Wywiad w „Dzienniku Wschodnim” (24.02.2016) z prof. Jerzym Bartmińskim – „Wałęsa powinien spocząć na Wawelu..” – i mój komentarz poniżej

„…W trakcie swojej pracy na UMCS zajmował się pan nie tylko dydaktyką, ale też uczestniczył w powstaniu uczelnianych struktur NSZZ „Solidarność”. Jak pan ocenia opublikowanie akt TW Bolka i zamieszanie wokół Lecha Wałęsy?

– To smutny przypadek. Od dawna wiemy, że Wałęsa „coś tam” podpisał, do czego sam się kiedyś przyznał. Teraz wiemy trochę więcej, ale wiemy na pewno, że po roku 1976 zerwał współpracę. Nawrócił się, tak jak św. Paweł, św. Augustyn, św. Franciszek, najpierw grzesznicy, a potem wielcy święci. Liczy się bilans wszystkich dokonań, a nie błędy młodości. A Wałęsa dokonał rzeczy wielkich, był wodzem w walce i doprowadził do zwycięstwa, nie dał się skusić komunistycznej władzy, „nie pękał” – jak to krótko ujął Władysław Frasyniuk. Ja osobiście podziwiam go za to, że bez jednego strzału wyprowadził wojska rosyjskie z Polski, dokonał tego, czego nie udało się pokoleniom bohaterskich Polaków. Przegraliśmy Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe, a Wałęsa dogadał się z Jelcynem po dobrej woli i osiągnął sukces, epokowy. Za to należy mu się pomnik, a w przyszłości (ale oby żył jak najdłużej!) pochówek na Wawelu. Że zawistni rodacy go poniewierają? Pamięć o nich przepadnie, a Wałęsa zostanie Wałęsą”.

– „Amicus Plato – sed magis amicis veritas” – Panie profesorze – niech Pan nie porównuje Wałęsy do św. Pawła i św. Augustyna. „Bolka” poznaje się i bez teczki – „po owocach” – po „lewej nodze” i po esbeku, Mietku Wachowskim. Pan Wałęsa nie rozliczył się z przeszłością i nie pokajał przed narodem, jak św. Paweł. Porównanie Wałęsy do św. Pawła i św. Augustyna – w sensie ich ideowego nawrócenia, jest bluźnierstwem. To nie Wałęsa sam się rozliczył ze swoich haniebnych czynów – tylko był stopniowo demaskowany, przed czym bronił się zawzięcie, jak piskorz. Panie profesorze – miałem i mam nadal szacunek dla Pana – pamiętam dobrze Pana z czasów wspólnej działalności w latach osiemdziesiątych. Ale z wiedzy nie robi się religii! Sprawa Wałęsy powinna trafić do Sądu Najwyższego – niech zespół grafologów (również zagranicznych, jako niezależnych) orzeknie, czy te dokumenty – donosy i pokwitowania pieniędzy są prawdziwe, czy są fałszywe. A jeśli tak – to jak kapusia, który notorycznie temu zaprzecza, uznawać za bohatera narodowego?! Dziwię się Panu, że ma Pan tak rozmytą wrażliwość na prawdę. Wojciech Górski.

„BOLEK” – wątpliwy symbol Polski Niepodległej!

Dziwię się, że do tej pory nikt nie zainicjował społecznej akcji zmiany nazwy lotniska w Gdańsku z „Bolka” Wałęsy na Macieja Płażyńskiego. W przeciwieństwie do zakłamanego „Bolka”, zmarły marszałek Sejmu był postacią jednoznacznie pozytywną. Występuję więc z inicjatywą o sejmową ustawę w sprawie zmiany nazwy lotniska w Gdańsku z Lecha Wałęsy na Macieja Płażyńskiego. „Bolka” poznaje się nie tylko po teczce – „Bolka” poznaje się „po owocach” jego działalności – po esbeku Mietku Wachowskim i po „lewej nodze”. Zbierajmy podpisy wśród całego narodu, również wśród Polaków na emigracji, żeby oczyścić dobre imię Polski z hańby pseudo-bohatera narodowego. „Bolek” – won.z gdańskiego lotniska! Przy okazji – jak długo jeszcze będziemy w Polsce tolerować nazwy „22 lipca” i inne symbole, kojarzące się ze zniewoleniem Polski? Czas na odpowiednią ustawę w tej sprawie. A swoją drogą – utwórzmy internetową listę wójtów, burmistrzów i przewodniczących rad gmin, kultywujących do tej pory symbole sowieckiego zniewolenia.

