PSL, i SLD – to partie, gdzie dominuje nepotyczny system rozdawnictwa politycznych synekur oraz umieszczania swoich kandydatów na premiowanych awansem miejscach na listach wyborczych.

Echa „Pozytywizmu lubelskiego” – neomarksizm na KUL

W dniu 6 kwietnia była debata w dawnym Gimnazjum Gubernialnym (przy ul. Narutowicza) na temat lubelskiego pozytywizmu w XIX wieku.

W mojej ocenie, państwo profesorowie stosowali metodologię z czasów „jedynie słusznego systemu”, stawiając znak równości między lubelskim pozytywizmem, a konieczną obecnością Polski w Unii Europejskiej. Przy okazji – pani profesor ubolewała, cytując B. Prusa, że naród był i jest obecnie podzielony, kiedy powinien w kwestiach politycznych być jednomyślny (!).

Po tej celebracji własnych pro-unijnych poglądów przez szacownych profesorów, zabrałem głos z sali (chociaż tradycyjnie – uczestnikom z sali nie wolno polemizować, tylko można zadawać pytania). Zwróciłem uwagę, że wykład o lubelskich pozytywistach jest podparty niepotrzebną ideologią (nie dodałem – zupełnie, jak w czasach obowiązującego marksizmu). Przypomniałem, że XIX-wieczni pozytywiści, to nie tylko teoretycy, publicyści i pedagodzy, ale również przedsiębiorcy, lekarze, duchowni i ludzie wielu innych branż. Przedstawiłem XIX-wieczny kapitalizm jako pozytywną wartość bo każdy kapitalista inwestował SWOJE pieniądze, a jego działalność gospodarcza była nobilitowana przez jego osobistą pracę, natomiast w obecnym systemie dotacji i koncesji stosuje się nierówne kryteria szans.

Pani profesor zwróciłem uwagę, że różność poglądów politycznych i nawet zajadłość walczących stron była i jest wartością pozytywną, bo na tym polega polityczny pluralizm, a system monopartii (z dwoma wasalnymi partiami) już niestety przerabialiśmy – z żałosnym skutkiem.

Komentarz do informacji radnej PO Marty Wcisło o inicjatywie budowy pomnika „Wyklętych” w Lublinie

Zdumiewa mnie Wasza polityczna gorliwość i licytacja, „kto jest świętszy od papieża”. Najpierw było „ciągnięcie liny” z nazwą mostu. Entuzjastom nazwy mostu im. rotmistrza Pileckiego zwracam uwagę, że ów bohater już ma w Lublinie ulicę. Nie dublujmy więc nazw! Zwolennikom nazwy mostu imieniem tego bohatera, czyli lokalnym radnym PiS, zwracam uwagę, że wyrok na Pileckiego wydał Roman Kryże – wróg narodu polskiego, którego syn Andrzej, były esbecki sędzia, wydający wyroki na działaczy opozycji lat 70-tych i 80-tych, został wiceministrem sprawiedliwości – zastępcą Ziobry w rządzie PiS w latach 2005-2007. A więc – niech radni PiS najpierw wyjaśnią, co esbek Andrzej Kryże, syn kata Pileckiego robił w ich szeregach? Odnośnie pomnika „Wyklętych” – to mamy pomnik żołnierzy WiN na Placu Zamkowym – jeśli tablica nie obejmuje wszystkich ludzi powojennego podziemia, to może nieco zmienić treść i formę pomnika? Nie popadajmy z jednej skrajności w drugą. Prymas Wyszyński ma w Lublinie dwa pomniki. Hieronim Dekutowski jest na dwóch pomnikach (nie liczę cmentarza). Zamiast stawiać kolejny pomnik „Wyklętych” – czy nie lepiej postawić płaskorzeźbę przed zamkiem „siedmiu wspaniałych” – władców Polski którzy przyczynili się do rozwoju Lublina (prezentowanych w moim poczcie)? Szukają Państwo bohaterów, a zapominają o lokalnych, skromnych bohaterach, jak Gilas, który wyniósł bombę z ratusza i zmarł na zawał serca z tą bombą w ramionach? Czy w sprawie Gilasa muszą być zbierane podpisy, bo sami radni nie wykażą w niej własnej inicjatywy? – Gilas zasługuje nie tylko na nazwę ulicy, ale na płaskorzeźbę przed ratuszem. A czy Antonina Grygowa, regularnie, na dużą skalę, dokarmiająca dobrowolnie więźniów Majdanka, nie zasługuje na pomnik? Otwórzcie Państwo szerzej oczy, a nie postępujcie według gotowych szablonów. Czy gorliwość w budowie kolejnego pomnika „Wyklętych” nie jest przypadkiem podyktowana koniunkturą – zbliżającą się kampanią wyborczą?

