Idea Wyszehradzka… Co dalej?

Dzisiaj (5 listopada) mija kolejna rocznica śmierci naszego ostatniego króla z rodu Piastów, Kazimierza Wielkiego, uczestnika spotkań wyszehradzkich, po którego śmierci nastąpiła unia personalna między Węgrami a Polską. Akurat wczoraj byłem na wykładzie doktora Łukasza Lewkowicza z Instytutu Politologii UMCS, zajmującego się zawodowo historią Trójkąta, a później Czworokąta Wyszehradzkiego. Moje uwagi dotyczyły kilku problemów:
1. Dlaczego 25 lat po formalnym nawiązaniu współpracy między Polską, Czechosłowacją i Węgrami, w komnacie figur woskowych w Wyszehradzie, ilustrującej zjazd wyszehradzki w 1335 r., dotąd nie ma tablic informacyjnych ani w języku polskim, ani w języku czeskim i słowackim?
2. Dlaczego w obiektach turystycznych na terenie tych państw, symbolizujących wspólną tożsamość kulturową tych narodów, nie wprowadza się napisów i audio-guidów w językach tych właśnie narodów? Jak to się więc przekłada na propagowanie tej idei w kulturze tych narodów?
3. Dlaczego w szkołach średnich na terenie całej Polski nie ma języków państw, tworzących ideę wyszehradzką? Myślę, że gdyby w każdym mieście wojewódzkim było choć jedno liceum z językiem węgierskim lub czeskim, to znaleźliby się chętni do nauki tych języków.
4. Dlaczego państwa Grupy Wyszehradzkiej są połączona „cienką nitką” porozumień i kontaktów, wyłącznie na szczeblu prezydentów, premierów oraz ministrów spraw zagranicznych, a współpraca między tymi państwami i narodami nie opiera się na szerokim poparciu społecznym zwolenników Idei Wyszehradzkiej? Dlaczego dotąd nie ma żadnego międzynarodowego stowarzyszenia, które pogłębiałoby współpracę gospodarczą i kulturalną między tymi państwami?
5. Dlaczego mimo „priorytetu w polityce zagranicznej” od 25 lat,, Polska dotąd nie ma żadnych połączeń autostradowych i ekspresowych z naszymi sąsiadami z południa (poza jedyną, prowadzącą przez Ostrawę)?
6. Dlaczego Idea Wyszehradzka ogranicza się do tylko czterech państw, a nie jest poszerzona o Rumunię? Grupa Wyszehradzka mogłaby odegrać historyczną rolę w rozwiązywaniu trudnych dla Węgrów i Rumunów problemów, np. tożsamości kulturowo-politycznej oraz statusu Siedmiogrodu, nazywanego też Transylwanią. Akces Rumunii zrównoważyłby częściowo potencjał członków grupy wyszehradzkiej. Obecnie – sama Polska ma więcej ludności, niż wszystkie trzy inne państwa Grupy Wyszehradzkiej, razem wzięte.
7. Dlaczego ministerstwa edukacji i kultury tych państw nie wprowadzą zniżek w muzeach dla uczniów państw, należących do Grupy Wyszehradzkiej?
8. Dlaczego nie promuje się w sposób należyty symboli – łączników kulturowych między tymi narodami?

Pytań można mnożyć. By współpraca rozwijała się na trwałe, powinniśmy mieć elity zdolne do bezpośredniego porozumiewania się z sąsiadami – np licealiści mogliby dwie ostatnie klasy lub ostatni rok uczyć się poza granicami kraju. Czy brak na to funduszy, czy tylko pomysłu?

Powyższe problemy pozostawiam polskiemu MSZ.

Orderowa rzeczywistość

Kasprowicz Jan „Rzadko na moich wargach”

Rzadko na moich wargach –
Niech dziś to warga ma wyzna –
Jawi się krwią przepojony,
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.
….
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.

Na tym polega paradoks III RP, że o ordery nie występują organizacje społeczne, tylko trzeba się starać o nie samemu. Tego nie było przed wojną, ani w latach PRL-u! Wtedy były organizacje kombatanckie, które opiniowały kandydatów i wnioskowały o odznaczenia dla nich (w ZBOWiD-zie obok komunistycznych działaczy byli też ludzie z autentycznego ruchu oporu i ofiary wojny). Pointą tego załatwiania sobie samemu orderów, są zamieszczane „selfie” z orderami, które są klasycznym przykładem własnej pychy i próżności.

Niektórzy z ostatnio nagrodzonych, zdobyli się w czasach Gierka na „szczyt heroizmu, poświęcenia i odwagi” – nabyli ode mnie „bibułę” i czytali ją w ukryciu, nie wiedząc nawet, że niektóre czasopisma i książki drukowałem osobiście.

Dla mnie wyróżnieniem było zaproszenie dziesięć lat temu do Pałacu Prezydenckiego z okazji 30-lecia KOR – dla ludzi opozycji sprzed sierpnia 1980 r. Sam się o to zaproszenie nie starałem, więc jest to dla mnie tym większy powód do osobistej dumy. Nie widziałem wtedy w Warszawie ostatnio odznaczonych, spośród których, niektórych znam osobiście. Z tego grona ostatnio odznaczonych mam wielki szacunek dla państwa Haczewskich, którzy przy okazji w stanie wojennym pomogli mi załatwić lubelski meldunek (chyba ten adres spowodował, że natychmiast po tym meldunku zostałem przeniesiony do rezerwy i zwolniony z obowiązku służby wojskowej po studiach).

