Biernat z Lublina i inni … nie z Lublina.

Przedstawiany przeze mnie poczet sławnych lublinian i osób zasłużonych dla Lublina, wywołuje u niektórych polemikę, kto był rodowitym lublinianinem, a kto – nie. Niektórzy lubelscy „aborygeni” (z języka łacińskiego – „ab origines”, czyli po początku, od urodzenia), uważają, że miejsce na tej liście należy się przede wszystkim osobom urodzonym w Lublinie.

W XIV i w XV wieku, dla bliższej identyfikacji osoby, podawano miejsce, skąd ta osoba pochodziła, a więc byli: Janko z Czarnkowa, Wincenty z Szamotuł, itp., Pod koniec XV wieku tworzyły się nazwiska z końcówką na … ski, ale dotyczyło to tylko prywatnych wiosek i miast (np. Tarnowski, czy Zamoyski). Paradoksalnie – Biernat z Lublina, czy Jan z Lublina w szczycie swojej zawodowe aktywności i sławy, nie mieszkali w Lublinie! – śmieszne byłoby, gdyby wszyscy mieszkańcy Lublina nazywali się: „… z Lublina” – przecież wiadomo!

Czy rzeczywiście, określenie „… z Lublina”, wskazuje na miejsce urodzenia tej osoby? – niekoniecznie. Można z całą pewnością stwierdzić, że ów człowiek spędził w tym mieście znaczną część swojego życia i w nim rozpoczął swoją zawodową aktywność, a gdzie się urodził – mniej ważne. Większość „sławnych lublinian” była mieszkańcami tego miasta z własnego wyboru, lub w wielu przypadkach – z wyboru rodziców, którzy przeprowadzili się ze swoimi dziećmi. Czeski przemysłowiec, Wilhelm Hess (o nazwisku kojarzonym z zastępcą Hitlera), znalazł się w Lublinie przypadkiem – z powodu ciężkiej choroby córki w czasie podróży do Kijowa.

W związku z prezentowanym pocztem, niektórzy wskazali na nazwiska sławnych osób urodzonych w Lublinie: Stanisława Kostkę Potockiego, Andrzeja Struga i aktora Mieczysława Czechowicza. Ci dwaj, pełniący najwyższe funkcje w polskiej masonerii, nie są na tej liście – nie dlatego, że byli masonami, ale że Lublinowi się nie przysłużyli. Masonem był Jan Hempel, który założył spółdzielnię LSS Społem i wniósł trwały wkład w rozwój Lublina. Z kolei, jeśli już obok Józefa Czechowicza miałby być jakiś drugi Czechowicz, to prędzej Marcin – XVI- i XVII-wieczny arianin (piszący się jako Czechowic), zmarły w Lublinie. Aktor, wcielający się w misia z „Dobranocki” ze słynnym epilogiem („A teraz możecie misia w … pocałować”), nie przysłużył się naszemu miastu. Stanisław Kostka Potocki zbył miastu swój pałac przy ul. Staszica, ale później, już jako minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, doprowadził do likwidacji dwóch kościołów i klasztorów franciszkańskich w Lublinie (przy ul. Kalinowszczyzna i przy ul. Bernardyńskiej) – nic pozytywnego w zamian nie proponując – m.in. opuszczony kościół i klasztor kupił za bezcen Rudolf Vetter, przeznaczając go na browar.
Lubelskim aborygenom wypada przypomnieć, że najbardziej znanym lublinianinem XX wieku był … towarzysz Bierut – sowiecki enkawudzista (urodził się na Rurach), miał jedyne w Polsce muzeum biograficzne przy ul. Sierocej i jedyny w Polsce pomnik.
Z kolei niektórzy mieli w Lublinie swoje „5 minut”, by na trwałe zapisać się w historii miasta, a więc – Ignacy Daszyński – za „tę jedną noc” z 6/7 listopada 1918 r. wszedł na trwałe do podręczników historii i jest kojarzony z Lublinem, Stanisław Staszic był autorem budowy pomnika Unii Lubelskiej, który jest symbolem Lublina, bł. Honorat Koźmiński poświęcił neogotycką kaplicę Matki Boskiej w kościele kapucynów, wybudowaną w niezwykłych okolicznościach, itp. Pointą tych wszystkich lublinian i nie lublinian jest Izaak B. Singer, który w Lublinie nie mieszkał, ale to miasto w świecie rozsławił, jak nikt inny wcześniej. O Karola Wojtyłę – św. Jana Pawła II nie będziemy się licytować z Krakowem i z Wadowicami, choć papież ma w Lublinie swój pomnik, jest patronem najstarszej uczelni Lublina, a ponadto jest też lubelski szlak turystyczny Jana Pawła II.

Jesteśmy dumni, że Czachórski, Rogowski, Zelwerowicz i inii urodzili się w Lublinie, ale spośród zasłużonych dla tego miasta, średnio co piąty pochodził z Lublina.
Jak Lublin pamięta o swoich mieszkańcach? – różnie. Wojciech Oczko – pierwszy na świecie lekarz, który napisał traktat o leczeniu kiły, łożący znaczne sumy na odbudowę kościoła św. Pawła w Lublinie, pochowany w tym kościele, jest patronem szpitala w Warszawie i w dwóch prowincjonalnych miastach Polski, ale Lublin nie wyróżnił dotąd tego medyka. Johannes Zuckertort – pierwszy szachowy wicemistrz świata, nie zasłużył dotąd na swoją ulicę w rodzinnym mieście. Wybitny XVII wieczny teolog, mistyk i asceta – dominikanin o. Paweł Ruszel, nie ma dotąd swojej ulicy, a miejscy radni, tuż po śmierci o. Alberta Krąpca (TW – bądź, co bądź), spieszyli się, by plac przy teatrze Andersena nazwać jego imieniem. Wobec odmowy zakonu, nazwali jego imieniem inny plac przy pałacu Czartoryskich.