Znak Dziedzictwa Europejskiego

Kiedy zwróciłem uwagę, że Lublin nie ma nowego Znaku Dziedzictwa Europejskiego, zostałem pouczony przez jednego lubelskiego urzędnika – jak to – przecież jest od kilku miesięcy! Jako przewodnik po Lublinie, nie zauważyłem faktu montażu nowej tabliczki. Kiedy poszedłem zobaczyć nowy znak, ogarnęła mnie irytacja i śmiech – mała pochyła tabliczka pod pomnikiem Unii Lubelskiej z informacją o wpisie Lublina na listę Dziedzictwa Europejskiego. Sam znak, w formie kwadratu, nie przekracza chyba 5 cm! Kiedy zawiedziony tym, zwróciłem uwagę wspomnianemu urzędnikowi, że właściwie, to tak – jakby tego znaku nie było, usłyszałem odpowiedź, że to nie on odpowiadał za formę graficzną tablicy. A więc – jak zwykle – „sukces (tabliczka jest!) – ma wielu ojców, porażka (jej rozmiary) – jest sierotą”. Komuś bardzo przeszkadzała stara tabliczka, która była zapisem kulturowej roli Lublina w latach: 2007-2015, jako jednego z około trzydziestu obiektów, wpisanych na Listę Dziedzictwa Europejskiego (może dlatego, że publicznie zwróciłem władzom miasta uwagę, że znak był brudny). Nie spotkałem się z tym, żeby gdziekolwiek indziej zdejmowano stary znak – wisi również na lubelskim zamku, wisi wielu innych miejscach Europy (Ostrzyhom). Działania władz Lublina polegają na tym, że zdejmują stary znak, z powodu którego ucierpiał wizerunek władz miasta, a nie umieszczą nowego znaku, co najmniej tej samej wielkości, by był widoczny z ulicy i był wobec turystów powodem do dumy mieszkańców Lublina. Czy naprawdę władzom miasta nie chce się zamówić tablicy z nowym większym znakiem, zeskanować jego logo i umieścić znak w widocznym publicznie miejscu? Czy znak o rozmiarach 5 cm, lub jeszcze mniejszy, jest właściwą promocją miejsca? – wydaje mi się, że wielkość tego znaczka (jak znaczka pocztowego) jest proporcjonalna do ambicji władz Lublina w promocji swojego miasta.

W dniu 2 lutego 2016 r. dopisano kolejnych 9 obiektów na Listę Dziedzictwa Europejskiego. Jest ich więc w Europie 29, a Polska ma ich 4 (Lublin – miasto Unii Lubelskiej, Warszawa – miasto pierwszej w Europie konstytucji, Gdańsk – kolebka Solidarności i od 2 tygodni – Łużna (k. Gorlic) – międzynarodowy cmentarz wojenny z I wojny światowej.
Poniżej – dwa znaki, którymi władze Lublina nie chcą się chwalić. Pierwszy – był przez ponad 2 lata brudny (odkąd świadczyliśmy usługę „Lublin City-Tour”), na co zwróciliśmy władzom uwagę, więc został solidnie wyszorowany i drugi – którego władze Lublina też „wstydzą się” eksponować.

Właśnie wróciłem z Chęcin, gdzie byłem w Centrum Nauki Leonardo da Vinci.