Dostałem w 2002 r. ankietę z Ośrodka „Karta”, by wykazać się swoją działalnością opozycyjną. Będąc wtedy osobą bezrobotną, mając 5 dzieci na utrzymaniu, rozgoryczony tą rzeczywistością, mając w pamięci cytowany wyżej wiersz Kasprowicza, nie wysłałem wypełnionej ankiety.

Ale mój były uczeń, cytując swojego późniejszego mistrza na studiach, śp. prof. Bendera, powiedział mi, że historię nie tworzy się czynami, tylko piórem (długopisem lub maszyną do pisania) – to co nie zostało zapisane – nie istnieje! A więc – na tym polega „orderomania III RP”.

Odpowiedzi do komentarzy w Dzienniku Wschodnim „Lubelscy radni w delegacji. Rekordzista spędził 23 dni za granicą”

Dodano: Wczoraj, 22:00.

Szanowny Panie Stefanie (szkoda, że nie znam nazwiska)! Nie załączam odpowiedzi bezpośrednio, bo jest to dla mnie zbyt skomplikowane. Proszę nie mieć mi za złe, że walkę o swoje prawa prowadzę na forum publicznym. Proszę wybaczyć – ale nie skorzystam z Pana rady, żeby pisać bezpośrednio do władz. W ciągu trzech i pół roku wysłałem do władz miasta w sprawie naszych busów elektrycznych ponad 40 pism, bezpośrednio do urzędu ostatnie pismo wysłałem w lipcu 2015 r. Każda metoda walki jest dobra, która przynosi skutek. Okazuje się, że bardziej skuteczna jest forma walki medialnej – przynajmniej ludzie dowiadują się o draństwach władz miasta, a tworzony wizerunek „miasta przyjaznego turystom i przedsiębiorcom” jest przeze mnie demaskowany. Jeśli ktoś ze mną prowadzi „wojnę”, to dlaczego „ofiary” muszą być tylko po jednej stronie? Poza tym – nie ja tę wojnę wywołałem! Ja ponoszę straty materialne, a pan Żuk i jego liczny „dwór” – moralne. Dopiero po moim publicznym piętnowaniu władz pojawiają się „mediatorzy”, którzy proponują mi, żebym zaprzestał medialnej nagonki, „machania szabelką”, „prowadzenia wojenki”, to może dostanę to zezwolenie. A pies ich wszystkich olał z ich łaską! Ja nie będę żebrał i lobbował ani urzędników, ani radnych. Pozytywne załatwienie tej sprawy jest w ich interesie, o czym przekonał się już niejaki pan Żuk. Odpowiadając człowiekowi, który mieni się „szwagrem Antonim”, zwracam uwagę, że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi” – jeśli władze miasta są w porządku, to czego się obawiają? Jeśli w czymkolwiek nadużyłem zasady wolnego słowa, to proszę wytoczyć mi proces. Poza tym – nazywanie mnie przez nie-czcigodnego Antoniego „mściwą i zawistną bestią” – raczej mi schlebia, niż mnie obraża. A jeśli ja „walę w Żuka jak w bęben”, to niech nie daje pretekstu – obowiązuje przecież piłkarska zasada: „gra się tak, jak przeciwnik pozwala”. Wojciech Górski.