Wacława Arciszowa, założycielka szkoły żeńskiej w Lublinie, Antoni Krzyżanowski i Tadeusz Moniewski – wybitni lubelscy nauczyciele i dyrektorzy szkół, rozstrzelani przez Niemców na początku wojny, nie zasłużyli dotąd na miano patronów lubelskich szkół. Za to kultywuje się się podrzędnych patronów, nie związanych z Lublinem, jak Sempołowska, Kosmowska i in. A więc – tzw. „wolna amerykanka” radnych, decydujących o nazwach ulic, placów, szkół, czy szpitali, wynika raczej z ich rażącej niewiedzy o historii miasta, kierowania się nastrojem chwili i polityczną koniunkturą.

Moja odpowiedź panu Czesławowi Dziemidokowi na opinię, że Radziwiłłowie byli zdrajcami

Panie Czesławie – niech Pan nie ulega dworskiej propagandzie Ludwiki Marii Gonzagi i jej nieudolnego męża Jana Kazimierza, ukształtowanej przez Sienkiewicza! Janusz Radziwiłł w Kiejdanach ma pomnik! To dwór królewski, na złość Radziwiłłowi, mianował komendantem Smoleńska (tak – Smoleńska!) Obuchowicza, który okazał się zdrajcą i poddał Moskalom twierdzę! To dwór królewski wstrzymał wypłatę żołdu, doprowadzając do buntu żołnierzy w armii Radziwiłła, to dwór mianował jego zastępcą – hetmanem polnym – Gosiewskiego (tak – Gosiewskiego! Smoleńsk? Gosiewski? – tak!), który mu bruździł, doprowadzał do awantur, anarchii w wojsku, do tego stopnia, że aż publicznie, na oczach żołnierzy doszło do rękoczynów między hetmanami! To nikt inny, ale hetman Janusz Radziwiłł bronił przez 3 dni słabymi siłami Wilna (7-9 sierpnia 1655 r.) przed inwazją moskiewsko-kozacką, a po klęsce, kiedy Moskale i Kozacy (zwyrodnialcy Zołotarenki) mordowali kilkanaście tysięcy mieszkańców Wilna (m.in. spalili ludzi żywcem u bernardynów), kiedy Wilno płonęło przez 13 dni, a do spalonego i ograbionego miasta wjechał złotą karetą car Aleksy, to co miał zrobić Janusz Radziwiłł, jak nie poddać Litwy Szwedom? Mimo wszystko – szwedzka okupacja wyglądała na bardziej cywilizowaną, niż barbarzyństwo moskiewsko-kozackie. Ale fałszerz historii, Henryk Sienkiewicz, nie napisał o tym ani słowem. Miał w tym cel, chwała mu za literaturę „ku pokrzepieniu serc”, ale dalej tkwimy w dogmatach i schematach, ukształtowanych przez dworską propagandę Ludwiki Marii. O Januszu Radziwille mógłbym napisać jeszcze wiele pozytywnych informacji – był on najlepszym kandydatem na króla Polski po śmierci Władysława IV, ale dwór królewski widział w nim niebezpiecznego rywala i go niszczył. Proszę poczytać o bitwie pod Białą Cerkwią, kiedy przekupiony przez dwór królewski stary pijak, hetman Mikołaj Potocki, nie pozwolił Radziwiłłowi odnieść sukcesu w bitwie z Kozakami, wycofując się z walki. Więcej rzetelności historycznej, a nie ulegania sloganom, Panie Czesławie! Proszę poczytać o dwóch bitwach pod Łojowem, o talencie wodza, który trzymał żelazną dyscyplinę w armii, wzbudzał respekt wśród żołnierzy i poddanych – takich ludzi nam brakowało! To co przedstawił Sienkiewicz, a później Hoffman w filmie – to fałszerstwo! Janusz Radziwiłł został otruty w Tykocinie w wieku 43 lat, a na filmie jest stary aktor Hańcza. Co do Bogusława – nie zaprzeczam – był jednoznacznym zdrajcą, ale Janusz złożył hołd Karolowi Gustawowi, tak jak Jan Sobieski i wielu jeszcze innych.