Coś podobnego do CN Kopernik w Warszawie, tylko mniej ludzi. Atrakcje trochę inne (niektóre takie same). Mnie się bardzo podobało, bo jest tam wiele ciekawych gier. Dlaczego dwukrotnie większy Lublin nie może zdobyć się na tego typu atrakcję? – brak ludzi z fantazją? (bo obiekt został wybudowany z funduszy, na podstawie złożonych projektów). Dlaczego Kielce mają z jednej strony miasta CN Leonardo da Vinci i Centrum Neandertalczyka, a z drugiej strony (w Krajnie) – Park Miniatur i Park Jurajski? Dlaczego Białystok ma obok (w Jurowcach) wioskę indiańską i Park Jurajski, dlaczego Toruń Olsztyn, a nawet Puławy mają planetarium, Łódź ma swoje Experymentarium wraz z aquaparkiem, Gdynia ma Centrum Nauki Experyment, aquaparki w Krakowie, we Wrocławiu i w Poznaniu należą do najpiękniejszych w Polsce, a LUBLIN NIE MA NIC? Dziwne, że przez wiele lat dzieci z Lublina, chcąc pojeździć „na rurze” w pływalni, jeździły właśnie do Nowin pod Kielcami, do Zamościa, a nawet do Bełżyc, bo w Lublinie nie było NIC! Dzieci – zamiast przyjeżdżać przynajmniej z terenu całego województwa do Lublina, wyjeżdżają na wycieczki do innych miast, bo tam się coś dzieje! A tu – pustynia atrakcji turystycznych! A pan Marcin i pan Hubert będą rozważać problem obecności sklepów żelaznych przy ul. Kowalskiej i drzew na Błoniach, kiedy ich kosztem (braku amfiteatru), sprawa Placu Zamkowego postawiona jest na głowie – i to przez 1/4 sezonu turystycznego! Obudźcie się z letargu „śpiący rycerze” z lubelskiego grodu! Wasi przodkowie oddali farę pod rozbiórkę, bo byli bierni – tak jak Wy obecnie!

Mój komentarz do uwagi w Dzienniku Wschodnim (05.02.2015) – dlaczego Lublin przegrał ESK z Wrocławiem

„Lublin na jednej ulicy we Wrocławiu. Czekają na pomysły”:

Żuk też był (i jest) z PO. Lublinowi nawet nie pomogli wpływowi politycy: Palikot, Mucha i Karpiński. Jeśli kamienica przy Bramie Grodzkiej wygrywa konkurs internautów na najbrzydsze miejsce w Polsce, a otoczenie dworca PKS nie zmieniło się co najmniej od 40 lat (od czasów moich studiów) – zardzewiałe budy-szczęki, połamane i krzywe płyty chodnikowe, jeżeli piękny Sandomierz ma dachówki, a Lublin – zardzewiałe blachy na dachach, jeżeli mamy slamsy w promieniu 200 m od Starego Miasta: Lubartowska, Furmańska, Zielona, Żmigród, Wyszyńskiego, Farbiarska, itd., itd. Sama pamięć o unii nie wystarczy – trzeba dbać o wizerunek miasta, inwestować w ścisłe centrum miasta, a nie w stadion, bo on tylko pochłania dodatkowe koszty, a igrzysk i tak – jak na razie brak. Proszę zobaczyć Łódzką Manufakturę, która jest największym centrum handlowo-gastronomiczno-rozrywkowym w Polsce. Proszę zobaczyć Szczecin, Bydgoszcz, Toruń. Jesteśmy grajdołem w skali Polski! A Pan Żuk za punkt swojego honoru chce pokazywać turystom Lublin City-Tour slamsy przy ul. Zielonej. Gratuluję „gospodarza”, który średnio przechodził ze swoimi gośćmi raz w tygodniu na Plac Litewski i nigdy nie widział brudnej, zalepionej przez kilka lat papierem i szarej już od błota tabliczki „Znak Dziedzictwa Europejskiego” (na co zwróciłem władzom pisemnie uwagę w dniu 27 lipca 2015 r., a wobec braku ich reakcji – powiadomiłem publicznie media w dniu 20 sierpnia 2015 r. Skutkiem tego było podziękowanie osoby z Wydz. Gospodarki Komunalnej UM Lublin „za troskę obywatelską”). Czy mam kolejny raz prowokować podobne podziękowania od władz miasta, ogarniętych urzędniczą inercją? Wojciech Górski.