Pieniacz, polityczny kundel i łapówkarz

Z którą postawą najbardziej się utożsamiasz? Na krytyczne uwagi na temat miasta, które pisze w „Dzienniku Wschodnim” pan Dominik Smaga, pozwalałem sobie od roku na dość ostre komentarze pod adresem władz. Ich reakcją był anonimowy komentarz pod moim adresem: „pierwszy pieniacz Lublina”. Odpowiadając na taki epitet, napisałem raz, że lepiej być pieniaczem, zachowującym własną godność i dumę, niż być „ujadającym anonimowym kundlem”.
Anonimowe kundle są bardziej ujadające, bo nie są narażone na osobisty kontratak. Są jednak jeszcze „dworskie kundle”, wytresowane, „jedzące z ręki” swego pana – klasyczne BMW (bierny, mierny, ale wierny).
Trzecia kategoria – to łapówkarze i biznesmeni „spod ciemnej gwiazdy”, opierający swój biznes na mafijnych układach.
Że walczę o prawo wjazdu swoich busów elektrycznych na Stare Miasto, to już muszę być nazwany „pieniaczem”?
Właśnie w sobotę rano spotkałem w hotelu w Kamieńcu Podolskim delegację z lubelskiego ratusza. Jeden „życzliwy” mi człowiek, radził mi żebym przestał „wymachiwać szabelką” na facebooku pod adresem prezydenta Żuka, bo z tego właśnie powodu nie uzyskuję zezwolenia na wjazd na Stare Miasto. A jak się uspokoję i wykażę cierpliwość – to zezwolenie powinienem wreszcie dostać.
Co za pouczająca lekcja dyplomacji! Ów życzliwy człowiek (którego osobiście nie znam z nazwiska), chyba zapomniał, albo nie wiedział, że ja o prawo wjazdu naszych pojazdów elektrycznych na Stare Miasto walczę już trzy i pół roku!
Właśnie w kwietniu 2013 r. zwróciłem się do władz miasta, występując wtedy jako anonimowy, nie znany panu Żukowi człowiek. Nie miałem do tego czasu złego zdania o prezydencie miasta, który deklarując publicznie, że jest przyjazny turystom i inwestorom, stwarzał wrażenie osoby, która w najgorszym przypadku nie będzie szkodzić naszej firmie.
Rzeczywistość okazała się inna. Najpierw przez ponad dwa lata bezskutecznie zabiegałem o uzyskanie zezwolenia na wjazd na Stare Miasto. Dwa razy złożyłem skargę do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Lublin, występowałem na sesji Rady Miasta Lublin, ale głosowanie w mojej sprawie było polityczne i nic do tej pory nie załatwiłem. Raczej w swojej sprawie nie robiłem przez ten czas medialnego rozgłosu.
Autorowi komentarza o „wymachiwaniu szabelką” zwracam uwagę, że ten pan pomylił przyczynę ze skutkiem. To nie ja rozpocząłem wojnę z panem Żukiem – tylko on ze mną. Ja nie byłem mu wrogiem – to on zrobił ze mnie swojego wroga. Przez dwa lata czekałem cierpliwie, prosząc w pismach prezydenta oraz podległych mu urzędników – i NIC! Nic, tylko buta i arogancja urzędników – kulturowych spadkobierców carskich czynowników.
Był czas, żeby „zresetować” swoje stanowisko wobec naszej sprawy, zwłaszcza kiedy były wybory, zmienili się wiceprezydenci i można było poprzednie stanowisko zwalić na ustępujących urzędników – nic z tych rzeczy! Stanowisko władz miasta było wobec nas jeszcze bardziej brutalne – zmuszenie nas do uiszczenia opłaty drogowej za znak drogowy (1230 zł – od kiedy i gdzie obywatel płaci za znak drogowy na drodze publicznej?), opłaty za kopertę – 600 zł miesięcznie z bezczelnym komentarzem, że z opłaty za parkingi są zwolnione tylko POJAZDY ŚWIADCZĄCE USLUGI KOMUNIKACJI PUBLICZNEJ, czyli tylko taksówki (czym formalnie nasz pojazd różni się od taksówki?).
„Życzliwemu doradcy” lubelskiego ratusza przypomniałem, że ja walczę o prawo wjazdu już czwarty rok, a medialną wojnę z prezydentem Żukiem podjąłem dopiero rok temu. Przypomnę, że nie włączyłem się do kampanii wyborczej przeciw Żukowi, choć był moim wrogiem bardziej, niż słabego kandydata PiS na prezydenta Lublina. Wykazywałem wstrzemięźliwość, licząc na zmianę polityki ratusza po częściowej przebudowie gabinetu. JA PRZEZ PONAD 2 LATA ZBIERAŁEM KOLEJNE CIOSY OD WŁADZ MIASTA I NIE KOTRATAKOWAŁEM.
I to miało być pieniactwo? – To była demonstracja siły władzy wobec mojej słabości i bezradności. Aż 27 lipca 2015 r. napisałem ostatnie pismo do Urzędu Miasta, zaznaczając że jest ono ostatnie, a 20 sierpnia 2015 r. rozpocząłem wojnę medialną z prezydentem Żukiem. Od tego czasu „dokładam” prezydentowi – za brudną tabliczkę „Znak Dziedzictwa Europejskiego”, która dla władz miasta powinna być powodem do dumy, a była powodem do wstydu, za slumsy pod zamkiem, za zlikwidowanie schroniska szkolnego w mieście (jedynym mieście wojewódzkim w Polsce), itd., itp..
Słyszę coraz częściej komentarze od „życzliwych” mi przedstawicieli władz, że „Żuk został wrobiony” przez kogoś z tymi busami i trudno mu się z tego wycofać. Tak, no to – niech obrywa medialnie dalej! Jeśli nie pisanym i nie gwarantowanym warunkiem uzyskania przeze mnie zezwolenia na wjazd naszych busów na Stare Miasto ma być wyciszenie się i zaprzestanie „wymachiwania szabelką” (co za metafora? Co ja, słabo uzbrojony powstaniec – grożę potężnemu carowi?!), to ja mam osobiście gdzieś takie nie pisane warunki! A pies ich wszystkich olał z ich łaską! Pan Żuk ze swoimi idiotyzmami będzie się dalej kompromitował przed turystami, a jak będę go dalej kłuł w oczy swoimi busami!
Przy okazji – w tamtym roku zamówiłem specjalnie ramki do jednego busa na plakaty formatu A1. Na przyszły rok zamówię takie ramki do drugiego busa. Będę miał w nich własna prasę, choćby o tym, jak nigdzie indziej w Polsce, tylko w Lublinie, część radnych, oprócz diet bierze także pieniądze za synekury w komisjach anty-alkoholowych – i to aż po półtora tysiąca złotych. Miejsca na wywieszenie ich nazwisk będzie w gablotach dostatek.
A więc – chciał pan Żuk wojny ze mną – będzie ją miał! Przy okazji – rykoszetem oberwą radni-„bezradni statyści”, który swoją biernością firmują złą wolę, zakłamanie i nadużycia władz (jak chociażby z wymuszeniem pobierania ode mnie opłaty za znak drogowy).
Niech Pan Żuk wreszcie zrozumie (albo i nie – jego wola, jego inteligencja), że z tym swoim uporem, bardziej niż mnie, będzie szkodził turystom, a przy okazji – sobie samemu. Jeśli przez jego ludzi zostałem nazwany pieniaczem, to cokolwiek teraz złego zrobi, będzie bezwzględnie przeze mnie medialnie piętnowany. Będzie sam prosił swoich urzędników, żeby nie stwarzali pretekstów do „czepiania się”. Dopiero teraz przekona się, że tą idiotyczną, nie spotykaną w całej Europie wojną z usługą city tour, demaskuje się jako osoba zakłamana, rzekomo ograniczająca ruch pojazdów (co widać w każdy dzień powszedni o godzinie jedenastej), jako osoba złośliwa, szkodząca turystom i przedsiębiorcom. I niech się wstydzi przed każdą delegacją z kraju i zagranicy, a nasze pojazdy, specjalnie oplakatowane, będą go jeszcze bardziej kłuć w oczy.