Paradoks JOW-ów, czyli – jak wygrać z Goliatem?

Według Arystotelesa żaden ustrój – monarchia, arystokracja, czy demokracja nie był ani gorszy, ani lepszy od innych. Każdy z nich może być dobry w swojej formie – zapewnić sprawność państwa i prawa obywateli. Ale każdy ustrój może mieć zdegenerowaną formę: monarchia – tyranię, arystokracja – kastę oligarchów i demokracja – ochlokrację, gdzie banda demagogów manipuluje głupią większością i dyskryminuje mniejszość, kierującą się zdrowym rozsądkiem. Logik i filozof, Tadeusz Kotarbiński, autor prakseologii – teorii praktycznego myślenia i działania zwrócił uwagę, że nie ma sytuacji „lepszych i gorszych” – to, co dla jednych wydaje się ich atutem, może być właśnie ich słabą stroną – trzeba tylko umieć znaleźć tę słabą stronę! – Dawid wygrał z Goliatem, właśnie dlatego, że Goliat był olbrzymem! – do tak potężnego przeciwnika trzeba było znaleźć odpowiednią metodę walki. Otóż – Dawidowi łatwiej było trafić z procy w tak potężny łeb! Gdy go procą ogłuszył, dobył jego miecza i uciął mu głowę.

Paradoks JOW-ów polega na ty, że to właśnie dzięki proporcjonalnej ordynacji wyborczej ruch Kukiza mógł wprowadzić do sejmu kilkudziesięciu posłów. Według zasad głoszonych przez Kukiza, w systemie JOW, w obecnym sejmie mógłby się znaleźć co najwyżej on sam i ewentualnie Kornel Morawiecki – pozostali przegraliby z konkurencją PiS i PO. Najlepszym tego dowodem jest, że ŻADEN KANDYDAT RUCHU KUKIZA NIE ZDOBYŁ MANDATU DO SENATU, GDZIE OBOWIĄZYWAŁ SYSTEM JOW! A więc – gdzie jest więc błąd metodologiczny?

Systemu opartego na JOW nie buduje się więc od dachu, tylko od fundamentów!

Ubolewam, że idea 460 okręgów jednomandatowych do sejmu, nie ogarnia swoim zasięgiem rad gmin na prawach powiatu, rad powiatowych i sejmików. To w każdej gminie powinien być fundament demokracji! Obecny, kastowy system lokalnych elit PO-PiS, ewentualnie jeszcze z PSL, gdzie wiecznie z pierwszych miejsc dostają się do rad te same osoby, gdzie jedynym kryterium prolongaty madatu jest wazeliniarstwo wobec partyjnych bossów, eliminuje osoby niezależne, aktywne i z inicjatywą. TO W MAŁYM OKRĘGU WYBORCZYM NA SZCZEBLU GMINY, gdzie ludzie się znają, SĄ WIĘKSZE SZANSE POWODZENIA JOW! By wprowadzić ludzi z JOW do sejmu, potrzebne by były do tego ze dwie kadencje, żeby ludzie wyłonieni w niezależny sposób do samorządu, mogli się medialnie przebijać między znanymi działaczami do kolejnych szczebli władzy.
Kolejnym paradoksem JOW jest brak zgody przeciwników politycznych na wprowadzenie tego systemu – nawet do rady gminy. A więc – czy rzeczywiście, system JOW w wyborach do wszystkich gmin i powiatów godzi w parlamentarną egzystencję jego przeciwników? Akurat bezpośrednio – nie, więc teoretycznie, na te ustępstwa, na ten eksperyment polityczny, przeciwnicy mający przewagę, powinni się zgodzić. Ale inteligentni przywódcy molochów partyjnych, widzą w tym systemie zagrożenie dla ich pozycji na najniższych szczeblach wladzy. Widać więc niebezpieczną tendencję do wejścia ze swoimi partyjnymi wpływami do wszystkich dziedzin życia publicznego.
Szkoda, że nie możemy zobaczyć, jak zafunkcjonowałby ten system na niższych szczeblach samorządu – może byłby to cenny „poligon doświadczalny” do realizacji tej idei na wyższym szczeblu władzy? Pozostaje więc pytanie – jak to zrealizować?
Droga JOW do parlamentu powinna prowadzić samorządowymi schodami. Nie przeskakujmy więc tego szczebla demokracji, bo nic nam z tego nie wyjdzie!