Pogarda wobec narodu polskiego, szyderstwa i kłamstwa wyzwalają odruch obronny

Po powstaniu styczniowym, kiedy Polska została podzielona między zaborców, ukształtowały się dwie szkoły historycznego myślenia: krakowska i warszawska. Krakowska, korzystając z rozległej autonomii narodowej i kulturowej za Franza Josefa I, za główną przyczynę podawała wady własnego narodu. Logicznie, tworząc związki przyczynowo-skutkowe, za praprzyczynę wszystkich nieszczęść dla Polski i Polaków, należy uznać ich wady i postawy, jeszcze w XVII wieku. Sam, pochodząc z Małopolski, czyli dawnej Galicji, utożsamiałem się z tymi poglądami, twierdząc w skrócie, że sąsiedzi nie narzucili nam ani liberum veto, ani wolnej elekcji. Nikt też nie zabronił naszym przodkom mieć większej armii w XVII i w XVIII wieku. Przeciwne stanowisko reprezentowała szkoła historyczna warszawska, która za główną przyczynę upadku państwa polskiego uznawała złą wolę sąsiadów, czyli „co nam obca przemoc wzięła”. Czytając wczoraj „popisy” pseudo-historyków, jak to dzięki carowi została zniesiona nam pańszczyzna, przypomniały mi się „lekcje historii” w carskiej szkole, jak to caryca Katarzyna zaopiekowała się krnąbrnym narodem Polaków, niezdolnych do posiadania własnego państwa (słynny „podręcznik” Iłowajskiego). Takie poglądy – kłamstwa, szyderstwa z tego, co Polacy byli przyzwyczajeni szanować i czcić, wyzwalały odruch obronny. Niedouczeni panowie: Dziemidok i Janik (były minister w rządzie Millera), jako spadkobiercy myśli politycznej carskiej Rosji, wyzwalają we mnie postawę i sposób myślenia szkoły historycznej warszawskiej, choć prawie zawsze utożsamiałem się z krakowskim krytycyzmem.

Moja odpowiedź na półprawdy, czyli kłamstwa panów Czesława Dziemidoka i Krzysztofa Janika – że to zaborcy znieśli nam poddaństwo i pańszczyznę u chłopów (wypowiedzi u pana Janusza Malinowskiego)

Przeraża mnie ignorancja historyczna panów Dziemidoka i Janika! Błagam Szanownych Panów – nie zajmujcie się historią, jeśli jej za dobrze nie znacie! Co prawda są tu mniejsze szkody, niż gdyby szewc robił operację i zszywał pacjenta, ale patologia myślenia historycznego staje się niestety zaraźliwa. Niech Panowie Czesław Dziemidok Krzysztof Janik nie posługują się sloganami, bo każda pół-prawda staje się kłamstwem! Nie rozgrzeszam polskiej arystokracji, ale państwo polskie rozmontowali nasi królowie z rodu Wazów – jeszcze w XVII wieku! Jahrgeld, zwany po polsku „jurgieltem” brali magnaci od cesarza, od króla Ludwika, a w XVIII wieku -również od carycy Katarzyny. To tak wyglądało, jak dzisiaj pan Lis jest redaktorem obcej gazety w Polsce – też opłacany przez sąsiadów. Feudalizm w Europie zniosła rewolucja francuska w 1789 r. – my nie zdążyliśmy z reformami, bo naszego państwa już nie było! – i tak mieliśmy pierwszą konstytucję w Europie, a rewolucyjny, Kościuszki Uniwersał Połaniecki, redukował wymiar pańszczyzny od 1/3 – do 1/2, a chłopów, służących w powstańczej armii zwalniał z pańszczyzny całkowicie. Które z państw zaborczych zdobyło się na ten krok jeszcze w XVIII wieku? Prusy zniosły pańszczyznę i poddaństwo chłopów już w 1806 r., ale uczyniły to po ekspansji haseł rewolucyjnej Francji (zwłaszcza po przegranych wojnach z Napoleonem), Austria uczyniła to w okresie Wiosny Ludów, zresztą zręcznie wcześniej buntując chłopów przeciw szlachcie w Galicji, w czasie rewolucji krakowskiej w 1846 r., by osłabić ruch powstańczy (tzw. rabacja galicyjska). Przewrotny car Aleksander II zniósł pańszczyznę w Rosji w 1861 r., – ale nie w tzw. Królestwie! – celowo, by ta część imperium była najbardziej zacofana i społecznie i gospodarczo. Akcję zniesienia pańszczyzny postawił sobie za cel, powstańczy Rząd Narodowy w 1863 r. i carat nie miał innego wyjścia, jak zatwierdzić postanowienia rządu powstańczego. Trudno było oczekiwać od Polaków reform w XIX wieku, kiedy nie mieli własnego państwa! Jest to więc nieświadome lub zamierzone kłamstwo autorów. W obu rewolucyjnych społecznie powstaniach: kościuszkowskim i styczniowym, ta sprawa była stawiana przez władze powstańcze. Skrót myślowy, dokonany przez autorów jest raczej demagogią niedouczonych historycznie amatorów. Przypomina mi to, wykład jednej z przewodniczek, która mówiła, że Ignacy Potocki to był pijak i karciarz, który przegrał swój majątek w Kurowie w karty. Zirytowałem się wtedy, mówiąc, że przede wszystkim był działaczem KEN i autorem pierwszej wersji Konstytucji 3 Maja, a przegrał majątek w karty w dniu 24 lipca 1792 r., akurat w Kurowie – Olesinie, gdy tam z wojskiem stał książę Józef Poniatowski, gdy wszyscy dowiedzieli się, że i tak Rosja im te majątki skonfiskuje, bo akurat dzień wcześniej król przystąpił do Targowicy (mam pamiętniki Niemcewicza, opisujące to zdarzenie, kiedy zdesperowani ludzie stawiali w karty własne fortuny). Z przegraniem majątku niby prawda – ale bez podania zasług Ignacego i przyczyn jego „hazardu” – zupełnie inny sens! Odnośnie przyczyn upadku państwa polskiego, napisałem 13 lipca artykuł o bratobójczej bitwie pod Mątwami 1666 r., po której nastąpił niekorzystny dla Polski rozejm z Rosją w Andruszowie. W tym miesiącu minie 350 rocznica jego podpisania. Warto sięgnąć do tragicznej postaci Jana Kazimierza, który był pierwszym grabarzem państwa polskiego, a w tym znacznie mu pomogli jego ojciec i starszy brat. (Polecam Jasienicy „Rzeczpospolitą Obojga Narodów”).