Szanowni Państwo, zostałem przez radnych zmuszony do zbierania aż 1000 podpisów pod wnioskiem obywatelskim w sprawie wjazdu naszych busów na Stare Miasto. Jest to sprawa karkołomna, ale możliwa do zrealizowania.
Przy Państwa pomocy, zbiorę je. A radnym dam okazję do uwiarygodnienia się w czasie głosowania. Albo wykażą więcej wyobraźni i dobrej woli wobec turystów i nas, albo pogrążą się razem z prezydentem Lublina.

Komentarz do propozycji zmiany nazw ulic w Lublinie

Właśnie jeździmy busami Lublin City-Tour ul. Hempla, gdzie mamy nagrania audio-guide, do których tekst napisałem ja – zdecydowany antykomunista. Cytuję: „Hempel był komunistą i przed wojną – tłumaczem dzieł Lenina na język polski. Ale założone przez niego sklepy LSS Społem, istnieją do dzisiaj”. Ale w czasie postoju przy czerwonych światłach dodaję już przez mikrofon. „Stalin zaprosił Hempla do Moskwy i tam skrócił mu życiorys”. Dodaję przy okazji, że LSS Społem liczy w Lublinie około 40 sklepów, piekarnie i cukiernie. W 2013 r. obchodziło swoje stulecie. Profesor Raabe był z nominacji PKWN, ale Józef Skłodowski (dziadek naszej noblistki), pierwszy dyrektor Gimnazjum Wojewódzkiego, był z carskiej nominacji. Pamiętajmy, że w PRL wszystkie uczelnie w Polsce, poza jednym KUL-em, były komunistyczne i państwowe, a wykształciły setki tysięcy wspaniałych fachowców w różnych dziedzinach. Nie znamy też dokładnie ceny, jaką KUL płacił władzom PRL za tzw. niezależność. Kierując się logiką rewanżu, powinniśmy zmienić nazwę ul. Królewskiej, nadanej z okazji koronacji cara Aleksandra Romanowa na króla Polski, o czym mało kto wie. Królewska ładnie kojarzy się z Placem (króla) Łokietka. Nazwać ją ul. Carską, choć w sensie formalnym, to się niczym nie różniło, byłoby to haniebne dla Polaków. Mamy w Lublinie ul. gen. Zajączka, który był carskim namiestnikiem i gorliwym służbistą. Czy mamy dalej polować na „czerwone czarownice”, które zapisały się pozytywnie w historii Lublina, brać nieudolnie rewanż za lata dyskryminacji nie-komunistów? Przykładem takiej patologii myślenia jest wypowiedź jednego ważnego urzędnika w sprawie „Pomnika Nieznanego Żołnierza”, że pomnik powinien być tylko dla żołnierzy AK. Pomnik, zafałszowany w treści przez komunistyczne władze w 1962 r., gloryfikował prawie wyłącznie żołnierzy LWP, AL i BCh. Oprócz anachronicznej płyty „NIEZNANY ŻOŁNIERZ POLEGŁ W WALCE O WYZWOLENIE NARODOWE I SPOŁECZNE”, wśród 24 miejsc pól bitewnych, aż 20 dotyczyło bitew z udziałem tych wojsk. Te cztery pozostałe – to: Kutno, Kock, Narvik i Monte Cassino. Warszawa pojawiła się 2 razy – jako wkroczenie I Armii WP na Pragę w 1944 i z okazji wyzwolenia (ruin) Warszawy w 1945. Nie było nic o bohaterskiej obronie Warszawy w 1939 i o Powstaniu Warszawskim. Nie było nic o Westerplatte, Wiźnie, itp. Czy właściwym komentarzem do tego pomnika jest stwierdzenie, że powinno się eksponować tylko żołnierzy AK? A dlaczego nie można użyć argumentu, że wraca się do idei pomnika przedwojennego, lub nie umieści się jednej tablicy: „Nieznany żołnierz poległy za Ojczyznę”, symbolizującą wszystkich – od wojów Mieszka I – aż po czasy powojenne? Ulic w Lublinie dostatek. Wójtowicza usunięto już sprzed dworca PKP – niech sobie patronuje na Czechowie. Chwała wszystkim zasłużonym dla Lublina i poległym w obronie Ojczyzny, tym bardziej, że w przeciwieństwie do Mariana Buczka, wymienieni patroni nie zhańbili się antypolską działalnością.