Podobno, rządząca partia PiS chce podnieść w samorządzie anty-demokratyczny próg do minimum 10% poparcia w gminie, w powiecie, czy w województwie! Jeśli ktoś nie jest debilem z matematyki, to wyliczy, że w 5-mandatowym okręgu i tak, żeby dostać mandat, trzeba średnio, nie 10%, tylko 20% głosów! (proste: 100%: 5 mandatów = 20%), czyli – nie ma szans na mandat, jeśli się nie uzyska minimum 17% głosów. Na przykładzie Lublina można zauważyć, że przeciętnemu kandydatowi i tak trudniej dostać się do rady miasta z 5-mandatowego okręgu, niż do sejmu z 15-mandatowego okręgu. Jeśli odejmiemy cztery premiowane mandaty z pierwszych miejsc dla dwóch ugrupowań politycznych, to z całego okręgu pozostaje tylko jeden mandat dla innej osoby – spoza „kasty wybranych” (PO-PiS), do sejmu, dodając do tego PSL i Kukiza – z całej liczby 15 mandatów, po odjęciu 7 mandatów z premiowanych miejsc (3 – PiS, 2- PO, po 1 PSL i Kukiz) – dla reszty pozostaje aż 8 mandatów!

Z okazji dzisiejszego pogrzebu W. Młynarskiego, mimo różnicy poglądów politycznych na obecną rzeczywistość, chciałbym przypomnieć jego „Balladę o szachiście”, znaną z czasów stanu wojennego – trzeba umieć wygrywać z przeciwnikiem – nawet wtedy, gdy zmienia reguły gry! Trzeba, tak jak Dawid – znaleźć słabe strony pozornie silnego przeciwnika!

Wystarczy więc sparafrazować hasło Marksa: „Przeciwnicy partii politycznych – łączcie się (w wyborach do samorządu)! Tylko wystarczająco duży – co najmniej 15-20% wynik dla każdego, niezależnego komitetu, w prawie każdej gminie, może stanowić realną siłę polityczną, z którą powinna się liczyć każda władza.

Lublin – miastem urzędniczej inercji!

Ponad tydzień temu zamieszczając zdjęcie gołębnika na podwórku przy ulicy Kowalskiej, poinformowałem o tym radnego M. Nowaka i zwróciłem się o egzekwowanie zakazu karmienia tych ptaków w rynku. „Lubelskim sposobem” radny obiecał, że „porozmawia z szefem Straży Miejskiej”, by strażnicy nie pozwalali emerytom rzucać chleba na chodnik. Tu – w Lublinie, nie stanowi się miejscowego prawa i nie egzekwuje go, tylko „się rozmawia” – a może strażnik łaskawie zareaguje, a może ów delikwent, rzucający chleb, łaskawie posłucha strażnika!

Tydzień po rozmowie z radnym Nowakiem, wczoraj zobaczyłem znowu chleb przed trybunałem (mam jeszcze jedno zdjęcie z innego miejsca). A więc – albo pan Nowak „nie porozmawiał” z szefem Straży Miejskiej, albo szef „nie porozmawiał” ze swoimi pracownikami, albo strażnicy „nie porozmawiali” z osobami notorycznie zaśmiecającymi otoczenie trybunału.