Nowy Rok 2017 – rok znaczących rocznic: 1917 r. – stulecie rewolucji bolszewickiej w Rosji.

 

W okresie Wiosny Ludów Marks i Engels napisali Manifest Komunistyczny, zapowiadając w nim widmo komunizmu, krążącego po Europie. Komunizm rosyjski opierający się na ideologii Marksa i Engelsa, rozwinięty przez Lenina, a następnie ukształtowany przez Stalina, wywarł wielki wpływ na życie polityczne, gospodarcze i społeczne setek milionów ludzi na świecie. Widmo komunizmu krąży nie tylko po Europie – krąży dalej na Dalekim Wschodzie i w Ameryce Środkowej. Homo sovieticus, ukształtowany przez system totalitarny, żyje dotąd w nas – system „wyprał” nam mózgi, zakłócił zdolność indywidualnego myślenia, rozwiązywania problemów, oduczył życiowej aktywności i przedsiębiorczości. Patologię życia społeczno-gospodarczego, jako dziedzictwo „komuny”, widać w krajach byłego ZSRR, gdzie działalność gospodarcza opiera się na układzie, będącym mieszanką mafii, dawnego aparatu władzy i bezpieki.

Nowy Rok 2017 – rok znaczących rocznic: 1717 r. – trzechsetlecie Sejmu Niemego.

Car Piotr I mediatorem między królem Augustem II Mocnym, a szlachtą, zawiązującą przeciw królowi konfederację tarnogrodzką. Król Saksonii i Polski, mający ambicje polityczne, wprowadzenia w Polsce absolutyzmu przy pomocy wojsk saskich, trafił na opór polskiej szlachty. Obie strony, w celu rozstrzygnięcia konfliktu na swoją korzyść, zwróciły się o pomoc do cara Rosji, który po zwycięstwie nad Szwecją pod Połtawą (1709 r.), wyrósł na najpotężniejszego władcę w Europie. Sejm Niemy jest symbolem haniebnego procederu zwracania się skłóconych i przegranych stron o „pomoc sąsiedzką” do wrogów państwa polskiego. Wkroczenie wojsk rosyjskich na Litwę oraz polityczne upokarzanie skłóconych stron zwiastowało dalsze ograniczanie suwerenności Polski, a w ostateczności – jej upadek. Data symbolizuje trzysta lat zależności Polski od Rosji, z krótkim wyjątkiem – tylko niecałe 21 lat Polski niepodległej w latach 1918-1939.

Nowy Rok 2017 – rok znaczących rocznic: 1517 r. – pięćsetlecie wystąpienia Marcina Lutra, początek reformacji w Europie.

Wystąpienie Lutra zapoczątkowało trwały podział zachodniego chrześcijaństwa na katolicyzm i wyznania protestanckie. W ślad za Lutrem wystąpili inni reformatorzy: Kalwin, Zwingli, a w Anglii ze zwierzchnictwem papieża nad Kościołem zerwał król Henryk VIII. Reformacja znacząco zmieniła oblicze Kościoła. W sprawach teologicznych zredukowała wiele sakramentów, uznając zasadę że do zbawienia najważniejsza jest wiara. W sprawach społecznych parafialne życie wspólnot protestanckich wywarło również pozytywny wpływ na poczucie więzi wspólnotowych w parafiach katolickich.

Nowy Rok 2017 – rok znaczących rocznic: 1017 r. – tysiąclecie udanej obrony Niemczy.

 

Równo 1000 lat temu armia polska Bolesława Chrobrego pokonała wojska cesarskie pod Niemczą. Cesarz Niemiec, Henryk II – późniejszy święty, oblegający wraz z pogańskimi Wieletami (Lutykami) gród Niemczę (znajdujący się na trasie między Wrocławiem, a Kłodzkiem), doznał porażki ze strony wojsk polskich. 1000 lat temu Polska po raz pierwszy i jedyny w historii, dała radę pokonać jednocześnie dwie armie zaborcze – w tym czasie kiedy cesarz wkroczył na Śląsk, od wschodu uderzył na Polskę kniaź Jarosław Mądry. Dobrze przygotowani Polacy powstrzymali wroga ze wschodu i poradzili sobie z wojskami cesarza. Kronikarz niemiecki Thietmar opisał oblężenie Niemczy, że załoga grodu była już całkowicie wyczerpana obroną. Ale w czasie wielkiej ulewy (oberwania chmury), kiedy wojska niemieckie schroniły się przed deszczem, polscy wojowie przeszli przez pierścień niemieckiego oblężenia i wzmocnili załogę grodu, zaopatrując ją w broń i żywność. Następnie, kiedy Niemcy budowali machiny oblężnicze, mające na celu zburzenie grodu, Polakom udało się je spalić. Cesarz, zniechęcony tym niepowodzeniem, odstąpił od Niemczy i wracał do Niemiec, nękany po drodze przez polskie wojska. Skutkiem rozstrzygającej obrony Niemczy był „zwycięski” pokój w Budziszynie, kończący ostatecznie trzy wojny Chrobrego z cesarstwem. W Budziszynie, w styczniu 1018 r., cesarz zgodził się nawet wysłać 500 rycerzy na wyprawę Bolesława do Kijowa, która nastąpiła w tym samym roku.