Kalendarz historyczny – 8 września 2016 r. – wypowiedzenie przeze mnie wojny prezydentowi Lublina, Krzysztofowi Żukowi

W tym dniu postanowiłem podjął zdecydowaną walkę z prezydentem Lublina, Krzysztofem Żukiem, niszczącym w sposób nie spotykany gdzie indziej naszą usługę Lublin City-Tour .
Wobec bezwładu radnych, nie chcących, lub nie mogących wnieść mojej sprawy na forum Rady Miasta Lublin, postanowiłem osobiście złożyć projekt obywatelski w mojej sprawie, która przy okazji jest sprawą społeczną.
Nie będę lobbował (kupował) radnych, błagał ich o wsparcie mojej sprawy, choć do postawienia jej na sesji wystarczyłoby tylko 3 podpisy z grona 31 radnych. Okazuje się, że łatwo w mojej sprawie złożyć interpelację, którą radni składali już dwukrotnie, ale trudniej złożyć projekt uchwały i promować moją sprawę na sesji rady.
Zebrać minimum tysiąc podpisów osób dorosłych, mieszkających w Lublinie – z imieniem i nazwiskiem i adresem – oto warunek, by mój projekt z Państwa pomocą doczekał się wniesienia na sesję rady miasta. Przewodniczący Rady Miasta ma obowiązek wnieść projekt na sesję w ciągu 3 miesięcy od złożenia list z podpisami.
Zadał mi ktoś pytanie – a co będzie, jeśli radni nie zagłosują według mojego życzenia? Czy nie szkoda panu czasu i wysiłku? – Nic straconego! Dla pana Marcina Nowaka i wielu innych radnych będzie to doskonały test na wiarygodność – nie przymuszani przez kluby w mojej prywatnej sprawie będą mogli wyrazić swoje osobiste zdanie w tej sprawie.
Co jeszcze mnie skłania do zbierania podpisów? – sytuacja polityczna w tej radzie miasta. Radni PO i Wspólnego Lublina, nie wniosą projektu uchwały, bo nie chcą się narazić prezydentowi (choć rok temu trzech radnych z PO na posiedzeniu komisji wstrzymało się w mojej sprawie od głosu, a jeden radny WL, Marcin Nowak dwukrotnie składał interpelację). Jeśli z kolei radni PiS wnieśliby projekt uchwały w mojej sprawie, to zrobiłaby się ona polityczna i dla zasady byłaby skontrowana przez przeciwników, którzy są w większości. A więc – teoretycznie neutralny, singiel polityczny, mam większe szanse poparcia w radzie miasta, kiedy nie będę oficjalnie firmowany przez klub, będący w mniejszości.
Jeśli radni i tym razem nie zagłosują w mojej sprawie, która teraz nie będzie skargą na prezydenta, tylko żądaniem zasady normalności, jaka jest w innych miastach Polski i Europy, pozostaje mi rozpoczęcie kampanii wyborczej do rady miasta. Ktoś powie – z motyką na słońce? – przecież w mieście na prawach powiatu głosuje się na listy partyjne, a Lublin jest wyjątkowo upartyjnionym miastem! Nic nie szkodzi – jako tzw. singiel polityczny rozpoczynam kampanię wyborczą, starając się zebrać tych wszystkich, mających cokolwiek do powiedzenia w sprawach publicznych, byśmy razem stworzyli społeczną listę – z całego miasta. Trzeba nam 62 mocnych kandydatów, znanych w środowisku, ludzi zaangażowanych w sprawy miasta, a nie klasycznych BMW (bierny, mierny, ale wierny), dostających się kolejny raz z pierwszego miejsca list partyjnych. Nie obchodzą mnie polityczne sympatie innych ewentualnych kandydatów do rady miasta, bylebyśmy razem tworzyli siłę społeczną, mogącą zebrać po 1-2 mandaty w każdym okręgu wyborczym. A więc – czy ktoś jest od Kukiza, czy od Korwina, czy od Kowalskiego – na szczeblu lokalnym to nie powinno mieć znaczenia. Jednoczmy się wokół wspólnej sprawy – doprowadzenia do zmiany prezydenta Lublina, a potem – do realizacji, wspólnie wypracowanej wizji rozwoju miasta, które obecnie w najbliższym otoczeniu zamku i Starego Miasta jest wobec gości powodem do wstydu.
Szanowni Państwo – złośliwość obecnej władzy wobec mnie jest najlepszą rekomendacją mojej otwartości w postępowaniu. W przeciwieństwie do wielu radnych obecnej kadencji, ja nie jestem człowiekiem „jedzącym z ręki władzy” – zaręczam Państwa, że każda władza w mieście, jakiej opcji politycznej by nie była, będzie musiała się liczyć z moim zdaniem. Posiadanie mandatu radnego mogłoby mi ułatwić tę kontrolę nad władzami miasta.
Zwracam się do wszystkich osób mi życzliwych oraz krytycznych wobec obecnej władzy, by podali na facebooku adres mailowy, lub wpisali się na mój adres, gdzie podam w załączniku listę do zbierania podpisów. Proszę ją wydrukować, dokonać wpisów oraz dostarczyć mi osobiście lub pocztą na adres: Atlas Travel, M.W. Górscy, ul. Rynek 2, 20-111 Lublin. Proszę również o jakiekolwiek uwagi na facebooku w przedstawionej przeze mnie sprawie. Szczególnie zależy mi na konsolidacji środowisk „antysystemowych”, reprezentujących ludzi aktywnych, z powodów personalnych nie dopuszczanych do kandydowania z partyjnych list wyborczych.
Chcę swoim przykładem udowodnić, że walka o demokrację bezpośrednią jest możliwa nawet w mieście, gdzie obowiązują listy na komitety wyborcze. Pierwszym testem naszych możliwości będzie projekt obywatelski w sprawie Lublin City-Tour. Bliższe poznanie się na 2 lata przed wyborami, pozwoli nam solidnie się przygotować. Trzeba więcej wyobraźni, by uwierzyć, że oprócz ludzi ze starych klanów partyjnych, mogą być w radzie miasta niezależni ludzie, cieszący się zaufaniem społecznym.
Serdecznie dziękuję za poparcie,
Wojciech Górski, tel. 601-81-42-18, wojciech@atlastravel.pl.

