Mój sprzeciw wobec nadużywania symboli.

Irytuję się, kiedy kandydat do parlamentu używa w swojej kampanii sloganu: „BÓG, HONOR, OJCZYZNA”.

Traktowanie Boga i Ojczyzny instrumentalnie do robienia swojej kariery – jako klucza do swojego sukcesu politycznego – uważam za niegodne wykorzystanie najświętszych symboli do zupełnie przyziemnych, najczęściej egoistycznych celów!

Dla wierzących jest drugie przykazanie Dekalogu „Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno”  – uniwersalne dla Żydów i chrześcijan. Robienie kariery politycznej na dewocji zaczęło się bezpośrednio po zalegalizowaniu chrześcijaństwa na początku IV wieku – i stało się dla wielu metodą zdobywania dla siebie politycznego poparcia.

Zbędny patos o honorze.

Honor jest wartością, która nie potrzebuje rozgłosu. Przedwojenne hasło stało się nadmuchanym sloganem pychy, często spychającym nasze polityczne cele na manowce: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”. Tego mocnego hasła użył jako naczelnej wartości w przemówieniu sejmowym minister J. Beck w dniu 5 maja 1939 r.  Miało ono zastąpić próby innych rozwiązań politycznych, eliminujących zagrożenie niemieckiej inwazji na Polskę. To hasło zostało powtórzone w pieśni o bitwie pod Monte Cassino:  „bić się o honor” – zamiast o naszą niepodległość!   

Honor jest uczciwością, dotrzymywaniem słowa, lojalnością, opartą na świadomej akceptacji. 

Szanowny kandydacie na posła – jak można mówić o honorze, kiedy partia, której jest Pan liderem stosuje niehonorowe metody walki z konkurentami politycznymi, zawłaszczając telewizję publiczną do promowania kandydatów głównie swojej partii i nie dopuszcza do publicznych debat, które powinny być dla kandydatów publiczną konfrontacją na kompetencje i argumenty?

„Rzadko na moich wargach…”

Ten piękny wiersz o Ojczyźnie napisał w 1925 r. Jan Kasprowicz, zgorszony licytacją polityków o zasługi dla Niej. Zacytowałem go kilka razy na Facebooku, szydząc z niektórych znajomych, którzy obnosili się ze swoimi orderami.  Jest to aktualna sprzed stu lat metoda zdobywania poparcia: „…ten się urządza najtaniej, ten poklask zdobywa i władzę – kto krzyczy, że żyje dla Niej!”

Z Ojczyzną związane jest słowo: „patriotyzm”. Reaguję nieufnie, kiedy ktoś nazywa się patriotą – mam skojarzenia ze stalinowską agenturą w Polsce, używającą przewrotnie bałamutnej nazwy:  Związku Patriotów Polski, instalującą sowiecki system władzy w Polsce, czy z późniejszym Patriotycznym Ruchem Odrodzenia Narodowego – z czasów Jaruzelskiego.  Warto przy okazji pamiętać, że patriotycznej frazeologii użyli przywódcy Konfederacji Targowickiej, którzy zwrócili się do carycy Katarzyny II – z prośbą o obalenie reformatorskiej Konstytucji 3 Maja.  Prawdziwy patriota nie powinien się tak tytułować. Zaprzeczeniem bezinteresownej służby dla Ojczyzny jest afiszowanie się.

Zamiast tych bogoojczyźnianych frazesów – niech kandydaci do parlamentu powalczą w debatach na argumenty i kompetencje, by wyborcy ocenili merytoryczną i moralną wartość każdego kandydata.