Pomnik dla „Siedmiu Wspaniałych” na 700-lecie Lublina w formie płaskorzeźby z brązu przed zamkiem.

Zbliżający się rok 2017 jest rokiem jubileuszu nadania Lublinowi praw miejskich. Z tej okazji jest wiele inicjatyw uczczenia takiej rocznicy, która pojawia się raz na sto lat.
Ja wystąpiłem z inicjatywą uhonorowania „100 wybitnych lublinian i ludzi zasłużonych dla Lublina”.
Z tej setki wyróżniłem siedmiu władców, którzy z perspektywy siedmiu wieków najbardziej przyczynili się do chwały Lublina i jego późniejszej pozycji na mapie Polski:
1. Leszek Czarny. Książę Małopolski (starszy, przyrodni brat Łokietka), sprawujący władzę w latach 1279-1288, jeszcze przed nadaniem praw miejskich Lublinowi. Pobił Jadźwingów i uwolnił wziętych do niewoli mieszkańców Lublina. Postawił kościół parafialny (farę), jako wotum za zwycięstwo. Jemu też przypisuje się budowę romańskiej wieży zamkowej. Z księciem tym związana jest najpiękniejsza legenda lubelska: „Sen Leszka Czarnego”. Fara – jeden z dwóch (obok ratusza) najważniejszych obiektów w średniowiecznym mieście, została niefortunnie rozebrana w połowie XIX wieku.
2. Władysław Łokietek – książę od 1306 r. a w latach 1320-1333 – król Polski. 15 sierpnia 1317 r. nadał miastu przywilej lokacyjny, przyczyniając się do rozwoju miasta w sposób zorganizowany, nadając autonomię administracyjną, sądowniczą i gospodarczą wójtowi, Maciejowi z Opatowca.
3. Kazimierz Wielki – król Polski w latach 1333-1370. „Zastał Lublin drewniany, a zostawił murowany”. Mało jest miast w Polsce, które zawdzięczałyby królowi tyle inwestycji: zamek, kaplica zamkowa, mury obronne miasta z bramami i kościół dominikanów. Zamek zburzył książę Rakoczy w 1657 r., mury zostały rozebrane (ich fragment mamy przy Bramie Krakowskiej). Ale istnieją inne obiekty, przynoszące dotąd chwałę Lublinowi (niektóre z nich są częściowo, lub znacznie przebudowane).
4. Władysław Jagiełło – wielki książę Litwy od 1377 r., król Polski w latach 1386-1434, wybrany w Lublinie przez rycerstwo polskie na męża młodziutkiej Jadwigi i króla Polski. Po wielkim zwycięstwie pod Grunwaldem kazał postawić w Lublinie kościół Wniebowzięcia NMP – jako jedyne w Polsce wotum za zwycięstwo nad Krzyżakami (kościół budowali … wzięci do niewoli Niemcy!). Król też wystroił kaplicę zamkową Świętej Trójcy freskami bizantyjskimi, tworząc z niej kulturowy unikat, gdzie katolicki, gotycki Zachód styka się z bizantyjskim Wschodem. Dla mieszczan lubelskich król ustanowił prawo składu, zmuszające obcych kupców do wystawiania towarów w mieście oraz 16-dniowy jarmark na Zielone Świątki.
5. Kazimierz Jagiellończyk – wielki książę Litwy od 1440 r., król Polski w latach 1447-1492. Ustanowił Lublin stolicą województwa (wyodrębnionego z woj. sandomierskiego) i zwiększył liczbę jarmarków w mieście do 4 w roku.
6. Zygmunt August – król Polski i wielki książę Litwy w latach 1548-1572. Doprowadził w Lublinie do zawarcia unii realnej między Polską i Litwą, tworząc wielonarodową Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Najdłużej istniejąca na świecie unia realna między państwami jest symbolem idei współistnienia wielokulturowego państwa, gwarantującego szlachcie swobody polityczne i wyznaniowe. W uznaniu dla dokonań Lublina jako miejsca, symbolizującego tę ideę, miasto zostało wpisane na Listę Dziedzictwa Europejskiego (jako jedno z 29 miejsc w Europie).
7. Stefan Batory – król Polski i wielki książę Litwy w latach 1576-1586. W 1578 r. król ustanowił w Lublinie Trybunał Koronny – najwyższy sąd apelacyjny dla szlachty w sądowniczej prowincji Małopolsce, do której, od roku 1589 włączona została Ukraina wraz z Kijowem. Lubelski trybunał przyczynił się do powstawania rezydencji magnackich w mieście – sędziowie trybunału i jego marszałkowie, budowali sobie pałace, które obecnie świadczą o dawnej pozycji Lublina, jako jednej z dwóch stolic polskiego sądownictwa. Paradoksalnie – sądownicza prowincja Małopolski (z Ukrainą), była kilkakrotnie większa od prowincji Wielkopolski (z Mazowszem), choć historyczne nazwy sugerują co innego.