Anachronizm z czasów PRL – Pomnik Nieznanego Żołnierza w Lublinie – który nie łączy, tylko dzieli

Przebudowa Placu Litewskiego w Lublinie, sprowokowała debatę polityczną W TVP Lublin na temat wizji Placu i jego funkcji po zakończeniu przebudowy. Ani prowadzący tę debatę dyrektor TVP Lublin, Ryszard Montusiewicz, ani też zaproszeni goście, nie zwrócili uwagi na anachronizm z czasów PRL, który dla władz miasta i województwa powinien być powodem do wstydu.

Przedstawiam poniżej inskrypcje wszystkich tablic na Pomniku Nieznanego Żołnierza w Lublinie:

1. NIEZNANY ŻOŁNIERZ POLEGŁ W WALCE O WYZWOLENIE NARODOWE I SPOŁECZNE
2. STUDZIANKI (,) 2-16. VIII. 1944
3. DĘBLIN (,) 29. VII (,) PUŁAWY (,) 4. VIII 1944
4. LASY JANOWSKIE (,) PUSZCZA SOLSKA (,) 9-26. VI. 1944
5. LENINO (,) 12-13. X . 1943
6. KOCK (,) 2-5. X. 1939
7. KANAŁ HOHENZOLLERNÓW (,) 22-23. IV. 1945
8. RĄBLÓW (,) 11. V 1944
9. LASY PARCZEWSKIE (,) 6-8 XII. 1942 (,) 22. IV. 1943 (,) 18-22. VI. 1944
10. POLICHNO (,) 10. VI. 1942
11. KUTNO (,) 9-17. IX. 1939
12. GRUSZKA (,) 9. IX. 1944
13. KOCHANY (,) 22. X. 1943
14. WARSZAWA (,) 16-17. I. 1945
15. NARWIK (,) 16-30. V. 1940
16. NYSA ŁUŻYCKA (,) 16. IV. 1945
17. ODRA (,) 16. IV. 1945
18. WAŁ POMORSKI (,) 5-8. II. 1945
19. MONTE CASSINO (,) 8-18. V. 1944
20. KOŁOBRZEG (,) 8-18. III. 1945 (,) BITWY POLSKIE 1914-1921 (? – chyba dopisane po upadku komunizmu, bo tematycznie nie pasują ani do Kołobrzegu, ani do reszty pomnika).
21. BERLIN (,) 2. V. 1945
22. WARSZAWA PRAGA 10-14. X. 1944
23. BUDZISZYN (,) 22-29. IX. 1945
24. ZABORECZNO I RÓŻA 1-3. II. 1943 (,) WOJDA (,) 30. XII. 1942
25. ŁABA (,) 3. V. 1945
Komentarz do płyt inskrypcyjnych:
1. Anachronizm propagandowy z czasów PRL – z 1962 r. – kiedy nie wolno było używać hasła niepodległość, tylko używano upokarzającego sloganu: „wyzwolenie narodowe” – ktoś nas wyzwolił spod jednej okupacji, ale nie dał nam niepodległości (słusznie – bo niepodległości się nie daje, tylko się ją zdobywa samemu). Tyle lat stoi ten anachronizm po (tak zwanym) upadku komunizmu! (prawie 30 lat!). Ale w Lublinie – czas historyczny zatrzymał się na roku 1988 – dalej rządzą miastem i województwem ludzie niewrażliwi na prawdę historyczną.