„Złote myśli lubelskich urzędników…”

Rozpoczynam serial absurdu urzędników Urzędu Miasta Lublin, kierowanego przez dra Krzysztofa Żuka. W myśl zasady Miłosza „spisane będą czyny i rozmowy” – będą publikowane w odcinkach pisemne odpowiedzi „fachowców” – z podaniem ich imion, nazwisk, pełnionych funkcji oraz dat wysłanych pism.

Odcinek I: „istnieje obawa że (nasze) pojazdy (elektryczne) mogą stanowić zagrożenie bezpieczeństwa pieszych” – dr (?) Jakub Kosowski, Dyrektor Wydziału Sportu i Turystyki UM Lublin, w piśmie z dnia 28.05.2013 – w odpowiedzi na nasze pismo do prezydenta Lublina z dnia 05.04.2013:

Według władz Lublina, inne pojazdy takiego zagrożenia nie stwarzają. Ciekawa interpretacja! – Nasze pojazdy są najbezpieczniejsze z możliwych:
a) są wolnobieżne – do 25/h,
b) przy manewrach cofania mają sygnał dźwięku,
c) są bez przyczepki, co ułatwia jazdę, a zwłaszcza manewr cofania,
d) takie pojazdy nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa pieszych w innych miastach, uzdrowiskach i ośrodkach wypoczynkowych (Warszawa – deptak – Plac Zamkowy – mini pociąg z dwoma wagonikami, Nałęczów – park zdrojowy – melex z przyczepką).

W dniu 17 kwietnia 2015 r. wystąpiłem do Rady Miasta Lublin z wnioskiem o powołanie biegłych, którzy stwierdziliby – na jakiej podstawie nasze pojazdy elektryczne są bardziej niebezpieczne od wszystkich pojazdów spalinowych, w tym, dostawczych, śmieciarek, taksówek i limuzyn, kursujących po Starym Mieście.

W następnych odcinkach będzie: „o bezprawnym pobieraniu opłat za postawienie znaku drogowego na drogach publicznych”, „o badaniu nastrojów społecznych” i „sprawach ostatecznych” – poznają Państwo autorów innych „genialnych” opinii. Przez stwierdzenie: „powiedz mi – jakich masz współpracowników, a powiem ci – kim jesteś” – pana prezydenta Lublina będziemy poznawać po tym, jakich dobiera sobie współpracowników.

Poniżej: „pojazdy na Starym Mieście, nie stanowiące zagrożenia bezpieczeństwa pieszych”

„Ograniczanie ruchu pojazdów na Starym Mieście w Lublinie” i „estetyczna promocja Lublina” przez władze miasta.

W Lublinie po Starym Mieście mogą jeździć pojazdy spalinowe (kilkaset zezwoleń, w tym dla nas jako użytkowników lokalu na Starym Mieście), pojazdy dostawcze i śmieciarki (do godz. 12:00) i taksówki, a nie mogą jeździć nasze pojazdy elektryczne Lublin City-Tour do wożenia turystów. W innych miastach po zabytkowych strefach mogą jeździć tylko pojazdy elektryczne do wożenia turystów, w Lublinie – odwrotnie. W innych miastach pojazdy dostawcze i śmieciarki mogą wjeżdżać tylko do godz. 8:00 – u nas do 12:00.

Właśnie otrzymaliśmy kolejne odmowne pismo od wiceprezydenta (mimo iż zwracaliśmy się w tej sprawie do Rady Miasta). Serial urzędniczego absurdu trwa już 3 lata.

Lublin – „miasto inspiracji”? Poziom kompetencji i mentalność lubelskich urzędników nie różni się od ich poprzedników z czasów Gogola – carskich czynowników.

Zagadka – ile pojazdów widzicie na zdjęciu? – codziennie (poza niedzielami) w sezonie około godziny jedenastej jest ich mniej więcej tyle samo.

Zdjęcie obok – estetyczna promocja Lublina. Władze miasta, nie pozwalając mi przejechać wąskim busem (149 cm) na odcinku 180 m, spychają mnie i moich klientów na ul. Zieloną 12. Jeśli władze twierdzą, że nasi klienci nie są ich gośćmi – nie mają moralnego prawa uważać się za reprezentantów miasta.