W obronie dobrego imienia Marszałka Piłsudskiego – w 149 rocznicę jego urodzin

Ostatnio obserwuję nie spotykany wcześniej atak niektórych osób na osobę Marszałka Piłsudskiego. Facebook jest płaszczyzną, gdzie każdy piszący nie musi legitymować się licencją na przedstawianie swoich poglądów oraz nie ponosi odpowiedzialności za podawanie nieprawdy.
Zaobserwowałem w ostatnich tygodniach zupełną negację zasług Marszałka w odzyskaniu przez Polskę niepodległości oraz oskarżanie go o czyny, z którymi nie miał absolutnie nic wspólnego. Autorzy pism nie starają się nawet wyobrazić sytuacji – co by było, gdyby Józefa Piłsudskiego nie było? – niepodległość „spadłaby nam z nieba”, jak Czechosłowacji, która powstała w wyniku rozpadu tylko jednego państwa?
A co przeciwnicy Piłsudskiego – ówcześni endecy poczynili przez ponad cztery lata wojny w dziele budowania niepodległego państwa?
Józef Piłsudski, wychowany przez matkę w duchu romantycznego patriotyzmu, w czasie pobytu na Syberii poznał dobrze przekazane mu przez Bronisława Szwarce, realia walki w powstaniu styczniowym. Po powrocie z Syberii, zachwycony entuzjazmem mas w czasie rewolucji francuskiej, dostrzegając społeczną siłę rodzącego się ruchu socjalistycznego, w warunkach systemu policyjno-szpiegowskiego carskiej Rosji, tylko w tym ruchu dostrzegał możliwość szerszego oddziaływania na społeczeństwo i wychowywania go do niepodległości. Nie ulega wątpliwości, że Piłsudski potraktował socjalizm instrumentalnie, jako płaszczyznę tworzenia silnych więzi osobowych i tworzenia struktur społecznych, niezbędnych w warunkach dalszej walki.
Józef Piłsudski był charyzmatycznym wizjonerem, który dostrzegał wyjątkowość sytuacji – po raz pierwszy od czasu zaborów – walki zaborców między sobą. Wojna rosyjsko-japońska w latach 1904-1905 uświadomiła Polakom, że Rosja jest „kolosem na glinianych nogach”, skoro została pokonana przez tak małe państwo, jak Japonia. Rewolucja w Królestwie w latach 1905-1907 uświadomiła Piłsudskiemu, że same strajki i demonstracje nie stanowią żadnej siły w konfrontacji z rosyjskim wojskiem, czy dobrze uzbrojoną carską policją. Dlatego też zaczęły być tworzone bojówki PPS, tak że po raz pierwszy od czasów powstania styczniowego – ofiary były również po stronie rosyjskiej.
Bezpośrednio po upadku rewolucji w Królestwie, za pieniądze zdobyte w czasie napadów na rosyjskie pociągi pocztowe, zaczęto tworzyć pierwsze struktury wojska polskiego. W 1908 r. powołano we Lwowie tajną organizację polityczno-wojskową Związek Walki Czynnej, a w 1910 r. – w Krakowie i we Lwowie powołano dwie organizacje militarne „Strzelec” i „Związek Strzelecki”. Jakąż trzeba było mieć heroiczną wiarę w cel działania, by nie ulec szyderstwom wielu starszych osób, obserwujących musztrę młodych entuzjastów sztuki wojennej, mających zamiast prawdziwych karabinów – drewniane atrapy na sznurkach, by nie ulec szyderstwom z „komendanta, który prochu nie wąchał” (Piłsudski nigdy nie był w akademii wojskowej, ani nie był powołany do armii).
Piłsudski miał genialne wyczucie rozwoju wypadków w czasie zbliżającej się wielkiej wojny. Jego poglądy zarejestrował w Paryżu w lutym 1914 r. rosyjski polityk, Wiktor Czernow: najpierw „Rosja będzie pobita przez Austrię i Niemcy, a te z kolei będą pobite przez siły anglo-francuskie (lub anglo-amerykańsko-francuskie)”. Piłsudski dalej tłumaczył: najpierw walczymy przeciw Rosji, a później – w odpowiednim czasie – wystąpimy przeciw Niemcom I Austrii.
Piłsudski doskonale zdawał sobie sprawę, jaką rolę w odzyskaniu przez Polskę niepodległości odegra armia. Wyciągał z tego historyczne wnioski: w przeciwieństwie do biernych politycznie Polaków, walczących u boku Napoleona, podporządkowujących mu się całkowicie i nie mających własnej koncepcji politycznej, pamiętając o tragicznych skutkach braku strategii działania podchorążych, wywołujących powstanie listopadowe, według opisanej przez Mickiewicza zasady: „jakoś to będzie”, znając też magię tajnej pieczęci powstania styczniowego, wiedział że trzeba trzymać w swoich garściach inicjatywę polityczną i wojskową, mieć wpływ na selekcję kadr oficerskich i politycznych, przy pomocy których będzie można realizować swoje cele polityczne.
Po wielkim rozczarowaniu, kiedy wraz ze swoją pierwszą kompanią kadrową wkroczył do Królestwa i spodziewał się wybuchu antyrosyjskiego powstania, jego inicjatywę włączenia się do walki przeciw Rosji uratowali galicyjscy politycy, powołujący w zgodzie z władzami Austrii Naczelny Komitet Narodowy (NKN), któremu miały politycznie podlegać Legiony, jako formacja ochotnicza. Sam Piłsudski otrzymał oryginalną funkcję wojskową brygadiera.