2. Brak bitew, znaczących dla polskiej symboliki walki w II wojnie światowej:
a) 1939 r.:
1. Westerplatte.
2. Węgierska Górka.
3. Jordanów.
4. Mława.
5. Wizna.
6. Bzura.
7. Tomaszów Lubelski.
8. Warszawa – IX 1939.
9. Hel.
10. Kępa Oksywska,
chociaż historycy wyliczyli w sumie 62 większe bitwy z Niemcami i 7 bitew z ZSRR, w tym bitwę pod Wytycznem na Lubelszczyźnie. W sumie – spośród 69 większych bitew z września i października 1939 r., kampanię wrześniową symbolizują na lubelskim pomniku tylko Kutno i Kock. Z walk Polaków w Europie w czasie II wojny światowej, nie reprezentujących LWP, wymienione są tylko Narvik i Monte Cassino.

b) 1940 r.:
1. Walki oddziału „Hubala’ – Dobrzańskiego – Opoczno, Spała, i in.
2. Francja – Dunkierka V-VI 1940,
3. Wielka Brytania – powietrzna bitwa o Anglię VIII-X 1940.
c) 1941 r.:
1. Tobruk IV-XI 1941 (bitwa trwająca ponad pół roku!).

d) Wszystkie bitwy partyzanckie ZWZ-AK 1941-1945:
1. Oddziałów „Jędrusiów” na Kielecczyźnie,
2. Oddziałów majora „Ponurego” – Wykus, Końskie, Jewłasze,
3. Osuchy (Puszcza Solska), gdzie znajduje się największy cmentarz partyzancki w Europie.
4. Wiele innych miejsc pól bitewnych.

e) 1944 r.:
1. Falaise (Francja) – bitwa pancerna o Normandię -gen. Stanisław Maczek.
2. Warszawa – Powstanie Warszawskie! TA TABLICA NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA URĄGA PAMIĘCI BOHATEROM WARSZAWY! Nie ma ani bohaterskiej obrony Warszawy z 1939 r., ani też dramatycznej walki powstańców – aż 63 dni! Za to – na ironię powstańcom – są walki I Armii WP na Pradze we wrześniu 1944 i zdobycie (ruin) Warszawy w 1945 r. TAK, W SPOSÓB OCENZUROWANY PRZEZ WŁADZE PRL, OBECNE WŁADZE MIASTA I WOJEWÓDZTWA W TZW. III RP CZCZĄ PAMIĘĆ O BOHATERACH!
3. Arnhem (Holandia) – gen. Stanisław Sosabowski.

f) 1945 – Akcja „Burza” – Wilno, Lwów, Polesie, Lubelszczyzna.

Z okazji przebudowy Placu Litewskiego apeluję o zmianę pomnika – zamiast anachronizmu z czasów PRL proponuję jedną tablicę, symbolizującą wszystkich żołnierzy, poległych za ojczyznę (podobnie – jak na cmentarzu Orląt we Lwowie): NIEZNANY ŻOŁNIERZ POLEGŁY ZA OJCZYZNĘ.

Wyrażam zaniepokojenie stanem świadomości historycznej i politycznej władz Lublina i województwa, dziennikarzy i architektów. W programie TVP Lublin, prowadzonym przez Redaktora Ryszarda Montusiewicza, który mówił o zawstydzających miejscach na Placu Litewskim, ani prowadzący debatę, ani wszyscy zaproszeni przez redaktora goście, nie zwrócili uwagi na Pomnik Nieznanego Żołnierza, który nie integruje historycznie narodu, tylko dzieli. Na święto 11 Listopada, co roku jest dysonans polityczny: jedni idą składać wieńce i kwiaty przed Pomnikiem Nieznanego Żołnierza, a inni – nie mogąc pogodzić się z jego historyczną treścią – przed pomnikiem Józefa Piłsudskiego.

Oczekuję reakcji władz wobec tego anachronizmu z czasów PRL – podobno polityczne władze PiS mają obecnie program dekomunizacji symboli PRL.

Dyrektora i Redaktora TVP Lublin, pana Ryszarda Montusiewicza proszę o zwrócenie uwagi w formie aneksu do debaty, na dość istotną sprawę, prowadzoną w debacie telewizyjnej o Placu Litewskim. Czy Lublin rozprawi się ostatecznie z komunizmem, czy „widmo komunizmu”, zapowiadane przez Marksa i Engelsa w Manifeście Komunistycznym w 1848 roku, dalej będzie krążyć nad Lublinem?

Przy okazji – zwracam uwagę na irytujący mnie kamień na placu po dawnym hotelu „Victoria”. Jakim prawem były poseł i były radny do sejmiku, Jacek Czerniak z SLD postawił sobie pomnik z własnym imieniem i nazwiskiem? Co on symbolizuje? Właściwie – z czyjej inicjatywy powstało to kuriozum i jak tę sytuację może do tej pory tolerować Lubelski Urząd Wojewódzki?