Dwie ul. Poligonowe na mapie (Dziennik Wschodni, 23.01.2016)

A kiedy Szanowni radni rozwiążą problem dwóch ulic Bohaterów Monte Cassino – jednej na Sławinku, a drugiej na LSM? Czterdzieści lat temu były projekty połączenia obu ulic w jedną. Dzisiaj jest to niemożliwe. Proponuję więc – jedną nazwać Obrońców Monte Cassino, a drugą – Zdobywców Monte Cassino. Skoro radni miasta nie widzą problemu dwóch odrębnych ulic w różnych dzielnicach miasta, a niemieccy żołnierze dzielnie bronili wzgórza przez kilka miesięcy? Kombatanci niemieccy spod Monte Cassino złożyli wieniec na grobie generała Andersa w czasie jego pogrzebu, a nie było żadnej delegacji władz PRL. Czyżby radnym Lublina problem dwóch ulic o tej samej nazwie dotąd nie przeszkadzał? A tak na poważnie – co łączy (osiedla) Krasińskiego z Sienkiewiczem? – ulica Monte Cassino. Myślę, że bardziej – Okopy Świętej Trójcy, występujące u Krasińskiego i pobliski Żwaniec u Sienkiewicza. A więc – może ul. Podolska? Podobno w Lublinie jeszcze takiej ulicy nie ma.

Kiedyś, w średniowieczu przed ratuszami stały pręgierze, do których przywiązywano złapanych na gorącym uczynku przestępców

Można było im ubliżać, pluć na nich, itp. Taki delikwent, którego twarz wszyscy już dobrze zapamiętali, wynosił się z miasta.

Dzisiaj – w nieco zmienionej symbolice, władze same sobie stawiają słup hańby – za moje pieniądze! Hańbą jest bezprawne wymuszenie na mnie opłaty za słup i tablicę na drodze publicznej. Mało było władzom – pobierania ode mnie opłaty miesięcznej 600 zł za parking z kopertą (przy widełkach: 0-600 zł), to jeszcze kazano mi zapłacić za słup i tablicę … aż 1230 zł (1000 zł + VAT 230 zł). W Legionowie tablica i słup kosztują razem … 172 zł (brutto!).

Dla udokumentowania bezprawia lubelskich urzędników (czytaj: carskich czynowników), zamówiłem specjalne ramki z szybkami pleksiglasowymi, w których umieściłem zdjęcie, eksponując urzędnicze curiosum. Tablica wisi na moim busie już od lipca, a pojazd zimuje teraz w garażu. Ale… sprawa robi się nadal aktualna.

30 grudnia 2015 r. wysłałem kolejne (już 32 pismo do władz miasta – tym razem do Rady Miasta) w sprawie naszych busów. 14 stycznia 2016 r. przewodniczący Rady Miasta p. Piotr Kowalczyk poinformował nas, że pismo przekazał do ponownego rozpatrzenia prezydentowi Żukowi.

Pan Żuk publicznie wypowiedział się w dniu 25 czerwca 2015 r., że nasza sprawa wymaga zbadania opinii publicznej. Skoro tak – to podpieramy się tymi właśnie argumentami:

1. w dniach 8-10 lipca wygraliśmy sondaż w Dzienniku Wschodnim: 620 głosujących, 54% za, 43% – przeciw, 3% – nie miało w tej sprawie zdania.

15 grudnia 2015 r. – (po 4 miesiącach od złożenia naszego pisma) Rada Dzielnicy Stare Miasto wydała pozytywną opinię w naszej sprawie. Pół roku wcześniej pozytywnie naszą sprawę zaopiniowała Komisja Kultury Rady Miasta Lublin.
Jakie jeszcze sztuczne przeszkody wymyśli pan Żuk i jego ekipa, by nam dalej szkodzić?

Podobno sondaż w Dzienniku Wschodnim był pierwszym (i jak dotąd – jedynym) sondażem, który pan Żuk przegrał. Polecam się więc innym w walce z absurdami i złą wolą lubelskich urzędników.

12471791_234894683518512_8418093028369554099_o.jpg