Legiony, podporządkowane wojskowym władzom Austrii, nie dawały Piłsudskiemu swobody w realizacji celów polityczno-wojskowych. W tym celu powołał na początku wojny tajną organizację POW, która tworzyła struktury polskiego państwa podziemnego. Do tej organizacji, w ciągu trzech lat zwerbowano ponad 11 tysięcy członków. W organizacji tej obowiązywała dyscyplina wojskowa, więc Piłsudski mógł osiągać cele polityczne, mając i sztab wykonawczy i odpowiednie, sprawdzone kadry.
A jakie kadry – w przeciwieństwie do Piłsudskiego, nazywanego „szkodnikiem idei niepodległości” (Konrad Rękas), czy „miernotą” (Antoni Gut) – miała endecja? – żadne! W tym przypadku, podobnie, jak w każdym innym, sprawdza się ewangeliczna zasada: „poznacie ich po owocach” działalności. Sam lider endecji, stawiający najpierw na Rosję, po wojnie domowej i wycofaniu się jej z walki, przeniósł się do Francji. A w kraju, już rok po wojnie, trzeba było współpracować z okupantami niemieckimi i austriackimi. Widząc słabość militarną wielonarodowej monarchii Austro-Węgierskiej, Piłsudski przeniósł się do Warszawy negocjując warunki dla polskich legionów, wyrażając się pogardliwie o Austrii: „z trupami nie będzie trzymał”. Przeciągająca się wojna zmęczyła wszystkich. Okupanci z państw centralnych nie mogli powołać do swoich armii Polaków, będących obywatelami Rosji (sprzed 1914 r.) – mogli liczyć co najwyżej na liczny udział ochotników, a tych do Legionów nie przybywało. Piłsudski celowo wstrzymał dalszy pobór do Legionów, żądając ustępstw politycznych od Niemiec i Austrii (i w tej dziedzinie wykazał geniusz polityczny, wbrew opinii Sikorskiego, że należy dalej werbować ochotników). Skutkiem tego przesilenia była deklaracja ogłoszona w imieniu cesarzy przez generalnych gubernatorów Niemiec – Beselera w Warszawie i Austrii – Kuka w Lublinie o zamiarze utworzenia po wojnie Królestwa Polskiego, będącego sojusznikiem Niemiec i Austrii. Deklaracja ta, znana jako „Akt 5 listopada” 1916 r. musiała sprowokować stronę przeciwną do ustępstw, co zresztą nastąpiło – wreszcie mocarstwa zaczęły grać sprawą polską, wyciągając ją na forum polityki międzynarodowej – po raz pierwszy od ponad stu lat (Kongresu Wiedeńskiego 1815). Po tej papierowej deklaracji musiały nastąpić czyny – za zgodą okupantów została powołana przez Polaków Tymczasowa Rada Stanu, a ministrem wojny został w niej Józef Piłsudski.
W tym czasie, na początku 1917 r. w Rosji wybuchła rewolucja lutowa, a sama Rosja, podburzana przez niemieckich agentów, siejących antywojenne nastroje, wycofała się z wojny. I wtedy na ziemiach polskich, okupowanych przez Niemców i Austriaków zaistniała nowa rzeczywistość – z kim więc mają walczyć Legiony, jeśli Rosja już wycofała się z wojny, a niemieccy i austriaccy okupanci traktują dalej ziemie polskie jako kraj kolonialny? Sytuacja robiła się coraz bardziej kłopotliwa dla samego Piłsudskiego, postrzeganego na zachodzie Europy, jako marionetkę w rękach niemieckich. Na szczęście dla Piłsudskiego i Legionów, kryzys w relacjach z Niemcami i Austriakami sprowokowali sami okupanci, żądając od legionistów złożenia przysięgi wierności wobec Niemiec i Austrii. Spośród trzech brygad, pierwsza i trzecia – odmówiły złożenia przysięgi (druga – z gen. J. Hallerem – złożyła ją, a rok później, jako jedyna – walczyła ze wszystkimi trzema zaborcami, ewakuując się przez Odessę do Francji).
Nie było dla Piłsudskiego lepszego rozwiązania, niż internowanie go i osadzenie w twierdzy w Magdeburgu! Rosła jego legenda, jako przywódcy, walczącego ze wszystkimi zaborcami. Odcięcie się od Niemiec jeszcze bardziej go uwiarygodniało wśród Polaków, mających złe zdanie o wszystkich zaborcach. W tych warunkach została powołana trzyosobowa Rada Regencyjna, jako łącznik między władzami okupacyjnymi, a narodem – organ administracji państwowej, podległy Niemcom. Po kolejnej rewolucji w Rosji i dojściu do władzy bolszewików oraz fiasku rokowań z nimi, zawarcie przez Niemcy i Austrię traktatu z tworzącą się Ukrainą, obejmującą ziemie etnicznie polskie, skompromitowało do reszty okupantów i sprowokowało drugą brygadę Legionów do wystąpienia przeciw nim. Polacy nie mieli już żadnych złudzeń co do rzeczywistych intencji Niemców i Austriaków. Masowo do Wiednia były odsyłane ordery nadane przez cesarza Franciszka Józefa.