Komentarz do wypowiedzi: „Paweł Kukiz nas zdradził”

youtube.com

Zagryziemy się wszyscy podziałami: „ja jestem od Kukiza”, a „dla mnie Kukiz jest zdrajcą”. Ci, którzy dalej dzielą się na kolejne grupy bardziej oburzonych na mniej oburzonych, to albo mają coś z głową, albo zżera ich pycha i megalomania, albo celowo sieją destrukcję na prawicy jako kryptokomuniści, oddelegowani do rozbijania prawicy. Nie obchodzi mnie to, czy ktoś jest od Kukiza, czy od Korwina, czy od Kowalskiego. Dla nas jest jedna wielka idea – zjednoczenie drugiego nurtu prawicy obok PiS. Ponieważ PiS jest partią hermetyczną, gdzie rządzi lokalna sitwa, utwórzmy drugą wielką organizację na prawicy. Jej zjednoczenie powinno być w interesie PiS, bo „plankton” na prawicy, w przypadku przegranej w wyborach samorządowych i parlamentarnych, zwiększa wyniki wyborcze Nowoczesnej, PO, PSL i SLD (przede wszystkim partii zwycięskiej, czyli PiS, ale – de facto – bardziej opozycji lewicowo-liberalnej). Nie zapominajmy – SLD może jeszcze wrócić na scenę polityczną. W interesie PiS jest istnienie alternatywnej prawicy, bo razem można dokonać zmiany konstytucji. Zacytujmy Młynarskiego: „Róbmy swoje”, czyli wykazujmy troskę o wspólne dobro, bardziej niż ci, których łatwo nazywamy zdrajcami. Mobilizujmy tzw. zdrajców, by nas poparli we wspólnej idei i swoją aktywnością pociągnijmy ich za sobą. Osobą, która symbolicznie reprezentowałaby nurt prawicowy, alternatywny wobec PiS, powinien być Kornel Morawiecki, który powinien budzić szacunek i uznanie u wszystkich przeciwników PO, Nowoczesnej, SLD i PSL.

Lublin – miastem urzędniczych absurdów!

Lublin jest miastem nr 1 w Polsce w turystycznej anty-promocji! Po Starym Mieście mogą jeździć do południa samochody dostawcze i śmieciarki (w innych miastach – tylko do godz. 8.00), a nie mogą wjeżdżać pojazdy elektryczne do wożenia turystów. Miasto promuje się jako jedno z niewielu miast Europy, wpisanych na listę Dziedzictwa Europejskiego w formie publicznego znaku o wielkości … znaczka pocztowego!
Lublin jest też JEDYNYM MIASTEM WOJEWÓDZKIM W POLSCE, POZBAWIONYM SZKOLNEGO SCHRONISKA MŁODZIEŻOWEGO! Jak mamy więc zachęcać wycieczki szkolne do zwiedzania miasta? Najpierw władze Lublina wymyśliły, że w obiekcie PTSM nie mogą nocować dorośli. Obiekt ten był idealnym miejscem dla studentów zaocznych – bliskość trzech uczelni, przystępne ceny. Obiekt miał na weekendy obłożenie 100% i trudno było tam zarezerwować sobie miejsce. Ale władze Lublina wymyśliły inaczej – wprowadzono regulamin, że w tym obiekcie mogą nocować tylko grupy szkolne, co przy innych działaniach anty-promocyjnych miasta spowodowało brak zainteresowania tym obiektem. Efektem tego było podjęcie przez Radę Miasta uchwały o likwidacji schroniska. Obiekt już stoi pusty (ciekawe – komu i za ile złotych zostały przekazane meble i całe wyposażenie obiektu?). A więc – to, co gdzie indziej się opłaca, przynosi miastu i dochody i pozytywną reklamę, w Lublinie się nie opłaca.
Szanownym radnym i miejskim urzędnikom polecam wspólną wycieczkę do Niemiec, gdzie istnieje doskonale zorganizowana sieć DJH (Deutsche Jugendherbergen – sam nocowałem w około 20 obiektach), by zapoznać się z realiami takich obiektów. Tam pobyt osób dorosłych w schronisku nie przeszkadza dzieciom i młodzieży, a taki obiekt doskonale promuje turystykę przyjazdową. Niezależnie od tego – lubelskim radnym – bezradnym życzę więcej wyobraźni przy podejmowaniu decyzji w sprawach miasta.

Moje podróże 2015 – kwiecień: Śvaty Kopecek

Święty Pagórek (Święte Wzgórze), obecnie przedmieście Ołomuńca – to stare miejsce pielgrzymkowe na Morawach. W połowie XVII wieku powstał tam kościół Nawiedzenia NMP, przy którym wybudowano klasztor premonstratensów (norbertanów). Z okazji kanonizacji św. Jana Sarkandra w 1995 r., papież Jan Paweł II udał się do Ołomuńca, a na Świętym Wzgórzu spotkał się z młodzieżą z Moraw. Barokowy zespół kościelno-klasztorny jest widoczny z Ołomuńca.

12819283_254656754875638_4547379491892793345_o.jpg