Dzisiaj, kiedy w godzinach 10:30-12:30 przechodziło po rynku i ul. Rybnej dwóch strażników, zwróciłem im uwagę na rzucany chleb, by zakazywali ludziom karmić gołębie. Odpowiedzieli wymijająco i bezradnie: „a co my możemy zrobić? jeśli ukarzemy babcię mandatem, to kolegium jej umorzy”. Pisałem, że najpierw powinno być pouczenie i spisanie tej osoby, później mandat, lub kolejne mandaty, stopniowo rosnące.

Mam pytanie do szefa Straży Miejskiej – a którzy to strażnicy mieli dzisiaj dyżur w tej części miasta? – bo moim zdaniem te darmozjady kwalifikują się do natychmiastowego zwolnienia z pracy! Nie mogą wyegzekwować mandatu od babci? – niech sami zapłacą za nieskuteczność swojej akcji! – ktoś za ten porządek powinien wreszcie odpowiadać! Nie będzie szef egzekwować mandatu od swoich strażników? – niech on sam za nich zapłaci! – itd. – aż do samego prezydenta miasta. Proszę mnie dobrze zrozumieć – TU NIE CHODZI O SAM MANDAT, TYLKO O TO, ŻEBY BYŁO CZYSTO!

Przy okazji – osoba karmiąca dzikie zwierze, udomawia go (tak, jak psa) – więc ponosi odpowiedzialność za skutki jego udomowienia. Jeśli więc samochód zostanie „zasrany” gołębimi fekaliami, należy zrobić mu zdjęcie, pojechać do myjni … i wystawić rachunek osobie karmiącej gołębie. Może wreszcie wtedy coś do niej dotrze.

Wypowiadam wojnę nielegalnym gołębnikom na Starym Mieście i w Śródmieściu!

Wypowiadam wojnę osobom karmiącym nielegalnie gołębie!

Wypowiadam wojnę biernym strażnikom, urzędnikom i radnym, którzy dotąd nie stworzyli lokalnego prawa zakazującego zaśmiecania miasta i dotąd go nie egzekwowali!

Odpowiedź posłowi Tomaszowi Jaskóle z klubu parlamentarnego Kukiz 15 w sprawie likwidacji „gabinetów politycznych”

Partie – to są szumne szyldy! – to nie są partie w klasycznym tego rozumieniu – otwarte akcesy dla wszystkich, zjazdy delegatów, wybory, komisje rewizyjne, itp. – TO SĄ KLANY (lub: KLIKI) osób, wypromowanych przez lidera, który jest autokratą i to on decyduje – kto i na którym miejscu może znaleźć się na liście. Wszędzie decyduje zasada: BMW (bierny, mierny, ale wierny) – podskakujesz? – nie ma cię na liście! 

Nie ma w tym doborze kadr selekcji pozytywnej osób zaangażowanych, z autorytetem, itp. – wybiera się „KREATURY’ – czyli osoby wykreowane przez partyjnego bossa!
Oprócz „gabinetów politycznych” są inne formy obdzielania synekurami swoich popleczników – rady nadzorcze, pełnomocnicy, doradcy – oficjalnie z przydziałem służbowych obowiązków. W Lublinie prezydent miasta w jednym wydziale (Budownictwa i Architektury) wymyślił 3 zastępców dyrektora (o czym pisała wczorajsza prasa). W mieście zatrudnił 13 „pełnomocników” i 6 „doradców” – sztuczne etaty ludzi, nie odpowiadających za nic, bo obowiązki, kompetencje i odpowiedzialność i tak spadają na dyrektorów wydziałów. Oprócz tego ponad połowa radnych i ich rodzin ma dodatkowe „fuchy” w postaci „płatnych komisji antyalkoholowych” (po półtora tys. zł miesięcznie!), czym nie wzgardzili nawet radni tzw. opozycji z PiS. I to jest feudalny dwór pana Żuka, gdzie zatrudnieni są jego poplecznicy, którym nie udało się wejść do rady miasta.
Można rządzić takim miastem, gdzie PiS przegrał trzecie z kolei wybory i udaje opozycję w mieście? – można!