Na szczęście dla Polaków, udział wojsk amerykańskich po stronie ententy, znacznie wzmocnił ich siły i jesienią 1918 r. nastąpiło zakończenie wojny, podpisaniem kapitulacji, najpierw – Austro-Węgier, a później Niemiec.
Nie tak dawno Konrad Rękas szydził z Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, utworzonego w Lublinie, że kiedy zaproponowano Witosowi funkcję premiera rządu złożonego z przedstawicieli socjalistów i ludowców, ten zapytał – a gdzie endecja?, po czym zabrał się i wyjechał z Lublina. Zapytam tego pana, nazywającego Piłsudskiego „szkodnikiem idei niepodległości” – a dlaczego endecja w tym czasie nie tworzyła własnego rządu? – przecież główny przeciwnik polityczny siedział jeszcze w Magdeburgu! Nie tworzyła, bo:
1. Nie miała o tym pojęcia!
2. Nie miała odpowiednich kadr!
3. Nie miała autorytetu w społeczeństwie, doświadczonym ciężarami wojny.
Nic więc dziwnego, że Warszawa uroczyście witała powrót Piłsudskiego z Magdeburga, w którym był internowany do ostatniego dnia wojny.
Jedyny „wyczyn” endecji w kraju w tym czasie – to nieudany pucz pułkownika Januszaitisa 5 stycznia 1919 r. , który został osobiście wyśmiany przez Piłsudskiego. Nie umniejszam roli Dmowskiego w walce o zachodnią granice Polski na konferencji w Paryżu, ale tu w kraju – był tylko Piłsudski. Tempo tworzenia kraju, jego administracji, działalności ustawodawczej, rozbudowy armii, która przydała się w 1920 r. było zawrotne, jak nigdy w historii. Naczelnik Państwa Józef Piłsudski był więc nie tylko żołnierzem, tworzącym etos polskiego wojska, ale też sprawnym politykiem.
Jeden ze znajomych na facebooku napisał: „czy ktoś słyszał kiedykolwiek jakąś pieśń o Dmowskim”? Piłsudski wyruszył do Królestwa z pieśnią powstania styczniowego „Hej strzelcy wraz”. Niedługo potem powstały nowe pieśni legionowe: „Piechota”, „O mój rozmarynie” i kolejne – z którymi identyfikował się naród, a legenda walki budziła Polaków z bojowego uśpienia. Powstała też pieśń, którą sam Piłsudski uznał za najdumniejszą, jaką kiedykolwiek stworzyła Polska – „Legiony”, która wyraża najpierw żal i irytację wobec obojętności, a później pogardę do tych wszystkich, którzy w tych trudnych czasach legionistom nie pomogli. Trzeba też pamiętać, że to właśnie w legionach wyrosły żołnierskie legendy: Hallera, Sikorskiego, Sosnkowskiego, Rydza-Śmigłego, Wieniawy-Długoszowskiego i wielu innych. Choć drogi Hallera i Sikorskiego z Piłsudskim później się rozeszły, to ci generałowie i politycy wzrastali w środowisku wojskowo-politycznym, utworzonym przez Piłsudskiego.
Kończąc – wyrażam wielki szacunek i uznanie dla człowieka czynu, charyzmatycznego człowieka, który obudził w rodakach uśpionego ducha męstwa i waleczności. Wielka idea potrzebuje wielkiego przywódcy. Zacytuje więc relację samego marszałka o fenomenie narodowej solidarności w powstaniu styczniowym: „Wielkości, gdzież twoje imię?”.
Na czyje zlecenie piszą obecnie: bezczelny fałszerz historii, Piotr Zychowicz, piszący że to Piłsudski jest winien pozostawienia Polaków na wschód od granicy ryskiej (wpływ na kształt granicy miała endecja – wbrew federacyjnej koncepcji Piłsudskiego, a głównie – Stanisław Grabski), Konrad Rękas, nazywający Piłsudskiego „szkodnikiem idei niepodległości”, Antoni Gut, nazywający Piłsudskiego „miernotą” – ci wszyscy razem, wraz z Bogną Polcyn, porównujący Piłsudskiego do „Bolka” Wałęsy? Jeżeli dla pani Polcyn płaszczyzną porównania jest internowanie Piłsudskiego w Magdeburgu, a Wałęsy w Arłamowie, to zwracam uwagę, że legioniści nie byli jeńcami wojennymi, więc jako neutralni mogli być tylko internowani – zresztą w Szczypiornie grali w piłkę ręczną (stąd szczypiorniak). Co jest więc niemoralnego w tym, że Piłsudski był internowany? A jak szanowna autorka tych bredni skomentuje fakt internowania prymasa Wyszyńskiego w Komańczy? – też porówna prymasa do Bolka? (geograficznie – Komańcza nie jest tak daleko od Arłamowa).
Artykuł został napisany w 149 rocznicę urodzin Marszałka. Jest to moja odpowiedź na falę ataków na wszystkich, walczących o niepodległość – powstańców listopadowych (Gut), czy powstańców warszawskich (Zychowicz). Swoim anty-polskim jadem nie zniszczycie tradycji historycznej narodu. A ja postaram się o to, by – tak, jak wy obecnie linczujecie naszych bohaterów, dopadł was medialny lincz w tym samym stylu.
Wojciech Górski